Zobacz w portalu A&B!
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Architektura (a)polityczna część 2. Patowolność

13 kwietnia '21

Patowolność

Wzajemne relacje architektury i polityki kojarzą się dość powszechnie z wielkimi państwowymi inwestycjami, propagandowymi budowlami autorytarnych reżimów, oficjalnymi dyrektywami totalitarnych dyktatur. W codziennej pracy zwykłego projektanta, który nie jest Pniewskim czy Koolhaasem, nie ma miejsca na refleksję dotyczącą wpływu polityki na architekturę. Polityka dzieje się tam, gdzieś daleko w Warszawie, Brukseli, Waszyngtonie. Tu, blisko, mamy problemy z zapewnieniem odpowiedniego nasłonecznienia mieszkań i oczekiwania inwestora, by na niewielkiej działce zmieścić jak najwięcej mieszkań o powierzchni dostosowanej do zdolności kredytowej przyszłych lokatorów. Tak wygląda rzeczywistość, a nie „jakaś polityka”.

Deweloperotetris

Deweloperotetris

il. Błażej Ciarkowski

W 2006 roku Michael Sorkin udzielił wywiadu, w którym zwrócił uwagę, że architektura nigdy nie jest apolityczna. Zawsze służy wzmacnianiu relacji społecznych począwszy od stosunków rodzinnych, na relacjach między rządzącymi a rządzonymi kończąc. Podążając tym tokiem myślenia, odnajdziemy polityczne znaczenie w architekturze pozornie „apolitycznej”. Dotrzemy do drobnych elementów codzienności, które okazują się metaforami całego politycznospołecznego systemu. Takim symbolem w odniesieniu do międzywojennej Polski są służbówki w modernistycznych luksusowych kamienicach projektowanych przez Juliusza Żórawskiego. Stanowią doskonałą metaforę istoty II Rzeczypospolitej państwa aspirującego do nowoczesnego, a jednocześnie zanurzonego w ogromnych nierównościach postfeudalizmu (tym, którzy nie widzą w instytucji służącej niczego złego, polecam książkę Marty Madejskiej, Joanny KucielFrydryszak lub Alicji UrbanikKopeć).

Pokaż mi swoje prawo budowlane, a opowiem Ci o Twoim społeczeństwie pisały Karoline Meyer i Katharina Ritter porównując przepisy obowiązujące w Londynie i w Wiedniu.

Wnioski płynące z analiz były jasne. „Czerwony Wiedeń” okazał się nie tylko lepszym gwarantem praw lokatorskich, ale i bezpieczeństwa użytkowników budynków. Rozważania Meyer i Ritter należy jednak uzupełnić o jedną, bardzo istotną w polskich warunkach, kwestię. O kondycji systemu społecznopolitycznego mówią nie tylko zapisy prawa, ale i skuteczność ich egzekwowania.

W latach 80. XX wieku polscy architekci mówili o wolności.

Architekt nie musi za wszelką cenę budować lepiej milczeć niż kłamać, godząc się na degradację swojej sztuki pod presją zaspokajania doraźnie rozumianych potrzeb głosiła grupa „Dom i Miasto”, obarczając projektantów (częściową) odpowiedzialnością za wcielanie pewnych utopijnych idei w życie.

Po ponad trzech dekadach wolnej Polski można pokusić się o analizę tego, w jaki sposób polscy architekci i urbaniści budowali ową „wolność”…

Architektoniczną manifestacją społecznopolitycznego ustroju III Rzeczypospolitej jest mieszkaniówka. Budowana w opozycji do szarej monotonii PRLowskich bloków i problemów z towarzyszącą infrastrukturą. W kontrze do niewydolności państwowego przemysłu budowlanego.

urbanistyka łanowa

urbanistyka łanowa

il. Błażej Ciarkowski

Po pierwsze […] można domniemywać, że kubatura wzniesiona w warunkach gospodarki rynkowej mogłaby być niepomiernie większa. Pod drugie, efekty na pewno byłyby lepsze w ten sposób w 2001 roku Andrzej Basista podsumowywał osiągnięcie Polski Ludowej w zakresie budownictwa wielorodzinnego.

20 lat później możemy z całą pewnością stwierdzić, że mityczna „niewidzialna ręka rynku” nie jest w stanie (nie chce?) rozwiązać problemów z deficytem mieszkań. Wyniki dekady Gierka są wciąż nieosiągalne. Postęp w obszarze jakości zaprojektowanej przestrzeni także wydaje się wątpliwy.

Na usprawiedliwienie autora „Betonowego dziedzictwa” można dodać, że nie on jeden uległ powszechnemu entuzjazmowi wobec kapitalizmu w amerykańskim wydaniu. Istotę neoliberalizmu stanowi wszak przeświadczenie, że jest on podstawą zdroworozsądkową, opartą na bezwzględnej logice niczym matematyczne twierdzenia. Fundamentem owej postawy, a jednocześnie przyczyną bolączek polskiej architektury jest pojęcie „wolności” oraz jego interpretacja.

„Wolność” w rozumieniu części projektantów, to powrót do „historycznych” (a więc, w ich mniemaniu, „naturalnych”) zasad kształtowania przestrzeni. Po co konsultacje społeczne? „To sprawa wolnego rynku”. Po co mieszkania socjalne? Niech o wszystkich decydują możliwości finansowe. „Wystarczy, że ludzie zagłosują swoimi pieniędzmi” pisał Wojciech Gwizdak. Podążając tym tropem, odchodzimy od podstawowych praw człowieka (mieszkanie jest takim prawem!) zastępując je prawami podaży i popytu.

„Wolność” to rezygnacja z ograniczeń w planowaniu. W 2018 roku z „Warunków technicznych” wykreślono zapis o minimalnych gabarytach poszczególnych pomieszczeń, zastępując je minimalną powierzchnią całego lokalu mieszkalnego. Wynosi ona 25 m². Wielu deweloperów (i projektantów) uważa jednak, że zapis ten jest zbyt rygorystyczny i należałoby go wykreślić. Wtedy można by zupełnie legalnie tworzyć mikropartamenty o powierzchni 8 m², które w obecnej sytuacji są ujmowane w projektach jako… lokale usługowe.

Patodeweloperka

Patodeweloperka

il. Błażej Ciarkowski

Ilość ograniczeń w polskim prawie jest stosunkowo niewielka, zaś egzekwowanie istniejących często bywa nieskuteczne. Wyraźnie ukazało to studium jednego z warszawskich osiedli deweloperskich wykonane przez Kacpra Kępińskiego. Mimo iż spełnione zostały warunki dotyczące dostępu do światła słonecznego, realne nasłonecznienie przestrzeni mieszkalnej jest znikome. Podobnie przedstawia się kwestia zieleni. Wymagana planem powierzchnia biologicznie czynna sprowadzona zostaje do niewielkich trawników, zielonych dachów (maty wegetacyjne!) czy nasadzeń w donicach, a drzewa są w stanie wyrosnąć jedynie na niewielkich skrawkach gruntu wzdłuż ciągów komunikacyjnych. Oczywiście zdaniem wielu nawet te śladowe ograniczenia hamują rozwój budownictwa w Polsce…

„Wolność” to niczym nieograniczona możliwość dysponowania prywatną własnością. Święte prawo własności (ŚPW) wpływa na kształt polskiej przestrzeni silniej niż niejeden zapis legislacyjny. Stanowi uzasadnienie dla samowoli budowlanych i realizacji niezgodnych z miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Na ŚPW powoływał się łódzki biznesmen, chcący, wbrew zapisom regulacyjnym, wznieść wieżowiec w centrum miasta oraz rzesze jego internetowych obrońców.

Święte Prawo
Własności

Święte Prawo Własności

il. Błażej Ciarkowski

O ŚPW mówią właściciele kamienic w trakcie rugowania dotychczasowych lokatorów. Skutkiem koncentracji uwagi na tym, co prywatne jest odwrócenie jej od tego, co wspólne. Wśród nich wymienić można prywatopię grodzonych osiedli oraz zespoły zabudowy mieszkaniowej powstające wbrew logice, zasadom planowania, a niekiedy i prawu. Brak społecznej świadomości potrzeby kształtowania dobrej przestrzeni, która zmusza, aby dla dobra ogółu ograniczyć partykularne interesy, sprawia, że sugerowana przez Magdalenę Staniszkis idea scalenia i ponownego podziału gruntów brzmi niemal jak kolektywizacja.

Fałszywie rozumiana „wolność” jest w istocie PATOWOLNOŚCIĄ. To rzeczywistość, w której, zgodnie z myślą Margaret Thatcher, nie istnieje społeczeństwo, a jedynie zbiór rywalizujących ze sobą jednostek. „Dobro wspólne” staje się synonimem słowa „niczyje”, o które nikt nie dba. Wiara w neoliberalną logikę podsycana negacją całego dorobku PRLu stały się jednym z aktów fundacyjnych III RP. Ośmiometrowy pseudoapartament na nowym osiedlu deweloperskim jest zaś architektoniczną manifestacją jej systemu społecznopolitycznego.

 
Błażej Ciarkowski


Artykuł jest częścią cyklu Architektura (a)polityczna.
Część 1. Archi-washing

Głos został już oddany

DACHRYNNA: zintegrowany system dachowy 2w1 (Dach + Rynna)
SPACE Designer
INSPIRACJE