Rozmowa z numeru A&B 05|2023
Ekspert z Polskiego Związku Firm Deweloperskich i redaktorka A&B Marta Kulawik rozmawiają o przewodniku „Eco Avengers”, o zmianach lokatorskich i innych pomysłach na ograniczenie śmieci na nowo wybudowanych osiedlach oraz ekologicznych materiałach budowlanych. Także o dobrych praktykach, pilotażowych rozwiązaniach deweloperskich i inspirujących budynkach.
Paweł Wołejsza — Urodzony w 1990 roku. Architekt IARP i urbanista. Doświadczenie zawodowe zdobywał, pracując w pracowniach Centrala, BDM Architekci. Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej (2016), odbył stypendia wyjazdowe w University of Detroit Mercy SoA (2013) oraz Stanford University School of Engineering (2014). Opiekun i konsultant multidyscyplinarnej grupy projektowej AEC Global Teamwork PBL LAB na Stanford University (2015). Prowadzący warsztaty projektowe dla dzieci — Towarzystwo w Przestrzeni. Współautor wielu projektów w przestrzeni Warszawy: Brama Mokotowa i plan rozwoju historycznego kampusu SGH — 1. nagroda (2014), Changing the face Rotunda Warsaw (2013) — wyróżnienie. Laureat drugiej nagrody ex-aequo w konkursie na Szkołę Muzyczną w Poznaniu (2015) oraz zdobywca wyróżnienia w konkursie studenckim na projekt domu jednorodzinnego z charakterem. Twórca koncepcji symbolicznej transformacji placu Defilad w warszawską Agorę oraz laureat nagrody specjalnej konkursu „Patrz na Plac” organizowanego przez Futuwawę. Podczas pobytu w Detroit (2012) brał udział w wypracowaniu wytycznych do strategii rozwoju miasta. Prowadzi własną pracownię projektową i jest partnerem w start-upie proptechowym. Współautor ekologicznego przewodnika grupy Eco Avengers, która została powołana przez Polski Związek Firm Deweloperskich. Ekspert na międzynarodowej konferencji Redefining Cities in View of Climate Changes (2019) organizowanej przez WAPW. Współautor przewodnika o projektowaniu budynków z myślą o ochronie ptaków wydanego przez stowarzyszenie PTA.com i PLGBC. Autor artykułów dla Rzeczpospolitej Nieruchomości, Inmag, Lighthouse, Vademecum Dewelopera, Gazeta.pl i innych.
Marta Kulawik: Na początek proszę o wyjaśnienie, czym się zajmuje Polski Związek Firm Deweloperskich, w którym udziela się Pan jako ekspert.
Paweł Wołejsza: PZFD to największa i najbardziej wpływowa organizacja branży deweloperskiej, która od dwudziestu lat reprezentuje interesy firm deweloperskich w Polsce i Unii Europejskiej. Podejmujemy działania na rzecz tworzenia dobrego prawa, polepszania warunków inwestowania na rynku nieruchomości, rozwoju zawodowego pracowników firm członkowskich oraz poprawy wizerunku branży.
Marta: W ramach aktywności w PZFD współpracował Pan przy redagowaniu przewodnika „Eco Avengers” wydanego na początku 2020 roku pod hasłem „Od dewelopera do ekobohatera, czyli jak uratować świat i nie zbankrutować”. Minęły ponad trzy lata. Jak idzie ratowanie świata? Czy widać jakieś namacalne rezultaty wydania tej publikacji albo zwiększone zainteresowanie tematem?
Paweł: Przewodnik miał pokazać jak najwięcej rozwiązań dostępnych na rynku nieruchomości. Przede wszystkim rozwiązania niedrogie, po to, aby firmy deweloperskie, wspólnoty, a nawet prywatni inwestorzy mogli je wdrażać na swoich osiedlach, inwestycjach. Często kryterium ceny przy wyborze lokalu mieszkalnego jest kluczowe, stąd próba znalezienia niedrogich rozwiązań, które w dużej skali mogłyby rzeczywiście zmieniać świat.
Marta: Zespół ekspertów „Eco Avengers”, grupy stworzonej do napisania ekoprzewodnika, jest multidyscyplinarny i składał się z dziewięciu osób, w tym Pana. W jakiej dziedzinie Pan się specjalizuje i jakie dyscypliny reprezentują pozostali członkowie zespołu?
Paweł: Aby opracowanie było jak najbardziej komplementarne, wśród ekspertów znaleźli się hydrolog, socjolog miast, biolog, osoba znająca się na transporcie miejskim, przedstawiciel młodego pokolenia wchodzącego na rynek nieruchomości, a także architekt. Miałem przyjemność wystąpić w tej roli. Dodatkowo pieczę nad zespołem i opracowaniem sprawował wiceprezes PZFD Konrad Płochocki.
przykładowe strony z przewodnika „Eco Avengers”
© Polski Związek Firm Deweloperskich
Marta: Zawodowo projektuję wnętrza i często zastaję po prostu nieprzemyślane układy funkcjonalne mieszkań deweloperskich. Inwestor, który płaci po kilkanaście tysięcy złotych za metr kwadratowy oczywiście chce, by ten metraż był wykorzystany jak najlepiej — a żeby tak było, często pierwszą rzeczą, jaką mam ochotę zrobić i o jaką proszą klienci, jest wyburzenie istniejących ścianek działowych i postawienie nowych w innym miejscu. Widzę tu ogromny problem z marnotrawstwem materiału. Według mojej orientacji obecnie nie ma możliwości oddania mieszkania bez wybudowanych wszystkich ścian (w tym działowych) znajdujących się w projekcie. Ale może rozwiązaniem byłoby zmodyfikowanie przepisów w taki sposób, żeby mógł o tym decydować właściciel nieruchomości przed odebraniem kluczy?
Paweł: Ależ można! Przepisy prawa nie zakazują oddawania mieszkań bez ścianek działowych. Toaleta musi być „wydzielona”, na przykład zasłoną. Ale klienci nie chcą takich mieszkań. Jak kupują kilkupokojowe, to preferują wymurowane ściany, aby zmniejszyć czas i koszt remontu, a także aby wyobrazić sobie docelową przestrzeń. Dodatkowym aspektem jest doprowadzenie wymaganych instalacji do „wydzielonej łazienki” oraz aneksu kuchennego. Mocowanie tych instalacji wyłącznie w zewnętrznych ścianach lokalu zamiast działowych powodowałoby wiele problemów również wpływających na docelowy projekt wnętrz. A działowe ścianki to nie tylko gruz powstały z rozbiórki ścianek, ale też setki metrów bieżących kabli, puszek i innych rzeczy. Przy wyburzaniu fragmentów ścianek przecież nikt nie odzyskuje tych elementów, problem jest powszechny. Dlatego wielu deweloperów z PZFD zachęca do wprowadzania zmian lokatorskich jeszcze na etapie budowy. Jest to korzystne dla obu stron — dewelopera z wykonawcą, jak i klienta. Wiem, że kilka firm realizowało puste lokale mieszkalne, a następnie ścianki dobudowywało według odrębnej Umowy, ale w Polsce to naprawdę rzadkość.
budynek XIX-wiecznej Cukrowni Żnin przekształconej w centrum konferencyjno-wypoczynkowe jako przykład udanego ponownego użycia istniejącej zabudowy — proj.: Bulak Projekt, Less is Core, MML Architekci, MIXD
© Grupa Arche
Marta: Nie da się zaprojektować mieszkania uniwersalnego, odpowiadającego wszystkim. Inne potrzeby na tym samym metrażu może mieć osoba starsza i/lub z niepełnosprawnością, inne para z dzieckiem, a jeszcze inne singiel. Poza możliwością dostosowywania układu mieszkania do potrzeb zanim ono powstanie, chodzi też o to, że niektóre rzuty wyglądają tak nieustawnie, że są prawdopodobnie bezsensowne dla wszystkich. Myślę, że winne jest temu tak zwane wyciskanie PUM-u (Powierzchnia Użytkowa Mieszkalna) i dążenie do włączenia w powierzchnię mieszkań najdziwniejszych zakamarków budynku, bo przecież korytarz się inwestycyjnie nie zwraca. Skalę problemu związanego z dostosowywaniem układów mieszkań łatwo dostrzec, chociażby przechadzając się po nowym osiedlu. Podstawione kontenery wypełnione są po brzegi gruzami z wyburzenia ścian, które nie pamiętają nawet poprzedniej wiosny. Czy robi się coś w kierunku ograniczenia tego zjawiska?
Paweł: Niestety niewiele, ale to wynika z przyzwyczajenia klientów. Faktycznie nawet kilka miesięcy po oddaniu inwestycji do użytkowania przy nowych blokach stoją kontenery pełne zgruzowanych ścian. Dlatego najlepszym scenariuszem jest wprowadzanie zmian lokatorskich już na etapie budowy, zanim ścianki zostaną wybudowane. Najczęściej jest tak, że do pewnego etapu budowy te zmiany są darmowe, a potem trzeba już za nie płacić. Rzeczywiście największą stratą dla środowiska, ale i problemem dla harmonogramu wykonawcy jest wyburzenie istniejących ścian.
Cukrownia Żnin
© Grupa Arche
Marta: W swojej karierze zawodowej pracowałam między innymi w biurze, które projektowało (a wręcz produkowało) projekty mieszkaniówki wielorodzinnej dla większości znanych i dużych firm deweloperskich budujących w wielu największych miastach w kraju. Nieraz odnosiłam wrażenie, że większa waga była przywiązywana przez deweloperów do oprawy graficznej sprzedażowej „karty mieszkań” niż do zachowania ergonomii w aneksie kuchennym. Mam na myśli na przykład to, że czasem kilka osób — od pracownika biura sprzedaży mieszkań po zastępcę prezesa — zastanawiało się, czy lepiej wygląda na rzucie szare czy czarne wypełnienie ścian, a nie widziało, że nie jest zachowany trójkąt roboczy w kuchni. Nie wspominając o przeskalowanych meblach na rzucie. Czy PZFD prowadzi jakieś kontrole albo akcje edukujące w tym zakresie?
Paweł: Jedną z najbardziej rozpoznawalnych inicjatyw PZFD są Grupy Tematyczne, czyli cykliczne spotkania dla pracowników firm członkowskich. Mają one stanowić dla specjalistów z różnych działów platformę do wymiany wiedzy, doświadczeń i opinii, która jest wzbogacana autorytetem ekspertów z zewnątrz. W ramach tej inicjatywy istnieje również Grupa Techniczna zajmująca się takimi zagadnieniami. Osobiście w trakcie projektowania nie spotkałem się z tym, aby firmy deweloperskie przekazywały w standardzie wytyczne do projektowania dla architektów, które w krzywdzący sposób wprowadzałyby w błąd klientów. To jest po prostu nie fair. Jako projektant zapoznawałem się ze standardami do projektowania kilku wiodących firm na rynku i rzeczywiście czasami były tam podawane wymiary mebli do materiałów sprzedażowych, nie odbiegały one jednak od rzeczywistych wymiarów mebli. PZFD nie ma uprawnień do regulacji ustaleń wewnętrznych firm członkowskich.
Cukrownia Żnin zmieniła swoją pierwotną funkcję, ale udało się zachować industrialny charakter budynku i najbliższego otoczenia
© Grupa Arche
Marta: W myśl zasady „chcesz zmieniać świat — zacznij od siebie” chciałabym zapytać, jak Pan w swoim życiu, w urządzaniu miejsca zamieszkania praktykuje proekologiczne rozwiązania?
Paweł: Kiedy zaczęła się pandemia, urządziłem w jednym z pokoi miejsce do pracy i do dziś ono funkcjonuje. Dzięki temu oszczędzam dużo czasu i pieniędzy, które musiałbym wydać na dojazdy. Tylko w sezonie zimowym rezygnuję z roweru na rzecz auta. Transport rowerowy oraz pieszy powodują, że zwalniamy, często budując uważność na otaczający nas świat. Ostatnio staramy się także nie drukować projektów budowlanych, forma cyfrowa akceptowana aktualnie przez urzędy wprowadza sporą oszczędność czasu i papieru. Staramy się pracować na plikach z serwera, nie załączając rysunków do każdego maila. Pamiętajmy, że każdy email to są dane, które muszą być magazynowane w ogromnych serwerowniach, które trzeba chłodzić. To są ogromne ilości energii oraz emitowanego dwutlenku węgla.
W trakcie remontu mieszkania starałem się maksymalnie wdrożyć regułę reuse oraz ekonomii cyrkularnej. W bloku z wielkiej płyty odsłoniłem teksturę prefabrykowanej płyty żelbetowej zamiast stosować tynki strukturalne lub farby udające beton. Udało mi się uratować PRL-owską meblościankę modułową Drzewotechnika, która przy odpowiednim oświetleniu daje takie możliwości ekspozycji, jakich nie dają współczesne meble. Stare drzwi odnowiłem, własnoręcznie wstawiając nowoczesne szkło ornamentowe. Oczywiście wiele z tych rzeczy kosztowało mnie sporo pracy, to nie było wybieranie bez zastanowienia elementów nowych, dostępnych z katalogu. Rezultat jest sumą prób i błędów, trudno wszystko przewidzieć na wstępnym etapie projektowym. Myślę, że także dlatego to rzadko spotykana praktyka.
Na przykład zagłówek do łóżka w sypialni wykonałem z resztkowych, niesprzedanych trzech metrów kwadratowych deski podłogowej wysokiej jakości. Na etapie projektowania nie wiedziałem, jaka deska będzie dostępna. Często wystarczy spojrzeć na materiały, którymi dysponujemy, albo na element, który chcemy stworzyć, i kreatywnie zastanowić się, jakim materiałem może być to zastąpione. Wówczas realizacje przechodzą najśmielsze oczekiwania.
Cukrownia Żnin zmieniła swoją pierwotną funkcję, ale udało się zachować industrialny charakter budynku i najbliższego otoczenia
© Grupa Arche
Marta: W kwestii ekologii, bez względu na to, czy jest to na przykład przemysł modowy czy budownictwo, wychodzę z założenia, że najbardziej ekologiczne jest to, co już mamy. No bo cóż z tego, że ktoś ulegnie modzie czy na fali zmieniania siebie i otoczenia na lepsze kupi bambusową szczoteczkę do zębów, skoro ta plastikowa, którą ma, nie zdematerializuje się magicznie w tym samym momencie. Ona nadal istnieje i zasili stosy wysypiska śmieci szybciej niż później, a przecież mogła jeszcze przez jakiś czas posłużyć. Czy nie jest tak samo z remontami? Może i przykładowy siding nie jest eko, ale czy trzeba go teraz masowo zrywać i zastępować drewnianymi deskami, bo jest pożółkły, niemodny i nieekologiczny?
Paweł: Z jednej strony moglibyśmy wszystko zostawić. Zżółkły siding to nie tylko kolor, bo można go pomalować. To są nieszczelności, odpryski elementów z tworzywa sztucznego niskiej jakości czy zmieniające się normy w stosunku do izolacyjności termicznej. Wskaźniki lambda dla przegrody zewnętrznej, które kiedyś były wymogiem, dzisiaj są zdecydowanie bardziej wyśrubowane. Dochodzi jeszcze aspekt wizerunku inwestycji, która, aby się sprzedać, często musi dobrze wyglądać.
Warto zwrócić uwagę na to, że materiały naturalne które stosowane były od lat, czyli kamień, tynki gliniane, ceramika elewacyjna, cegły, drewno, są to materiały, które dobrze się starzeją i nie wyglądają źle nawet po setkach lat. Wysokoprzetworzone materiały współczesne, często z aprobatami i rozmaitymi certyfikatami, niestety starzeją się dużo gorzej i są trudne do recyklingu — nie można ich skompostować. Dlatego tak ważne jest, aby architekci projektowali piękne budynki, których nikt nie będzie chciał burzyć, ale je przetwarzać i adaptować do nowych funkcji, a inwestorzy czy wykonawcy budowali je z naturalnych materiałów.
prywatne mieszkanie Pawła Wołejszy, a w nim między innymi odsłonięta prefabrykowana płyta żelbetowa i uratowana PRL-owska meblościanka modułowa Drzwotechnika
© Paweł Wołejsza
Marta: Niestety naturalne szlachetne materiały i na przykład ich impregnacja to często droższa opcja. Nawet dla osób troszczących się o środowisko aspekt finansowy bywa ostatecznie decydujący. To, co mnie cieszy, to swego rodzaju moda na meble, bibeloty czy wyroby ceramiczne wyprodukowane w czasach PRL-u lub dawniej. Mam wrażenie, że jako społeczeństwo przepracowaliśmy już temat drugiego życia ubrań i robienia zakupów w second handach. Teraz czas na wyposażenie domu pochodzące z odzysku i coraz popularniejsze warsztaty renowacji mebli oraz eklektyczne wnętrza z duszą. Myśli Pan, że to chwilowa moda czy długofalowy efekt edukacji i zmiana pokoleniowa?
Paweł: Mody są promowane przez sklepy, które chcą wpływać na wybory konsumentów. Ten sam mebel lub wzór tapicerki przez dziesiątki lat mógłby się opatrzeć. Dobre wzornictwo się nie starzeje i również cieszy mnie ten trend, sam odnowiłem kilka takich mebli. Myślę, że często jest to efekt próby wykorzystania tego, czym akurat dysponujemy, a mogąc eksperymentować, rozwiniemy siebie. Stare przedmioty inspirują i mają duszę, której brakuje nowoczesnym elementom wyposażenia wnętrz.
prywatne mieszkanie Pawła Wołejszy, a w nim między innymi odsłonięta prefabrykowana płyta żelbetowa i uratowana PRL-owska meblościanka modułowa Drzwotechnika
© Paweł Wołejsza
Marta: Z materiałami wykończeniowymi jest podobnie, idea reuse zyskuje na popularności. Porozbiórkowe deski ze starych stodół, zabytkowe klepki parkietowe czy leciwa autentyczna wypalana cegła wykorzystywana do budowy lub jako okładzina ścienna potrafią dziś kosztować znacznie więcej niż wysokiej jakości nowe materiały. Jaki materiał jest Pana zdaniem niedoceniany i może być następnym hitem?
Paweł: Stara dachówka z rozbiórki istotnie jest jednym z najciekawszych trendów. Wiąże się to z dużą ilością pracy i skrupulatnością, jednak efekt „przełożenia” jest niezastąpiony. Ważne jest też podejście do jakiejkolwiek posadzki drewnianej. Na szkoleniach niektórych firm promujących panele podłogowe mówi się już dzisiaj, że widać trend renowacji istniejących podłóg, dlatego że w przyszłości będą problemy z dostępem do dobrej jakości drewna, na przykład dębowego. W Stanach Zjednoczonych powstają start-upy, które wymieniają moduły podłogi wykładzinowej wyłącznie w miejscach zużytych, a pozostałe po oczyszczeniu układają na nowo w nowych wnętrzach i to się opłaca!
budynek „Europa” w Brukseli — obecna siedziba Unii Europejskiej — do stworzenia elewacji wykorzystano 3750 porozbiórkowych drewnianych ram okiennych pochodzacych z różnych zakątków Europy, proj.: Michel Polak (Residence Palace), Philippe Samyn and Partners (Europa)
© Philippe Samyn and Partners
Marta: W jakże symbolicznym budynku „Europa” — obecnej siedzibie Unii Europejskiej w Brukseli — wykorzystano 3750 drewnianych ram okiennych pochodzących z rozebranych budynków znajdujących się w różnych miejscach na terenie Europy. Kiedyś z każdego z tych okien rozpościerał się inny widok, a teraz te różne perspektywy spotykają się w jednym miejscu. Czy ma Pan swój ulubiony budynek czy wnętrze, które stanowi równie piękne świadectwo, że reuse ma sens?
Paweł: Widziałem ostatnio ten budynek na własne oczy i rzeczywiście robi niesamowite wrażenie. Okna są tak ładnie odnowione i spójne w wykończeniu, że na pierwszy rzut oka z dużej odległości wyglądają jak wydruk foliowy naklejony na szybę. Podoba mi się też silna idea tego projektu. Bardzo lubię przebudowę obiektu Yellow House zaprojektowanego przez Valeria Olgiatiego, który dzięki drobnym zabiegom skuwania elewacji i malowania jej zyskał wręcz rzeźbiarski charakter obiektu. W Polsce bardzo lubię projekty Grupy Arche, które często używając niedrogich rozwiązań, pielęgnują historyczne zabudowy. Na szczególną uwagę zasługują ogrodzenia z gabionów w Dworze Uphagena w Gdańsku, zamiast kamieniami wypełnione dachówką z rozbiórki — w ten sposób została ona w miejscu inwestycji, wpływając na genius loci miejsca, nie zaś na gruzowisku lub jako podbudowa dróg.
Dwór Uphagena w Gdańsku — odnowiony obiekt w standardzie hotelu czterogwiazdkowego; najstarsza cześć budynku pochodzi z 1800 roku, — proj.: Less is Core
© Grupa Arche
Marta: Zgadzam się, postępowanie godne pochwały. Ale najczęściej wygląda to wręcz odwrotnie: teren pod budowę nowej inwestycji jest przygotowywany dosłownie w tydzień i po istniejących zabudowaniach nie pozostaje ślad. Czy nie lepsza dla środowiska byłaby powolna rozbiórka z segregacją odpadów, oczywiście jeśli adaptacja i modernizacja lub przebudowa budynku nie jest możliwa.
Paweł: Niestety brakuje firm, które podjęłyby się zaplanowania, wyceny i przeprowadzenia takiej rozbiórki z troską o środowisko. Firmy deweloperskie, które chcą zmieniać branżę, próbują coś zrobić z tym tematem i udaje się to fragmentarycznie. Nie słyszałem jednak o kompleksowej obsłudze dużego placu rozbiórki. Tego typu próby są podejmowane na dwóch biurowcach w centrum Warszawy, a za granicą takie praktyki są realizowane od kilku lat. Dodatkowym trendem jest projektowanie obiektu od razu z planowaniem jego rozbiórki.
wnętrze jednego z pokojów hotelowych w Dworze Uphagena w Gdańsku — historia miejsca i jego pierwotna tkanka w połączeniu ze współczesnymi rozwiązaniami
© Grupa Arche
Marta: Jak to jest, że prośrodowiskowe rozwiązania są uważane za drogie, a jednocześnie najczęściej ideę gospodarki obiegu zamkniętego najskuteczniej realizują kraje biedne lub tereny nawiedzone przez klęski żywiołowe, choć robią to bardziej intuicyjnie i bez znajomości pojęcia niż z zamiarem stosowania gospodarki obiegu zamkniętego (GOZ)?
Paweł: Odnowienie elementu lub przywrócenie go do sprawności kosztuje dużo czasu i pracy, wiąże się z miejscami składowymi oraz logistyką. Okazuje się niestety, że usunięcie na przykład kilkuletnich drzwi obrotowych i wymiana na nowe jest tańsza niż ich naprawa. Mamy do czynienia z dokładnie taką samą sytuacją jak na rynku AGD lub RTV. W krajach biednych duża część rzeczy znika „organicznie” z placów budów, u nas wszystko musi być odnotowane i raportowane.
budynek powstający z wykorzystaniem między innnymi takich materiałów jak słoma czy beton konopny; widoczny szkielet konstrukcyjny
fot.: © Paweł Wołejsza
Marta: Jakie szanse daje deweloperom i docelowym użytkownikom budynków rozwijanie GOZ? Jakie są flagowe realizacje w duchu tej idei? Czy są jakieś konkursy zachęcające, oceniające GOZ?
Paweł: GOZ można podzielić na dwa nurty. Pierwszy to odnawianie starych elementów budowlanych oraz ponowne ich wykorzystanie na tych samych budowach. Drugi to użycie jak najmniej przetworzonych materiałów budowlanych, tak zwanych kompostowalnych, organicznych, po to, aby po cyklu życia budynku nie tworzyły odpadu, nie zalegały na składowisku, tylko rozłożyły się naturalnie w środowisku. Ta pierwsza opcja jest trudniejsza w realizacji ze względu na brak powtarzalności elementów w dużej skali oraz konieczność angażowania się architektów w sposób wyjątkowo absorbujący czas. Żeby zgrabnie zakomponować elementy z rozbiórek, na przykład na elewacji budynku, należy w to włożyć znacznie więcej pracy niż w projekt, który realizujemy od początku wirtualnie, na powtarzalnych materiałach dostępnych od ręki. Budowa nie musi się dostosować do tego, co dostaje, a przecież to ona zamawia poszczególne elementy. To zjawisko świetnie pokazał flagowy projekt firmy Zirkular — Kopfbau Halle, w którym pod koniec realizacji budowy zmieniono elewację, dostosowując ją do aktualnie dostępnego materiału fasadowego. W przypadku wolnego rynku i wcześniej przygotowywanych wizualizacji takie rozwiązania wydają się niemożliwe. Przecież nikt nie zapłaci za mieszkanie w budynku, który nie wiadomo, jak wygląda. Chodzi o zmianę mentalności i odpowiedzialność wobec środowiska, która niestety jest uboga, nie tylko w Polsce.
ten sam budynek; na zdjęciu widoczny stan surowy zamknięty
fot.: © Paweł Wołejsza
Marta: Czy GOZ może się przyczynić do polepszenia dostępności mieszkalnictwa w naszym kraju? Jeśli tak — to dlaczego? Jeśli nie — to co w takim razie może?
Paweł: Aby coś się opłacało, potrzebne są regulacje prawne oraz skala produkcji, a tych dwóch elementów brak. Póki co tego typu projekty ekologiczne są niestety droższe, a działania cyrkularne nie mogą być objęte gwarancją deweloperską, więc mogą być realizowane wyłącznie na prywatnych, małych inwestycjach.
Marta: Zostawmy na chwilę to, co już wymyślono oraz wykorzystano, i zajmijmy się nowościami technologicznymi. Jakie ekologiczne materiały budowlane są obiecujące, ale wciąż badane, udoskonalane albo po prostu, nie wiedzieć czemu, mało popularne?
Paweł: Beton konopny, który może być nawet drukowany, powstaje na pierwszych budowach w Stanach, czy budowle z grzybni, które po czasie eksploatacji będą mogły być kompostowalne — to są naturalne technologie przyszłości i z pewnością to właśnie je warto obserwować. Na polskim rynku jeszcze ich nie ma, mamy budynki ze słomy i z betonu konopnego, o których często piszemy jako Ogólnopolskie Stowarzyszenie Budownictwa Naturalnego (OSBN). Projektowałem kilka takich inwestycji dla bardzo świadomych klientów.
Marta: We wspomnianym przewodniku „Eco Avengers” poddano analizie rozwiązania ekologiczne, które już zostały zastosowane. Wzięto pod uwagę takie aspekty jak, między innymi, stosunek poniesionych nakładów finansowych do uzyskanych korzyści, problematyczność lub łatwość wdrażania czy realny wpływ na adaptację do zmian klimatycznych. Które z tych rozwiązań wypadły w tym porównaniu najlepiej i dlaczego?
Paweł: Najprostsze są rozwiązania tanie, które mogą być stosowane zarówno na istniejących, jak i na projektowanych obiektach budowlanych. Są to bluszcze na elewacjach, białe dachy oraz wszystkie rozwiązania, które zmniejszają wpływ miejskiej wyspy ciepła poprzez odbicie światła słonecznego dzięki białości — albedo oraz obniżają temperaturę poprzez akumulację wilgoci w mieście.
Marta: Czy wzięto pod uwagę jedynie już znane i sprawdzone rozwiązania czy także te pilotażowe i hipotetyczne?
Paweł: Wzięto pod uwagę rozwiązania pilotażowe, z hipotetycznych pojawiły się tylko torby-bumerangi, czyli torby na zakupy wielokrotnego użytku, którymi mieszkańcy mogliby się dzielić. Pozostałe aspekty opisane w przewodniku są rozwiązaniami wdrożonymi chociaż raz przez jedną z firm zrzeszonych w Polskim Związku Firm Deweloperskich.
Marta: Czy bycie eko opłaca się deweloperom?
Paweł: Opłaca się wizerunkowo oraz PR-owo. To również dbałość o środowisko, domy dla kolejnych pokoleń oraz tworzenie bardziej ekologicznej tkanki miast. Niestety te rozwiązania dodatkowo kosztują, więc wpływa to na cenę metra kwadratowego powierzchni sprzedażowej.
Marta: Skoro w obliczu ocieplenia klimatu i dekad zaniedbań nie mamy już czasu na popełnianie błędów, to może pora rozpropagować „Dekalog ostatniej szansy” – dziesięć przykazań z ekologicznymi rozwiązaniami przekrojowo dotyczącymi każdej nowej inwestycji. Gdzie można go przeczytać w całości?
Paweł: Dekalog był odczytany raz podczas Forum Dewelopera we Wrocławiu, jeszcze przed pandemią. Myślę, że warto do niego wrócić, ale chyba zniknął ze strony pzfd.pl.
Marta: Koniecznie trzeba do niego wrócić! Taka dawka wiedzy nie może zostać w wąskim gronie uczestników jednego branżowego wydarzenia, w dodatku nietransmitowanego online. Dziękuję za rozmowę.
Paweł: Dziękuję serdecznie.