Pawilony i budynki charakterystyczne dla architektury lat 60.,70. w latach 90. i później znikały z powierzchni ziemi, były przerabiane na biurowce lub centra handlowe. „Emilia” była jednym z ostatnich przykładów modernistycznego projektowania w centrum Warszawy. W jej miejscu ma stanąć nowoczesny wieżowiec. Na wieść o tym BBGK Architekci postanowili działać.
Zazwyczaj to klient przychodzi do projektanta z konkretnym pomysłem. W tym wypadku było inaczej — pawilon „Emilia” miał z dnia na dzień zostać wyburzony. Projekt musiał więc pójść zupełnie inną drogą. Przez półtora roku zespół BBGK Architekci opracowywał sposób, by pawilon jednak pozostał częścią miejskiej tkanki Warszawy. Michał Krasucki — stołeczny konserwator zabytków i miłośnik architektury modernistycznej, odszukał zapis w planie miejscowym mówiący o tym, że skraj parku Świętokrzyskiego został przeznaczony pod budowę oranżerii. Na osi Pałacu Kultury wyznaczono miejsce pod budowę niskiego szklanego budynku. „Emilia” wpasowywała się w to niemal idealnie.
Umiejscowienie „Emilii” jeszcze do niedawna
© BBGK Architekci
Przeniesienie jedynym rozwiązaniem
Griffin Polska — właściciel działki uzyskał wszelkie pozwolenia — prawnie i formalnie pawilon już nie istniał. Jedynym sposobem na jego uratowanie, było przeniesienie go w inne miejsce. W biurze BBGK Architekci jest kilku miłośników zabytkowych budynków. Sam Michał Krasucki, zaangażowany w ratowanie pawilonu, należy do Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Projektanci weszli we współpracę z Piotrem Pachowskim, konstruktorem, który opracował sposób demontażu i przeniesienia „Emilii”.
Z pełną dokumentacją, zawierającą również materiały marketingowe, architekci udali się na rozmowy z ratuszem miasta stołecznego, w których uczestniczył również właściciel działki. Negocjacje przyniosły porozumienie — Warszawa przeznaczyła skraj parku Świętokrzyskiego dla pawilonu, a inwestor Griffin Polska przekazał rekordową darowiznę na jego przeniesienie. Dzięki Piotrowi Pachowskiemu „Emilię” udało się pociąć na kawałki i bezpiecznie przechować w leżach — swoistego rodzaju łożach objętych stalowym stelażem.
Nowa lokalizacja „Emilii”
© BBGK Architekci
Inicjatorzy projektu m.in. Wojciech Kotecki i Michał Krasucki chcieli, by nowa „Emilia” nie była odtworzeniem pierwotnego budynku, czy jego rekonstrukcją. Celem było stworzenie autentycznego obiektu składającego się z jak największej ilości oryginalnych elementów. Niestety pawilon został wykonany z materiałów złej jakości, które dziś po prostu się rozpadają. To, co udało się zachować, zostało pocięte i złożone na działce przy ul. Towarowej.
Pomysł został bardzo dobrze przyjęty przez opinię publiczną. Pojawiły się również głosy krytyczne wykazujące, że w nowej lokalizacji „Emilia” oderwana jest od swojego pierwotnego kontekstu. Jak zaznacza Wojciech Kotecki — nie da się z tym nie zgodzić. Jednakże pawilon był projektowany tak, by z każdej strony otaczały go drzewa. Do niedawna dusił się między wieżowcami, które powstały na okalających go niegdyś zielonych parcelach. Jedyna żyjąca autorka tego projektu Pani Hanna Lewicka współuczestniczyła w przeniesieniu pawilonu. Powiedziała, że wraz ze zmianą lokalizacji, „Emilia” odzyskuje swój pierwotny kontekst.
Dom meblowy „Emilia” dziś
Modernistyczne budynki były projektowane przez najlepszych ówczesnych architektów, powstawały w centrach miast, ich topowych lokalizacjach. Po 1989 roku presja wolnorynkowa spowodowała, że te „perełki” zaczęły znikać, jedna po drugiej. Ostała się jeszcze „Emilia” — ikona PRL-owskiej popkultury, występująca w wielu polskich filmach.
Dzisiejsza sytuacja pawilonu to rodzaj kompromisu. Nie jest to już dom meblowy — one dziś po prostu już nie istnieją. Nikt nie wie, co to jest dom meblowy, nie buduje się też pawilonów. Nowa „Emilia” staje się symbolicznym pomnikiem nieistniejących już perełek architektury modernizmu, których niestety nie udało się uratować. Nie będzie to ta sama „Emilia” — ta niesie ze sobą zupełnie nową treść architektoniczną.
Nowa „Emilia”
© BBGK Architekci
Pawilon w swojej nowej lokalizacji będzie spełniał współczesne wymagania techniczne i funkcjonalne. W części nadziemnej stanie się oranżerią — miejscem spotkań, gdzie będzie można napić się kawy pośród zieleni. Część podziemna to prawie 3 tysiące metrów kwadratowych o wysokości półtora raza większej od wysokości oryginalnej piwnicy. W założeniu ma być to przestrzeń wielofunkcyjna — konferencyjna, ekspozycyjna, warsztatowa. To właśnie będzie zależało od prywatnego inwestora, który zostanie wyłoniony w przetargu ogłoszonym przez miasto stołeczne Warszawa.
To, co się będzie działo pod ziemią, zależy od wyników przetargu. Naszym, moim zobowiązaniem jest, by ten budynek powstał. Nie chce być odpowiedzialny tylko za jego demontaż. Jesteśmy z Michałem Krasuckim zobligowani, by do tego doszło. My to po prostu musimy zrobić. To nasz wkład w obronę dziedzictwa modernizmu. — mówi Wojciech Kotecki z BBGK Architekci.