Zamiast trzydziestu milionów złotych — sto pięćdziesiąt osiem. O tyle wzrosły przez cztery lata koszty kładki Berdychowskiej w Poznaniu. Jej projekt wybrano cztery lata temu w konkursie. Czy zawiniły jedynie czas, inflacja i boom budowlany? Miasto sięgnie po inne projekty z konkursowego podium?
Szokiem były kwoty, których zażądali w zeszłym tygodniu wykonawcy w przetargu na budowę kładki Berdychowskiej w Poznaniu — pieszo-rowerowej przeprawy przez Wartę i jej koryto ulgi w samym centrum. Najniższa cena: 158 milionów złotych (szczegóły tutaj). Pięć razy więcej niż miasto zakładało w 2018 roku. Ponad dwa razy więcej niż szacowano rok temu, gdy wzrost kosztów do niemal 69 milionów budził kontrowersje i niepokój o realizację kładki. Obawy jednak prysły zeszłej jesieni, gdy Poznań dostał od rządu na inwestycję 95 milionów tzw. rekompensaty za obniżone dochody z podatków w czasie pandemii. Teraz okazuje się, że i to za mało. I to znacznie. Co tu się zatem dzieje?
najpierw niewypał, potem koszty
W sprawie pieszo-rowerowej kładki Berdychowskiej wiele poszło z filmową regułą Hitchcocka. Zaczęło się od koncepcyjnego niewypału, a potem grozy dostarczały stale rosnące koszty. Najpierw, w 2015 roku miasto ogłosiło, że potrzebna i sensowna przeprawa łącząca Stare Miasto z terenami Politechniki powstanie z usuniętych zabytkowych przęseł mostu kolejowego na poznańskiej Starołęce. Pomysł był karkołomny, co pokazywały już wstępne wizualizacje. Kratownice kolejowego mostu zaburzyłyby mocno cenny widok z południa na Ostrów Tumski z katedrą.
Po protestach koncept upadł i miasto — zgodnie z postulatami środowiska architektonicznego — rozpisało konkurs. Wygrało go w 2018 konsorcjum w składzie: ARPA Architektoniczna Pracownia Jerzego Gurawskiego, Błażej Szurkowski, Maciej Sokolnicki oraz Adam Turczyn. Zwyciężył projekt najlżejszy wizualnie — dwie niezależne kładki wsparte jedynie na brzegach — bez dodatkowych podpór. Pierwsza — między Starym Miastem a cyplem Ostrowa Tumskiego (165 metrów), druga — pomiędzy wyspą a kampusem Politechniki (117 metrów). Już w chwili wyboru słychać było nieoficjalne komentarze, że takie rozwiązanie jest bardzo trudne technicznie i — co za tym idzie — kosztowne.
Projekt kładki Berdychowskiej w Poznaniu — proj. ARPA Architektoniczna Pracownia Jerzego Gurawskiego, Błażej Szurkowski, Maciej Sokolnicki oraz Adam Turczyn
© ARPA Architektoniczna Pracownia Jerzego Gurawskiego, Błażej Szurkowski, Maciej Sokolnicki oraz Adam Turczyn
bez odchudzania
Prace projektowe udało się jednak dopiąć i — z 95 milionami od rządu — realizacja wydawała się niemal pewna. Okazało się inaczej. Wróciły zatem głosy dotyczące kosztów wymagającej konstrukcji i staranności sędziów wybierających projekt. W ocenie prac konkursowych ważnym aspektem było zmieszczenie się w budżecie (ówcześnie — 30 mln złotych). Okazało się to jednak niemożliwe od samego początku. Miasto zamierzało nawet przez jakiś czas „odchudzić” projekt (zwężenie obu przepraw i częściowa rezygnacja z zagospodarowania cypla Ostrowa Tumskiego), by zmieścić się w kwocie 69 milionów planowanej później na etapie projektowym.
Projekt kładki Berdychowskiej w Poznaniu — ARPA Architektoniczna Pracownia Jerzego Gurawskiego, Błażej Szurkowski, Maciej Sokolnicki oraz Adam Turczyn
© ARPA Architektoniczna Pracownia Jerzego Gurawskiego, Błażej Szurkowski, Maciej Sokolnicki oraz Adam Turczyn
Na facebookowej grupie Porozmawiajmy o Poznaniu prowadzonej przez wiceprezydenta Wiśniewskiego trwa dyskusja rozpoczęta przez członków tejże grupy (cytowała ją również w lokalnym wydaniu „Gazeta Wyborcza”). Mimo sympatii dla wybranej formy kładki większość udzielających się tam architektów lub społeczników jest raczej przeciwna realizacji jej za tak wysoką kwotę. Coraz silniej wybrzmiewa pomysł, by sięgnąć po prace nagrodzone drugim miejscem (proj. CDF Architekci) lub wyróżnieniem (proj. pracownia SEE — więcej o wynikach: tutaj) — o mniej wymagającej konstrukcji (z podporami na terenie zalewowym). Propozycja zdaje się mieć sens, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę koszty innych pieszo-rowerowych kładek przez rzeki (budowana kładka przez Wisłę w Warszawie kosztuje 120 mln złotych, a inna nadwarciańska przeprawa w podpoznańskich Owińskach — jedynie 25 milionów; tańsze są lub niedawno były nawet pełnoprawne mosty drogowe).
widok na miejsce, w którym ma powstać dluższe przęsło kładki Berdychowskiej przez Wartę;
w tym miejscu ma zaczynać się kładka Berdychowska po stronie Starego Miasta (na drugim brzegu: Politechnika)
fot.: Jakub Głaz
liczyć dokładniej
Wraca zatem pytanie, które często pojawia się wokół architektonicznych konkursów: na ile realne są szacunkowe koszty budowy i jak dokładnie weryfikowane są zakładane kosztorysy? Nieoficjalnie sędziowie konkursowi przyznają często, że pracownie są w stanie przygotować budżety tak, by wstrzelić się w zamierzony przez inwestora budżet, choć — jeśli przyjrzeć się bliżej — od samego początku jest to niemożliwe. W składach sądów konkursowych ma też brakować osób, które są w stanie rzeczowo zweryfikować założone budżety, a nawet jeśli są — to wynagrodzenie za sędziowanie nie pozwala takim jurorom na komfort dogłębnej analizy. Oczywiście, za wzrost kosztów odpowiadają ostatnio również inflacja i boom na rynku budowlanym, ale — jak widać — nie tylko. W sprawie konkursowych kalkulacji musi nastąpić postęp. W przeciwnym razie idea konkursu jeszcze bardziej się zdewaluuje. Nie tylko w środowisku architektów, ale też obywateli widzących, jak kolejne piękne wizualizacje nie są w stanie zamienić się w rzeczywistość.