NOWOŚĆ! Prawo w architekturze – przystępnie na portalu A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Mikro wyklęte

17 czerwca '21

felieton Jakuba Głaza z numeru 06|A&B


Im Polak większy, tym mniejsze metraże. Jeszcze trochę utyjemy i nie zmieścimy się do produktów inwestycyjnych, pardon, mikroapartamentów. Spośród dużych miast kraju Łódź jest na pierwszym  miejscu. Co to za rekord? Jedna dziesiąta łódzkich mieszkań nie ma łazienki. Ujmując rzecz w liczbach: w około czterdziestu tysiącach lokali łazienka zajmuje zero procent powierzchni. Są plusy: odpadają kłótnie o mycie wanny oraz rozterki, który z wiodących środków na kamień i rdzę wiedzie najbardziej. Ale — nieubłaganie idzie nowe.

Na odcinku ułazienkowienia notujemy w Łodzi odbicie. W nowych deweloperskich lokalach łazienka stanowi dziś niekiedy ponad 20 procent ogólnego metrażu! Przykład: enklawa budynków przy Politechnice, z lokalami znanymi w całym kraju jako mikroapartamenty. Najmniejszy ma nieco ponad dziesięć metrów, w tym łazienka dwa metry z ogonkiem, reszta to podobno pokój z aneksem (również z drzwiami, oknem oraz elektrycznością). Równie dobrze można uznać, że całość to wygodny salon kąpielowy, enklawa, którą mogą dokupić sobie łódzcy bezłazienkowcy. Godna podziwu elastyczność funkcji oraz odpowiedź na potrzeby rynku.

Uszami wyobraźni słyszę jednak, jak dyżurne marudy psują ten entuzjastyczny nastrój: hurr, durr, klitkoapartamenty, substandard, chów klatkowy, regres i naginanie prawa. Patodeweloperka.

I dalejże, pchają pod nos przepisy, że mieszkanie to minimum dwadzieścia pięć metrów oraz, że te nowe klitki podszywają się na przykład pod usługi, rujnując zapisy planów zagospodarowania. Że ze skrajności idziemy w skrajność: po przeskalowanych domach w chory minimalizm. Że to, owszem, niedroga, ale jednak patologiczna reakcja na inne patologie: absurdalne ceny mieszkań będących przedmiotem spekulacji, brak lokali na wynajem w sensownej cenie oraz niszczenie starszych mieszkań podziałem na mniejsze części. Że tu nie Hongkong. Że normatyw parkingowy. Jakieś mieszkaniowe i urbanistyczne nudy.

Mimo tych kalumnii klienci mają swój rozum i idą w mikro jak w dym. W całym kraju, z Warszawą i jej molochem na Woli włącznie, mikroapartamenty są rozchwytywane prawie jak papierki od lodów Ekipy (choć mają od nich nieco większą wartość). Kupują zarówno młodzi niezdolni (kredytowo), jak i starzy — lokując kapitał i licząc kokosy ze spodziewanego odnajmu. Bo, na którą ofertę mikroapartamentów nie spojrzeć, w oczy bije słowo „inwestycja”. Pojawia się też czasem słowo „mieszkanie”, choć formalnie klitki te jako mieszkania nie istnieją. To lokale usługowe lub — jak to się może zdarzyć na jednym z poznańskich osiedli z wielkiej płyty — domy wczasowe. Tym lepiej, to Polaków kręci. Taniec na krawędzi prawa. Kawalerki walczące, mieszkania wyklęte. Przybywa im zatem fanów. I fanatyków — czasem z syndromem sztokholmskim.

Oto na filmie krajowa youtuberka przeciska się korytarzem kawalerki wąskim jak Dom Kereta i przekonuje że od mieszkania na dziewięciu metrach jeszcze nikt nie umarł. Ani ona, ani jej kot, choć faktycznie są i minusy: w ścisku kot się bardziej mechaci. W poznańskim domu z mikrokawalerkami ekipa niemieckiej telewizji budzi nieufność i zmowę milczenia: nabywcy lokali wolą, by po emisji nadzór budowalny nie sprawdzał, jak im się mieszka w lokalach usługowych. Jakiś młody człowiek sztorcuje mnie w sieci, żebyśmy (uznał mnie widać za rzecznika wszystkich pismaków) odczepili się od mikroapartamentów, owszem są do kitu, ale to jedyne wyjście z patowej sytuacji. Nie odnotowałem jeszcze fanklubów projektantów, którzy robią te domy. Gorzej, że znam architektów, którzy są ich fanami.

Tak mnie ujęła ta żarliwość w obronie mieszkań wyklętych, że podrzucam ich admiratorom oraz wytwórcom jeszcze kilka argumentów. Głupio sprowadzać lokal mieszkalny tylko do spekulacyjnej inwestycji, skoro ma wiele innych atutów — zwłaszcza po pandemii.

Weźmy zdrowie. Tyjemy na potęgę (statystyczny polski mężczyzna ma już 83 kilogramy przy 177 centymetrach wzrostu!). Mikromieszkanie zmusza do zmniejszenia własnej objętości. Skłania też do częstego opuszczania lokum i ruchu lub sportu na powietrzu. Jedna winda obsługująca nierzadko kilkadziesiąt klitek upchanych w bloku wymusi natomiast częste chodzenie po schodach. Fit! W jednookiennych lokalach trudno też o przeziębienie. Zero przeciągów.

Kolejne aspekty: społeczny i demograficzny. Ucieczka z ciasnego lokum to integracja z innymi uciekinierami na podwórzu i ulicy. Bezcenne po covidowej izolacji! Podobnie jak przymusowa redukcja społecznego dystansu we wnętrzu, co dodatkowo może skończyć się cielesnym zbliżeniem. Kolejny plus: podskoczy przyrost naturalny. Że z dzieckiem ciaśniej? Dla malucha nawet dziesięć metrów to potęga. Zresztą, najpierw nie będzie narzekać, potem, przez ciasnotę starzy się rozwiodą i zrobi się luźniej. A jak dzieciak podrośnie, to szybko pójdzie do pracy, żeby sobie kupić co tam będzie akurat w ofercie dla młodych. Piwnicę z balkonem, mieszkalną windę.

Lećmy dalej: oszczędność. Rodziny i znajomych przenocować się nie da, zatem nas nie objedzą i nie zużyją wody. Do tego kreatywność i nowe umiejętności, bo nie obejdzie się bez zaawansowanego marketingu, gdy będziemy chcieli sprzedać mikroapartament w bloku obsuwającym się w slumsy.

Wreszcie, spójność. Rządzący często mówią dziś Gomułką. To właśnie wyżyłowanym do absurdu normatywom z jego epoki najbliższe są metraże mikroapartamentów. Wszystko pasuje. Zresztą nadal jesteśmy w ogonie Europy z liczbą metrów kwadratowych mieszkania na głowę. Dwadzieścia osiem metrów daje nam nijakie czwarte miejsce od końca. Mikroapartamenty pomogą utrzymać ten wskaźnik i tylko patrzeć jak, wyprzedzeni przez inne kraje, wysforujemy się na zaszczytne pierwsze miejsce.

Pomóc w tym może ogłoszony w Polskim Ładzie (po raz kolejny) zamiar odbudowy zamków i pałacu Saskiego. Idealne kubatury na tysiące mikroapartamentów! Tyle że — z drugiej strony — władza zapowiedziała siedemdziesięciometrowe domy bez pozwoleń i, jak się zdaje, również bez architekta. Tu już metraż niebezpiecznie rośnie, ale od czego kreatywność: podzieli się domek na mikroapartamenty i będą współczesne czworaki — ukłon w stronę tradycji.

Marudy już nudzą, że tak sklecone bez architektów domy pewnie się szybko rozpadną. Mikroapartamentowcom też nie wróżą długiego trwania. Bardzo dobrze. Zawsze byliśmy solidni w odbudowie. Budowaliśmy kiepsko, ale rekonstrukcje: pierwszy sort.

Czas zatem wdrożyć tryb „wybuduj i wyburz”. Potem się Polskę odbuduje.

Jeszcze wspanialszą.

Jakub Głaz

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE