Artykuł z numeru A&B 05|2023
Ze Zvim Heckerem spotkałem się pod koniec stycznia w jego berlińskim mieszkaniu. Poruszyliśmy wówczas wiele tematów, rozmawialiśmy zarówno o jego życiu i pracy w Berlinie — w tym o zrealizowanych i niezrealizowanych projektach — jak i o jego poglądach na architekturę, jej społeczną funkcję i o tym, kiedy staje się sztuką. Zvi Hecker opowiedział mi również skąd czerpie inspiracje i jaką rolę w jego pracy odgrywa rysunek. Przyczynkiem do naszego spotkania były dwie berlińskie wystawy — pierwsza, zatytułowana „Pages of an Open Book” prezentowała szkicowniki architekta z blisko czterdziestu lat jego pracy twórczej i można ją było zobaczyć do końca zeszłego roku w galerii „Die Möglichkeit einer Insel” prowadzonej przez artystkę i kuratorkę Stephanie Kloss. Druga wystawa trwa do 4 czerwca br. i można ją obejrzeć w Mitte Museum. Poświęcona jest czterem niezrealizowanym berlińskim projektom Heckera. Jej kuratorami są Stephanie Kloss i Heimo Lattner.
Zvi Hecker — Urodzony w maju 1931 roku w Krakowie Tadeusz Heker (Zvi Hecker) wyemigrował do Izraela w latach 50., gdzie kontynuował rozpoczętą na Politechnice Krakowskiej edukację architektoniczną. W Izraelu zrealizował między innymi projekt Domu Spirali w Ramat Gan. W latach 90. przeniósł się do stolicy Niemiec, gdzie założył własne biuro i rozpoczął pracę nad takimi projektami, jak budynek Szkoły Żydowskiej w Berlinie (Heinz-Galinski‑Schule). Brał udział w licznych konkursach architektonicznych, między innymi na projekt Placu Republiki, Pomnika Pomordowanych Żydów Europy oraz Pomnika Wolności i Jedności przed Forum Humboldta w Belinie. Jest także obecny na polskiej scenie architektonicznej — zaprezentował swoje propozycje w konkursach na, między innymi, Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie, Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie czy (we współpracy z Atelier Loegler Architekci) na projekt zespołu budynków Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie, w którym zespół otrzymał wyróżnienie honorowe.
Marcin Szczodry: Pana przygoda z Berlinem rozpoczęła się w 1991 roku od wygranej w konkursie na projekt pierwszej po Holokauście żydowskiej szkoły. Czy zakładał Pan wówczas, że przeprowadzi się tu na stałe?
Zvi Hecker: W Berlinie bywałem już wcześniej, ale nie miałem intencji, żeby się przeprowadzać. Wszystko stało się przez przypadek. Zwykle przegrywam konkurs — to jest norma. Jednak od czasu do czasu zdarza się, że wygram. Właściwym powodem mojej przeprowadzki do tego miasta był sprzeciw inżyniera, który w berlińskim Senacie odpowiadał za budowę. Był przyjacielem prezydenta gminy żydowskiej w Berlinie, Heinza Galinskiego, i szeptał mu, że mojego planu w ogóle nie da się zrealizować. No więc Galinski mnie sprowadził i też starał się przekonać, mówiąc, że został poinformowany, iż mój plan nie jest możliwy do wykonania.
nowy plac dla Bramy Brandenburskiej (widok na wschód), Berlin, proj.: Zvi Hecker, 2009–2010 — ołówek, czarny pisak i Tippex na papierze, 21×29,7 cm, 2010 fot.:
© Zvi Hecker Architekt; ilustracja w tle: Imagery ©2009 Google, CNES
Marcin: Patrząc na tę strukturę, trzeba przyznać, że było to rzeczywiście niemałe wyzwanie. Ale ostatecznie szkoła została wybudowana według Pana planu.
Zvi Hecker: Tak, oczywiście nie bez trudności, ale także dzięki poparciu młodszych architektów.
Marcin: Lubi Pan Berlin?
Zvi Hecker: Berlin jest specjalnym miejscem, bo nie żąda od nas za dużo. Daje dobry transport, dobre powietrze, zielone parki — luksus, za który normalnie nie można zapłacić. Często pytam studentów, którzy przychodzą do mojej pracowni, jak widzą to miasto, jak im się podoba. Wszyscy mówią zgodnie: Berlin jest niesamowity. Dochodzę do wniosku, że to musi polegać na czymś, czego nie da się dokładnie określić. Oni właściwie są „underdog”, są młodzi, nie mają pieniędzy i zawodu — w zasadzie nie powinni być zadowoleni. Ale chodzi o to, że czują się tu równi. Nie ma wyraźnych podziałów na okolice, gdzie mieszkają tylko bogaci. Na tym to chyba polega, że Berlin jest jakoś zrównoważony socjalnie.
szkoła Heinza Galinskiego, Berlin, proj.: Zvi Hecker, 1991–1995 — ołówek i kredki ołówkowe na kalce technicznej, 70×50 cm, 1991
© Zvi Hecker
Marcin: Mówiąc o budowie szkoły, wspomniał Pan o problemach z biurokracją. Wcześniej przez wiele lat budował Pan w Izraelu. Czym różni się praca architekta tam i tu? Czy nie był Pan przerażony nadmiarem przepisów w Niemczech?
Zvi Hecker: Być może na moją korzyść działało to, że byłem nieświadomy tych ograniczeń. Nie wiedziałem o nich! Rysowałem i projektowałem tak, jakby wszystko było możliwe. Pracowałem razem z Inken Baller. Inken wiedziała dokładnie, jakie są ograniczenia, ale miała też dobre wyczucie tego, co można i z czym należy się liczyć, była więc świetną partnerką do realizacji.
Strony Księgi — pomnik Holokaustu, Berlin, proj.: Zvi Hecker, 1997
© Zvi Hecker
Marcin: Na wystawie w Mitte Museum prezentowane są Pana cztery niezrealizowane projekty dla centrum Berlina. Heimo Lattner, kurator tej wystawy, zauważył, że to zestawienie to dobry reality check tego, co zostało wybudowane w tych miejscach w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Jak ocenia Pan architektoniczną przemianę Berlina po zjednoczeniu?
Zvi Hecker: Jeszcze za czasów podziału Berlin Zachodni bardzo chciał udowodnić, że jest ważnym miejscem i ma coś do powiedzenia. Chciał pokazać, że nie jest tylko jakąś wyspą w komunizmie. To znajdowało odzwierciedlenie w zamówieniach i konkursach. Kiedy ponownie został stolicą całych Niemiec, przestał być zajęty samym sobą. Od tego czasu jest ważny, bo jest stolicą mocarstwa i nie musi niczego więcej udowadniać. Ponieważ nie jest już małą wyspą, można tu zrobić coś zupełnie banalnego i nikt nikomu tego nie zarzuci.
Dom Wolności i Zjednoczenia, Berlin, proj.: Zvi Hecker, 2010
makieta © Zvi Hecker
Marcin: Którego z niezrealizowanych projektów pokazanych na wystawie najbardziej Panu szkoda?
Zvi Hecker: Wydaje mi się, że projekt nowego placu po drugiej stronie Bramy Brandenburskiej jest spośród nich najważniejszy i mam nadzieję, że kiedyś zostanie wykonany, w tej czy innej formie. Przecież Brama Brandenburska jest w istocie drzwiami, powinna więc być drzwiami między dwoma pokojami-placami. Ten pomysł wydaje mi się zupełnie normalnym przedsięwzięciem, które powinno być zrealizowane. Zresztą niedługo ma się odbyć sympozjum na ten temat. Możliwe, że da to nowy impuls tej koncepcji. Moim ulubionym przykładem są Schody Hiszpańskie w Rzymie. Był to podarunek francuskiego dyplomaty. Do dziś jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w mieście, gdzie ludzie chętnie się spotykają. Zwłaszcza młodzież dobrze się tam czuje.
Marcin: Czyli idea placu przed Bramą Brandenburską jest Pana osobistym podarunkiem dla Berlina?
Zvi Hecker: Tak, coś takiego [śmiech]. Szkoda tylko, że jesteśmy zależni od małostkowej biurokracji.
Marcin: Mnie z kolei najbardziej szkoda, że nie zrealizował Pan projektu Pomnika Pomordowanych Żydów Europy. Spotykamy się w Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Na jednym ze szkiców prezentowanych na wystawie zobaczyłem hasło „Generosity not punishment”. Mógłby Pan przybliżyć ideę tego pomnika?
Zvi Hecker: Według mnie nie ma sensu karać niewinnych za zbrodnie Holokaustu. Pomnik, który został wybudowany, nie ma zupełnie sensu — zabiera najlepsze miejsce w Berlinie i zmusza policjantów do ciągłego pilnowania go. A można było stworzyć miejsce, gdzie młodzi ludzie czuliby się dobrze — spotykali się, grali na gitarach, śpiewali — i nazwać je tylko jednym słowem: „Judenplatz” [Plac Żydowski]. To by wystarczyło. Można powiedzieć, że w ten sposób „generosity would be a punishment” [Życzliwość stałaby się karą — tł. red.]. Uważam, że nie można bez końca karać ludzi, którzy nie są temu winni.
Centrum Kultury Żydowskiej w Duisburgu, Niemcy, proj.: Zvi Hecker, 1996–2000; akryl na płótnie oraz ołówek i pióro na papierze (42×29,7 cm), 1996
© Zvi Hecker | źródło: kolekcja Muzeum Żydowskiego w Berlinie
Marcin: Pana projekt zakładał również, że pomnik zbudowaliby zwykli ludzie.
Zvi Hecker: Miałem na myśli to, że każdy z nas mógłby podejść i dołożyć cegłę do budowy pomnika i mieć w nim swój udział. To wydaje mi się mądrzejsze niż zlecanie jakiejś firmie budowy pomnika Holokaustu, bo kto wie, co budowała za czasów Holokaustu.
Marcin: Często opisuje Pan architekturę jako miejsce spotkania. Chciałbym zapytać o społeczny aspekt Pana twórczości. Jakie miejsce zajmuje w niej człowiek?
Zvi Hecker: To jest ważne dla mnie pytanie. Ja właściwie stawiam tylko mury — ściany dookoła ludzi. W moich projektach w zasadzie nie można chodzić dookoła budynków. Na przykład chodząc dookoła szkoły, niewiele się zobaczy. Trzeba wejść. Nawet jak nie wchodzi się do budynku, to i tak wchodzi się do przestrzeni, jaką kreują ściany. Na początku XX wieku myślano, że szklane domy mogą nas dostatecznie chronić. Nie wiem do jakiego stopnia, ale według mnie ochrona jest konieczna. Jest w tym coś średniowiecznego.
Marcin: Mówi Pan o sobie, że jest artystą, którego medium jest architektura. Czy uważa Pan zatem, że architektura jest w pierwszym rzędzie formą sztuki?
Zvi Hecker: To, czy nasza paca jest sztuką, okazuje się dopiero po jej ukończeniu. Wcześniej nie wiadomo, czy będzie sztuką. Podobnie z artystą. Nie wiadomo, czy człowiek nim jest, dopóki tego nie udowodni. To dotyczy też architektury — jest sztuką tylko wtedy, gdy potrafimy udowodnić, że nią jest.
Marcin: Pytam o to również w kontekście drugiej wystawy, na której pokazano Pana szkicowniki. Prezentowane w galerii niejako zmieniły swój status — ze sposobu pracy architekta stały się osobnymi dziełami sztuki. Powiedział Pan kiedyś: „Rysuję, bo muszę myśleć”. Jakie znaczenie ma według Pana odręczny rysunek w pracy architekta ery cyfrowej? Czy ciągle może być narzędziem pracy?
Zvi Hecker: Sens szkicu w architekturze polega na tym, że jest to komunikacja tylko z jego twórcą. Szkic może sugerować pewne formy, o których normalnie bym nie wiedział. Ręka jest samodzielna i nieposłuszna temu, co mózg jej dyktuje. Dlatego szkic jest według mnie aktualny, ale nie jako rodzaj dyskusji z innymi, tylko jako odzwierciedlenie mojej własnej myśli. Szkic rozmawia tylko ze mną. Komputer rozmawia ze wszystkimi.
Marcin: Jak dochodzi Pan do pewnych rozwiązań architektonicznych?
Zvi Hecker: To często zadawane pytanie. Uważam, że dochodzi się do rozwiązania dlatego, że się go szuka. Artysta zawsze robi to, czego nie wie. Nie rodzi się wolny, wręcz przeciwnie — rodzi się w więzieniu, zamknięty ze swoją wiedzą o wszystkim, która nie pozwala mu na robienie czegoś nowego. Artysta, tak jak Houdini, którego zamykano w klatce w wodzie, musi się najpierw uwolnić od tego, co go krępuje, zamyka.
Szukamy rozwiązania, nie wiedząc, gdzie ono jest. Nie ma go na żadnej mapie i nie ma wehikułu, który nas do tego nieznanego miejsca dowiezie. Żeby tam dotrzeć, musimy sami skonstruować jakiś powóz. Takim powozem, który pozwala mi dojechać do celu, jest właśnie szkic. To jest długi proces. Później, jak już rozwiązanie jest mi dobrze znane, mogę absorbować dodatkowe elementy. Na przykład w Duisburgu w projekcie siedziby gminy żydowskiej podstawą kolumn, które wychodzą na zewnątrz budynku, są litery hebrajskie. Kiedyś rysując, zauważyłem, że ich skosy mają coś podobnego do znaków hebrajskiego alfabetu. Pomyślałem: „Jak dodam linię tu, to będzie alef, jak odejmę jedną tam, to będzie bet, a jak przekręcę tę, to będzie gimel”. W ten sposób wszystkie pięć kolumn ma podstawę liter hebrajskich.
Centrum Kultury Żydowskiej w Duisburgu, Niemcy, proj.: Zvi Hecker, 1996–2000; akryl na płótnie oraz ołówek i pióro na papierze (42×29,7 cm), 1996
© Zvi Hecker
Marcin: A czy mógłby nam Pan powiedzieć, nad czym aktualnie pracuje?
Zvi Hecker: Tak. Od pewnego czasu projektuję dom rodzinny w Abruzji we Włoszech. Miałem nawet niedawno wystawę w Pescarze, której tematem był ten projekt.
Marcin: Jest Pan aktywny zawodowo od ponad sześćdziesięciu lat — to naprawdę imponujące! Skąd czerpie Pan siły?
Zvi Hecker: Na razie nie czuję dużej różnicy między pracą w tym wieku a tym, w którym normalnie się pracuje. Często słyszałem pytanie, gdzie są właściwie moje korzenie? W Samarkandzie, w Krakowie, w Tel Awiwie czy w Berlinie?
Moje korzenie są tu i tam, ale tak naprawdę zawsze noszę je z sobą. Mogę więc powiedzieć, że przez cały czas czerpię ze swoich korzeni, tylko w innym miejscu, ale na tej samej planecie.
Marcin: Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał: Marcin SZCZODRY
Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Zvi Heckera