Koniec grudnia — bo wtedy kończyliśmy przygotowywać numer styczniowy — to najlepszy czas na wszelkiego rodzaju podsumowania. I jak co roku prosimy praktyków oraz krytyków architektury, żeby napisali, co w danym roku uważają za sukces, a co za porażkę. Robimy to w konwencji KITÓW I HITÓW. Dajemy naszym Autorom i Autorkom całkowitą swobodę wypowiedzi i wyjątkowo nie moderujemy tej dyskusji. Jesteśmy jej po prostu bardzo ciekawi. Dla nas największą porażką tego roku był wyraźny spadek zainteresowania procedurą konkursową. Duża liczba przetargów na ważne przestrzenie w polskich miastach świadczy o tym, że nie jakość jest najważniejsza, a taniość. To bardzo niepokojący trend. Za sukces uważamy wymuszone pandemią zainteresowanie ekologią, kryzysem klimatycznym oraz relacjami społecznymi wynikającymi z użytkowania architektury. Dużo jest jeszcze do zrobienia, ale trafność diagnozowanych problemów napawa optymizmem. 2020 rok przeszedł już do historii, z nadzieją patrzymy więc w przyszłość! — Redakcja A&B
Tomasz Malkowski o kitach i hitach w architekturze roku 2020
Kity — polska krytyka architektoniczna zarażona tooheizmem
Coś niedobrego się stało z polskimi konkursami architektonicznymi, bo… przestano w nich nagradzać najlepszą architekturę. Praktycznie każdy tegoroczny konkurs rozczarował mnie — choć nie zdziwił — wyborem wyróżnionych obiektów. Powoli dostrzegam pewną prawidłowość.
Konkursowy sezon rozpoczęła Nagroda Architektoniczna „Polityki”, finał IX edycji odbył się na początku czerwca. Akurat tutaj nie było wielkiego zaskoczenia — tygodnik przyzwyczaił nas do przyznawania grand prix obiektom, o których zapominamy zaraz po odczytaniu werdyktu. Czy Miejska Przystań w Bydgoszczy projektu APA Rokiccy (laureat z 2012 roku) przeszła do historii polskiej architektury, odbiła się jakimś głośniejszym echem w świecie? Nie przypominam sobie. W tym roku mamy obiekt na podobnym poziomie. Główną nagrodę zdobył Dom dla Bezdomnych w Jankowicach, dzieło pracowni XYstudio. Pawilonowy obiekt w niewielkiej wsi jest przyzwoitą architekturą – dobrze wpisaną w kontekst, funkcjonalną, do tego powstałą ze szlachetnych pobudek. Ale czy to wybitna architektura? Najlepszy obiekt roku? I nie o skromność zastosowanych środków tu chodzi — te sobie chwalę, w tym cegłę z odzysku, którą użyto na elewacjach. Idzie o ogólny brak jakichkolwiek oznak wybitności, oryginalności, ponadprzeciętności tego budynku. To bardziej nagroda dla prospołecznej funkcji obiektu – funkcji jakże potrzebnej, co jest bezdyskusyjne — ale mniej dla samej architektury.
Chciałbym sprowokować jurorów nagrody „Polityki” do małego ćwiczenia na wyobraźnię. Czy gdyby XYstudio zbudowało w Jankowicach w podobnej bryle i stylistyce siedzibę firmy, obiekt w ogóle znalazłby się w konkursie? A gdybyśmy poszli krok dalej i celowo obrzydzili sobie funkcję tego obiektu, niech będzie to siedziba firmy, która zajmuje się produkcją futer ze zwierząt. Czy nagle architektura tego obiektu nie traci swojego blasku? Jestem pewny, że ten obiekt bez szlachetnej funkcji przepadłby w konkursie „Polityki”. A na arenie międzynarodowej nawet z mocnym socjalnym przesłaniem nie ma żadnych szans — zniknie w zalewie znacznie lepszej architektury prospołecznej. Może „Polityka” zapomniała, po co organizuje swój konkurs? Może pozazdrościła „Newsweekowi” konkursu Społecznik Roku?
Wybory jury tłumaczy Piotr Sarzyński, redaktor „Polityki”, który od lat pisze o architekturze na łamach tej gazety. Przytoczę tu obszerne fragmenty jego artykułu „Mniej znaczy więcej. Przyznaliśmy Nagrodę Architektoniczną!” opublikowanego w tygodniku tuż po ogłoszeniu wyników konkursu, bo wydaje mi się, że są one symptomatyczne dla stanu umysłu tak zwanej polskiej krytyki architektonicznej:
W dyskusji jurorów szefowa Fundacji Bęc Zmiana Bogna Świątkowska stwierdziła, że zestaw finalistów wiele mówi nie tylko o rodzimej architekturze, ale też o naszym społeczeństwie i kraju. I trudno nie przyznać jej racji. Wśród piątki laureatów znalazły się dwa obiekty, które można uznać za emanację kapitalistycznej potęgi pieniądza: kosmiczny projekt jednorodzinnej rezydencji — Dom Kwadrantowy zaprojektowany przez Roberta Koniecznego KWK Promes — oraz onieśmielający elegancją i dumnie prężący się w przestrzeni miasta biurowiec Nowy Targ we Wrocławiu. Na przeciwnym krańcu tegoroczny zwycięzca konkursu — reprezentujący świat wykluczonych, biednych, przegranych — Dom dla Bezdomnych.
Czy tylko mnie zapala się czerwona lampka, gdy do oceny dzieł architektury wprzęga się nacechowaną klasowością nomenklaturę? A teraz ćwiczenie na wyobraźnię dla czytelników. Jesteś na obradach jury jako jeden z jurorów. Przedstawiają willę projektu Koniecznego — „emanację kapitalistycznej potęgi pieniądza” — a w kontrze masz Dom dla Bezdomnych „reprezentujący świat wykluczonych”. Na kogo zagłosujesz? Praktycznie zostałeś moralnie zaszachowany.
Nie zaświeciła się Wam czerwona lampka? To może taki fragment artykułu uzmysłowi Wam, dokąd zmierza polska krytyka architektoniczna: „Projektanci Domu dla Bezdomnych powściągnęli wszelkie egotyczne ambicje, dzięki czemu trudno w tym obiekcie doszukać się najmniejszego choćby przerostu formy nad treścią”. Prawda, że ładne? Czyta się jak artykuł z epoki socrealizmu.
Ale to nie koniec wywodu Sarzyńskiego, dalej jest tak:
Zauważyli to i docenili Piotr Lewicki i Kazimierz Łatak, laureaci naszego Grand Prix sprzed roku, którzy tę inwestycję skonfrontowali z projektami przygotowanymi na… Expo 2020 w Dubaju, nazywając te drugie „pokazem ludzkiej próżności” i „emanacją postawy dzisiejszych Nabuchodonozorów”. Z kolei Jankowice to dla nich obiekt stojący na antypodach tamtych szaleństw, pozwalający na „radość z lepszej strony świata”. I rzeczywiście wszystko jest tu podporządkowane nadrzędnym założeniom: oszczędności, skromności, a także wygodzie życia, dobremu samopoczuciu oraz nienachalnej integracji pensjonariuszy i personelu.
Nie wiem, jaki sens miało porównanie Domu dla Bezdomnych z pawilonami na imprezę typu Expo — to zupełnie inne funkcje, budżety. Expo jest wystawą — tam wymaga się od architektury efektowności, bo jej celem jest przyciąganie zwiedzających. Nie będziesz miał zwiedzających, zmarnujesz tylko pieniądze podatnika, bo nie osiągniesz założonych celów promocyjnych. Ale krakowscy architekci zastosowali propagandowy chwyt, żeby podkreślić szlachetność architektury od XYstudio.
W listopadzie z kolei poznaliśmy długo wyczekiwane wyniki konkursu Życie w Architekturze, organizowanego co pięć lat przez redakcję miesięcznika „Architektura-Murator”. Jaki dom jednorodzinny okazał się najlepszym wybudowanym w Polsce w latach 2015–2019? Czy jest to Arka projektu Roberta Koniecznego, która zdobyła na świecie takie nagrody, jak tytuł najlepszego domu świata konkursu Wallpaper Design Awards 2017 czy The Chicago Athenaeum: International Architecture Award w 2017 roku? Nie, w Życiu w Architekturze nagroda przypadła jednak Domowi w Będzinie projektu pracowni jojko+nawrocki architekci.
Gdy ten dom otrzymał Grand Prix i nagrodę w kategorii Dom Jednorodzinny w konkursie Architektura Roku Województwa Śląskiego 2018 cieszyłem się tymi wyróżnieniami, bo to dobra, racjonalna architektura. Do tego mądra, bo budynek prostymi środkami można adaptować do potrzeb zmieniającej się w czasie rodziny. Nie uważam jednak tego domu za wybitny ani za najlepszy w minionym pięcioleciu. Nie sądzę, by zawojował świat. A przecież taka jest też rola rodzimych konkursów — to skierowanie snopu światła reflektorów na najbardziej godny uwagi obiekt — co ma być mocnym znakiem dla zagranicznych krytyków, jurorów, redaktorów międzynarodowych czasopism, że sami uważamy to za najcenniejsze na własnym podwórku.
I choć cenię dzieło Marcina Jojki i Bartłomieja Nawrockiego, choć bardzo podobało mi się ich wystąpienie na konkursowej „obronie” przed jurorami, podczas którego wsparła ich inwestorka Aleksandra Grabowska (na marginesie pokazali świetną relację architekt–inwestor i wzajemne zrozumienie i zaufanie, które jest kluczem do sukcesu), to nie uważam, by był to najlepszy budynek jednorodzinny drugiej połowy minionej dekady. Ale może moje rozczarowanie jest nie na miejscu? Bo jak głosi werdykt jury: „nagrodę przyznano za umiar i skromność architektury, które to cechy skłaniają do, jakże dziś potrzebnej szerszej refleksji nad konsekwencjami wszechobecnego konsumpcjonizmu i jego negatywnym wpływie na naszą planetę”.
Młodzi architekci czytający te słowa — zapamiętajcie szczególnie ten fragment o skromności i umiarze. To dziś słowa klucze, które pomogą wam wygrywać konkursy w Polsce i stać się zauważonym przez miejscową krytykę.
W innych kategoriach Życia w Architekturze też króluje egalitaryzm i społecznikowskie podejście. Robert Konieczny załapał się na nagrodę za Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie, bo to muzeum i plac, miejsce, na którym odbywają się liczne strajki i protesty mieszkańców miasta, co nie mogło umknąć jurorom wyczulonym na sprawy wszystkich ludzi.
Najlepszy budynek wielorodzinny? Nominowana była Sprzeczna 4, krok milowy w rehabilitacji prefabrykatów w Polsce. Ale jest niestety betonowa. Musiała przegrać z Nowymi Żernikami, gdzie partycypacja i humanistyczne podejście zostały odmienione przez wszystkie przypadki. Indywidualistyczna, oryginalna Sprzeczna 4 musiała przegrać z duchem kolektywizmu, który bije z Nowych Żernik.
Bank rozbiła Marlena Wolnik i jej pracownia MWArchitekci projektem Centrum Aktywności Lokalnej w Rybniku. Zdobył on nagrodę specjalną i tytuł realizacji najlepiej odpowiadającej na wyzwania współczesnego świata. Lubię ten projekt — rozwiązuje problem braku miejscu spotkań, szczególnie w peryferyjnych miastach czy dzielnicach. Obiekt był skazany na sukces, bo jest tu i egalitarna funkcja, jest wszechobecne drewno (obecnie materiał klucz do wygrywania konkursów, beton jest bowiem na cenzurowanym!), oraz — co podkreślili jurorzy w werdykcie:
Konstrukcja jest prosta i możliwa do wykonania skromnymi środkami w każdych warunkach. Na uwagę zasługuje stosunkowo niewielki koszt realizacji i nieskomplikowana konstrukcja.
Mamy więc gotowy przepis na sukces: skromny i prosty drewniany obiekt, funkcja — najlepiej moralnie szlachetna, jak schronisko dla zwierząt czy dom samotnej matki; za obiektem nie musi stać jakaś wyrazista idea ani zbyt oryginalna forma. Ma to być bardziej architektura tła, dość przeciętna, żeby nie przestraszyć rodzimej krytyki.
Gdy 9 grudnia 2020 roku ogłoszono wyniki konkursu architektonicznego o Nagrodę Architektoniczną Prezydenta Warszawy, nie zdziwiło mnie, że grand prix (i jeszcze kilka innych nagród) trafiło w ręce architektów z pracownia XYstudio za budynek żłobka w warszawskiej dzielnicy Wesoła. To oczywiście prosta i skromna bryła, ma obowiązkowe drewno na elewacji, a jego funkcja jest bezdyskusyjnie społecznie użyteczna. Budowa żłobków to najczęściej obiecywana rzecz w kampanii prezydenckiej Rafała Trzaskowskiego. Gdyby były zakłady bukmacherskie, obstawiałbym wygraną XYstudio w tym konkursie.
Nie chcę być źle zrozumiany — wszystkie wyżej wymienione nagrodzone obiekty cenię. Wiele z nich jest naprawdę dobrą architekturą. I nie krytykuję tu wyróżnionych pracowni. Podaję w wątpliwość oceny jurorów i ich pobudki, a przede wszystkim kryteria, jakie stosują do oceny budynków. Architektura zeszła w nich na drugi, jeśli nie trzeci plan. Ważniejsza jest funkcja, której nie wymyśla architekt. Biada, jeśli projektujesz dla bogaczy czy wielkich korporacji.
Z góry odpieram zarzuty, że to architektura na miarę naszych czasów, mniej ikoniczna, a taka, w której liczą się problemy zwykłych ludzi. Taki paradygmat nie wyklucza przecież powstawania genialnej architektury. Przykładem są prace nagrodzonego w 2016 roku Pritzkerem Alejandro Araveny. Jego najsłynniejsza mieszkaniówka w Chile to tanie szeregowce, w których każda rodzina ma do dyspozycji wybudowany moduł i gotową strukturę pod kolejny. Użytkownicy otrzymali możliwość rozbudowy swoich domów, architekt dał mieszkańcom wolną rękę, by dokończyli jego dzieło. To nie jest podarowanie ludziom tylko ryby, ale i wędki, by mogli schwytać jeszcze więcej ryb. To zmotywowanie mieszkańców do pracy nad swoim domostwem. Mamy więc architekturę z mocnym konceptem i niezwykle oryginalną.
Podobnie jak ostatnia nagroda im. Miesa van der Rohe dla najlepszej europejskiej realizacji dla biura Lacaton & Vassal za transformację pięciuset trzydziestu mieszkań na osiedlu Grand Parc w Bordeaux. Tam odczarowano bloki z wielkiej płyty, dostawiając do nich betonowe (!) struktury z ogrodami zimowymi — powiększono w ten sposób przestrzeń życiową każdego z mieszkań, a zarazem efektownie opakowano starą architekturę. To projekt uniwersalny, który można zaimplementować do większości bloków mieszkalnych, także w Polsce. Prosty i skromny, a zarazem wizjonerski i odważny. Te dwa powyższe projekty mają olbrzymi ładunek konceptualny, przy nich jakże nijakie są nasze rodzime realizacje, które królowały w tym roku w konkursach.
Wątpliwe wybory rodzimej krytyki uzmysłowiły mi, że żyje ona w bańce i jest podobna do Ellswortha Tooheya, jednej z kluczowych postaci w najsłynniejszej powieści, jaką kiedykolwiek poświęcono architektowi — „Źródle” Ayn Rand. Przypomnę: jej główny bohater — Howard Roark — jest genialnym, młodym architektem. Poznajemy jego życie i walkę o nowoczesną architekturę. Kłody rzucają mu pod nogi nieprzychylni krytycy czy koledzy z wielkich pracowni, w których liczy się przede wszystkim zarabianie pieniędzy i sprzyjanie niskim gustom. Adwersarzem architekta jest właśnie Toohey. W kontrze do indywidualizmu Roarka, jest on apologetą kolektywizmu i etycznego altruizmu. Brzydzi się wystawnymi, oryginalnymi budynkami młodego projektanta, które ten przygotowuje dla bogatej klienteli. Toohey walczy o architekturę egalitarną. To jednak postać pełna hipokryzji, bo choć pozuje na przyjaciela ludu, tak naprawdę manipuluje opinią publiczną i chce nią sterować. Dla niepoznaki wciąż szantażuje otoczenie moralnością – celowo buduje dylematy na podobnej zasadzie jak przytoczony przykład z konkursu „Polityki”: wille bogaczy kontra domy dla bezdomnych.
To bardzo fałszywy i szkodliwy punkt widzenia. Historia architektury nie rozróżnia dzieł budowanych dla bogaczy czy biednych. Liczy się jakość architektury. Willa Tugendhatów w Brnie, dzieło Ludwiga Miesa van der Rohe czy Villa Savoye w Poissy projektu Le Corbusiera – to ikony modernizmy, ale wybudowane dla bogaczy. Miały jednak kolosalny wpływ na architekturę, także tę socjalną. To jak z modą. Haute couture kreuje nowe trendy, wynajduje formy, kroje, eksperymentuje, by z czasem te wynalazki mogły zawędrować do ubrań sprzedawanych w sieciówkach, a więc na każdą kieszeń.
Tegorocznym kitem jest więc dla mnie rodzima krytyka architektoniczna i jej wybory konkursowe. Ludzie zarażeni tooheizmem, którzy przywdziali togi moralistów, prowadzą naszą architekturę na manowce niskiej jakości. Króluje źle rozumiana poprawność polityczna, a z pola widzenia zniknęła walka o możliwie najlepszą architekturę.