reklama
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Przygnębiające medialne relacje

23 marca '22

A gdy otworzył pieczęć drugą,
usłyszałem drugie Zwierzę mówiące:
„Przyjdź”
I wyszedł inny koń barwy ognia,
a siedzącemu na nim dano odebrać ziemi pokój,
by się wzajemnie ludzie zabijali –
i dano mu wielki miecz.

Ap 6, 4 Biblia 1000. lecia Pallotinum 1991

Gdy dwa lata temu pisałem do A&B tekst o początku pandemii i pierwszym lockdownie posłużyłem się na wstępie fragmentem z Apokalipsy św. Jana o czwartym jeźdźcu (Ap 6, 8). Miałem wtedy wątpliwości co do odwołania się do Objawienia św. Jana jako zbyt katastroficznego i nieadekwatnego już do współczesnego świata, jednak w końcu pomimo wahań zdecydowałem się na zamieszczenie tego cytatu. Nie przypuszczałem i chyba nikt z nas nie przypuszczał, że po dwóch latach przyjdzie cytować kolejny werset o drugim jeźdźcu, jakim jest wojna.

Wojna to straszne słowo, które znali z własnego doświadczenia nasi rodzice i dziadkowie, a dla nas do tej pory było czymś historycznie odległym. Działania wojenne, które widzimy w relacjach medialnych, to zaprzeczenie wszystkiego, co jest istotą naszego zawodu. Wydawało się, że wraz z wygasaniem pandemii pojawi się słowo nadzieja, lecz niestety nadal dominującym słowem jest strach. Wojna niszczy to, co stanowi sens naszej profesji, projektowanie pięknych budynków i przyjaznych przestrzeni integrujących ludzi. Jest rzeczą wręcz niewiarygodną, że za naszymi granicami niszczone są budynki, miasta i giną ludzie. Znaliśmy takie obrazy dotąd z kronik i filmów z II wojny światowej. To pokazuje, jak kruchy jest pokój i normalne życie, którego fizyczną oprawę codziennie kreujemy naszą zawodową pracą.

Ta wojna jak żadna inna do tej pory ma wymiar informacyjno-medialny. Dramaty wojenne oglądane na ekranie telewizora czy komputera, odbite w naszym oku poprzez nerwy wzrokowe niemal w czasie rzeczywistym trafiają do naszego umysłu, co zmienia nas z biernych obserwatorów w emocjonalnie zaangażowanych uczestników. Być może właśnie to stanowi o tak ogromnym zaangażowaniu naszego społeczeństwa w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Codziennie w telewizji i internecie oglądamy przerażające relacje ginących, rannych i uciekających z domów i miast mieszkańców Ukrainy, ostrzeliwanych i płonących budynków. To nie pierwsza wojna jaka toczy się za mojego życia. Z młodości pamiętam obrazy bombardowanych miast i palonych napalmem wietnamskich wiosek. Z niedowierzaniem oglądałem znane z wakacji, zniszczone Dubrownik i Sarajewo. Całkiem niedawno obserwowaliśmy w telewizji permanentnie niszczone syryjskie Aleppo. Jednak zawsze to było gdzieś tam daleko, a wiadomości o lokalnych konfliktach zbrojnych grzęzły w natłoku innych informacji. Dzisiaj, mimo że podobnie wojnę oglądamy jak na razie w telewizji, to jednak jest inaczej. To dzieje się tu, w Ukrainie, wypełniając niemal bez reszty kanały informacyjne, a zagrożona jest również Polska i cała Europa, a może cały znany nam świat.

wojna całkowicie odziera architekturę z jej funkcjiwojna całkowicie odziera architekturę z jej funkcjiwojna całkowicie odziera architekturę z jej funkcji

wojna całkowicie odziera architekturę z jej funkcji, którą jest zapewnienie bezpieczeństwa

© Piotr Średniawa

My architekci, skupieni na strukturze budynków, ich estetyce, rozwiązaniach funkcjonalnych czy typologii, czasem zapominamy o jednej z podstawowych cech architektury, leżących u jej źródeł, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa i ochrony. Bombardowania miast, ostrzał artyleryjski i rakietowy, całkowicie odzierają architekturę z tej tak niezbywalnej i tak pożądanej cechy czyniąc budynki i całe miasta miejscami niebezpiecznymi, groźnymi dla życia i zdrowia. Przenoszenie się ludzi do piwnic, schronów czy służących w czasie pokoju zupełnie innym celom stacji metra, całkowicie niweczy dotychczasowy sens istnienia i funkcjonowania architektury. Nikt z nas projektując budynki czy fragmenty miast nie zakłada ich rychłej zagłady. Owszem, czasem w okresie pokoju wyburzane są budynki, jednak obecnie staramy się w coraz większym stopniu chronić lub przekształcać istniejące obiekty. Wojna przeczy tym wysiłkom i zachodzi tutaj tragiczny paradoks. Naturalnym wrogiem architektury jest czas, są nim także klęski żywiołowe, lecz największym wrogiem okazujemy się my sami. Tak jak tworzymy z wysiłkiem architekturę, w której zamieszkują i funkcjonują niewinni ludzie, tak w akcie agresji skłonni jesteśmy ją zniszczyć i zabijać ludzi, uznanych za wrogów przez polityków realizujących własne cele i chore ambicje. Zachodzi jednak też odwrotne, niespodziewanie nobilitujące architekturę zjawisko. Obojętne dla nas do tej pory przestrzenie, jak dworce kolejowe, nijakie pawilony przy granicy, zwyczajne budy i budki stają się dla setek tysięcy uchodźców pierwszą bezpieczną i przyjazną przestrzenią. Nagle, w normalnych czasach uznawana za małowartościową architektura, przybiera dla ofiar wojny wymiar ziemi obiecanej. Wojna, jak żadne inne zdarzenia, przewartościowuje wszystkie funkcjonujące w czasie pokoju pojęcia, w tym przewraca całe nasze dotychczasowe pokojowe rozumienie architektury. To jednak niejedyne w ostatnim czasie przygnębiające, przynajmniej dla mnie relacje, jakie wypełniały czas antenowy.

ośrodek w Zhangjiakouośrodek w Zhangjiakouośrodek w Zhangjiakou
 

ośrodek w Zhangjiakou

© Piotr Średniawa

Wojnę w Ukrainie poprzedziło zupełnie inne wydarzenie, jakim była zimowa Olimpiada w Pekinie. Niewykluczone, jak sądzą niektórzy analitycy, że ta koincydencja czasowa nie była przypadkowa. Jeżeli tak, to pokazuje to jeszcze dobitniej janusowe oblicze dzisiejszego świata. Już samo otwarcie igrzysk na niewzbudzającym już niegdysiejszego zachwytu Ptasim Gnieździe autorstwa architektonicznego duetu Herzog & de Meuron wzniesionym w 2008 roku z okazji letnich igrzysk olimpijskich, wywołało nieco ambiwalentne odczucia. Wyreżyserowane do ostatniego gestu widowisko wspomagane komputerowymi animacjami niczym scenografia do filmu Avatar, mimo niezaprzeczalnej perfekcji niebezpiecznie ocierało się o całkowicie stechnicyzowany świat wirtualnych projekcji. Komputerowe efekty zupełnie przyćmiły znicz olimpijski, które zresztą, jak złowieszczo się niebawem okazało, zgasł w trakcie olimpiady. Ten spektakl był całkowitym zaprzeczeniem nieco zapomnianego, acz fascynującego widowiska otwierającego igrzyska zimowe w 1992 roku we francuskim Albertville w reżyserii młodego wówczas choreografa Philippe'a Decouflé.

Olimpiady zimowe w przeciwieństwie do letnich zawsze organicznie wpisywane były w naturalny krajobraz i przyrodę, chociaż też wzbudzały pewne wątpliwości co do zbyt dużej ingerencji w górski pejzaż i ekosystem. Jakoś trudno to było odnaleźć, obserwując minione igrzyska. Budzący bezmyślny zachwyt komentatorów sportowych swoją rzekomą wspaniałością ośrodek w Zhangjiakou, z górującym pretensjonalnym, przeskalowanym betonowym pierścieniem wieńczącym skocznie olimpijskie, z pewnością wpisywał się w mijający świat architektonicznych ikon. Wrażenie potęgowały sztucznie zalesione zagajniki z podpieranymi drzewkami, których życie skończy się prawdopodobnie wraz z igrzyskami. Również dziwne wrażenie sprawiała trasa narciarstwa alpejskiego w Yanqing z wyrąbanym w skałach wąwozem wzmocnionym betonowymi konstrukcjami rodem z wojskowych umocnień. Mieszane dystopijne odczucia powodowała również zbudowana na igrzyska ogromna betonowa konstrukcja trasy narciarstwa dowolnego nazwana Shougang Big Air w nieczynnej hucie w zachodnim Pekinie. To też chyba bardzo odległe działania od naszych europejskich wyobrażeń o sensownych rewitalizacjach obiektów i terenów poprzemysłowych.

Shougang Big AirShougang Big AirShougang Big Air
 

Shougang Big Air

© Piotr Średniawa

Jak daleką drogę przeszła architektura obiektów olimpijskich od 1994 roku i igrzysk w norweskim Lillehammer... Drewniana hala Vikingskipet, inspirowana odwróconą łodzią, jawi się jako zdecydowanie bardziej współczesna niż obiekty chińskiej olimpiady. Gdyby nie bezlitosny kalendarz to zdecydowanie bardziej zgodne z naszymi współczesnymi poglądami i tendencjami kreowania zrównoważonej zielonej architektury byłyby obiekty z Lillehammer niż betonowe i stalowe monstra z obecnej olimpiady, już w momencie inauguracji sprawiające wrażenie jakby powstały w zamierzchłej epoce. Jeżeli tak prestiżowe realizacje, jak obiekty olimpijskie wyznaczają progresywne kierunki w architekturze, chociażby monachijskie organiczne struktury Freia Otto czy olimpijskie hale w Tokio autorstwa Kenzō Tange, to chyba znowu architektura skierowana została w kolejną ślepą uliczkę kreacji sztucznego, pseudoprestiżowego splendoru.

Można uznać, że obraz pekińskiej zimowej olimpiady był tylko specyficznym zdarzeniem mającym podłoże w lokalnych obcych dla nas uwarunkowaniach kulturowych i politycznych. Nie możemy jednak nie zauważyć, że gospodarzem i organizatorem igrzysk była najbardziej progresywna gospodarka i najszybciej rozwijające się nowe światowe mocarstwo. Niestety te dwie następujące po sobie telewizyjne relacje ukazują, jak funkcjonuje architektura poddana autorytarnym systemom. Te parę tygodni relacji z architekturą w tle powinny być dla nas wszystkich groźną przestrogą.

To nie jest świat i wymiar architektury, w którym chcemy żyć i który chcemy przekazać naszym dzieciom. Jednak niestety jest to produkt naszej cywilizacji. Do tej pory ten świat był dla nas czymś odległym, a dzisiaj, nie tylko w wyniku totalnego przepływu informacji i obrazu, staje u naszych granic. Musimy pamiętać, że w globalnej rzeczywistości nasz świat niebywale się skurczył i nie ma już odległych zdarzeń, które nas nie dotyczą. Dlatego w tym niebezpiecznym czasie potrzebna jest głęboka refleksja nad naszą rzeczywistością, którą naszą pracą, jako architekci, nie tylko staramy się, ale też, jako zawód zaufania publicznego, zobligowani jesteśmy pozytywnie zmieniać. Niewątpliwie po pandemii oraz w obliczu zagrożeń wojennych nasz świat nie będzie już taki sam jaki pamiętamy sprzed dwóch lat i trudno dzisiaj o naiwny optymizm. Jednak może w tym trudnym czasie, patrząc wstecz na historię, można odnaleźć jakąś nadzieję. To nie autorytarne systemy i despotyczni władcy stali u podstaw europejskiej kultury i architektury, a była nią demokratyczna antyczna Grecja. Można więc mieć nadzieje, że po ciemnym czasie znowu zwycięży ta tradycja, do której nadal należy się odwoływać. Mimo że upłynęło blisko 2,5 tysiąca lat, od kiedy wzniesiono górujący nad Atenami Partenon.

 
Piotr Średniawa

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE