Największy park otwarty w Polsce po 1989 roku działa od ostatniej zimy w Poznaniu. Miasto inwestuje także w inne skwery i zieleńce, ale jednocześnie wycina istniejącą zieleń. W lutym kilkaset drzew i krzewów poszło pod topór, żeby… utworzyć nowy park.
Park Rataje od niedawna wygląda jak spod igły, ale jego plany sięgają jeszcze lat 60. XX wieku. Kilkadziesiąt hektarów między dwiema częściami modernistycznej dzielnicy Rataje przewidziano wtedy na obszerną enklawę zieleni. Jednak najpierw teren ten służył fabryce domów obsługujących budowę dzielnicy, a gdy produkcja zamarła, do początku XXI wieku nic się tam nie działo. Wreszcie część gruntu kupił jeden z dynamicznych lokalnych deweloperów, który po skasowaniu ogólnego planu zagospodarowania miasta przez Ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym z 2003 roku, przymierzał się do budowy osiedla.
park Rataje — część w pobliżu wyburzonych niedawno pozostałości Ratajskiej Fabryki Domów
fot.: Jakub Głaz
ferment na Ratajach
Wywołało to silne protesty lokalnych społeczników i radnych, którzy od 2006 roku domagali się od miasta, by uniemożliwić deweloperską zabudowę. Był to jeden z pierwszych po 1989 roku obywatelskich zrywów na rzecz miejskiej przestrzeni. Ostatecznie, w 2010 roku udało się spacyfikować plany dewelopera, a rok później rozstrzygnięto konkurs na kształt parku (I nagroda: AKG Architektura Krajobrazu). W 2018 roku otwarto pierwszą część parku.
park Rataje to dziś miejsce spotkań i wypoczynku poznaniaków
fot.: Jakub Głaz
Mieszkańcy dzielnicy Rataje szybko zagłosowali na zieloną przestrzeń nogami, choć nie brakuje jej mankamentów. Specjaliści od zieleni krytykują rodzaj wybranych gatunków roślin, a źle zaprojektowane odwodnienie sprawia, że zimą część parku zamienia się w jeziorko. Podobne kłopoty z wodą nękają też niewłaściwie przebudowany w zeszłym roku park Wodziczki na willowym Sołaczu.
park Rataje — wyschnięte w lecie oczko wodne (za to po zimowych roztopach woda stoi nie tylko w niecce, ale też w jej otoczeniu)
fot.: Jakub Głaz
działania oddolne
W inny sposób, bez kontrowersji, oddolne działania przyczyniły się do utworzenia bardzo atrakcyjnej przestrzeni rekreacji na tak zwanych Szachtach, czyli na obszarze zespołu glinianek leżących na południowym krańcu miasta. Z inicjatywy młodego radnego Tomasza Wierzbickiego zaniedbany teren wzbogacił się o alejki, ścieżki przyrodnicze, punkty widokowe i interesującą wieżę obserwacyjną autorstwa pracowni Toya Design.
marzenie o spójnej koncepcji
Równie długo, co Rataje, czekało za to na zagospodarowanie dawne koryto Warty na Starym Mieście. Zasypywane od połowy lat 60. XX wieku historyczne łożysko rzeki, przez pół wieku służyło za miejskie chaszcze, wybieg dla psów i dziki parking. Dopiero na początku tej dekady ruszyły prace projektowe (1050 Pracownia Architektury), a park, który łączy Stare Miasto z brzegiem Warty, został otwarty w 2016 roku.
W tym samym czasie zaczęły ożywać tereny nad Wartą, od której miasto odwróciło się pół wieku wcześniej. Przez ostatnie pięć lat wiele się zmieniło, nad rzeką przesiadują tłumy, rozrasta się „Wartostrada”, czyli pieszo-rowerowa droga po obu stronach rzeki, powstały pierwsze kwietne łąki, ale cały czas brakuje spójnej koncepcji zagospodarowania nadrzecznych terenów. O bulwarach na miarę Wrocławia i Warszawy poznaniacy nie mają na razie co marzyć.
jedna z nowych miejskich plaż nad Wartą — na Szelągu
fot.: Jakub Głaz
Spójnej koncepcji brakuje zresztą dla całego systemu zieleni, co dziwi w mieście szczycącym się układem czterech zielonych klinów, uwypuklonym i opracowanym między innymi przez Władysława Czarneckiego, przedwojennego architekta miasta. Kliny to wcinające się w miasto z czterech stron świata niezabudowane szerokie pasma zieleni przechodzące w podmiejskie lasy.
iluzoryczna ochrona
Przez ostatnie dwie dekady ochrona poznańskich klinów zieleni była jednak dość iluzoryczna. Piętnaście lat temu radni zgodzili się na częściową zabudowę klina południowego. Nowymi domami zapełniają się też malownicze tereny Moraska w klinie północnym oraz klin zachodni na prestiżowym Sołaczu. Protesty społeczników i mieszkańców dały niewiele: miasto nadal przygotowuje plany zagospodarowania zielonych terenów pod zabudowę z obawy przed odszkodowaniami dla deweloperów, którzy w odpowiednim czasie nabyli atrakcyjnie położone grunty. Wiele inwestycji zdążyło już zresztą powstać, korzystając z wyjątkowo przewlekłego procesu przygotowywania planów.
Odłożonym w czasie zamachem na klin wschodni jest natomiast planowana miejska obwodnica, tak zwana trzecia rama komunikacyjna, która ma rozpruć malowniczą dolinę Cybiny, choć — ze względu na koszty — przyszłość tej inwestycji rysuje się mgliście.
pływająca zielona wyspa na Cybinie (dopływie Warty) przy Centrum Interpretacji Dziedzictwa „Brama Poznania”
fot.: Jakub Głaz
Przyznać też trzeba, że w ostatnich latach powstało wiele planów zagospodarowania, które chronią bardziej peryferyjnie położone obszary klinów. To jednak działania ratunkowe, podejmowane pod naciskiem mieszkańców, z obawy przed kolejną falą inwestorów. Nic za to nie słychać o perspektywicznym planie dla całego miasta: połączeniu klinów i miejskiej zieleni w jeden spójny system na miarę projektu, który zaczął realizować Hamburg. Do końca następnej dekady ma tam powstać miejska zielona sieć wykorzystująca nie tylko istniejące parki i aleje, ale też cmentarze i ulice wyłączone z ruchu kołowego.
poszukiwany miejski ogrodnik
Brak kompleksowego podejścia wynika między innymi z bardzo chaotycznej struktury zarządzania zielenią. Za poznańskie tereny zielone: od drogowych, przez parkowe, po leśne – odpowiada niemal dziesięć miejskich jednostek. Nie ma „miejskiego ogrodnika”, który koordynowałby całość prac i wytyczał kierunki rozwoju terenów zielonych. Swoje trzy grosze dorzucają pracownicy Miejskiej Pracowni Urbanistycznej, którzy w planach zapominają często nie tylko o zaprojektowaniu nowych rzędów drzew wzdłuż ulic, ale też nie wrysowują istniejących cennych szpalerów. Opiniująca plany Miejska Komisja Urbanistyczno-Architektoniczna słyszy często, że drzewa… utrudnią projektowanie ulic drogowcom lub będą kosztem dla miasta.
Wreszcie, jednostki zajmujące się poznańską zielenią prezentują bardzo różny poziom. W ciągu ostatnich piętnastu lat znaczącymi dokonaniami może popisać się Wydział Terenów Zieleni Zarządu Dróg Miejskich. W pasach drogowych liczne klepiska i wyleniałe trawniki ustąpiły miejsca starannie zaprojektowanym skwerom z krzewami, kwiatami i wysoką zielenią. Pasy rozdziału kilku ulic zamieniły się niemal w linearne zagajniki.
enklawa zieleni i wypoczynku wzdłuż ulicy Bukowskiej — jedna z interwencji Wydziału Terenów Zieleni poznanskiego Zarządu Dróg Miejskich
fot.: Jakub Głaz
Gorzej dzieje się za to w Zarządzie Zieleni Miejskiej. Z jednej strony odnawia on parki i zieleńce, a z drugiej podnosi rękę na wiekowe drzewa w historycznych parkach. Wiosną tego roku pod topór poszły drzewa przed parkiem Wilsona (by odsłonić odtworzone historyczne ogrodzenie). Gdy w marcu protestowano przeciwko wycince starych drzew w parku Wieniawskiego na tyłach opery, dyrektor ZZM Tomasz Lisiecki orzekł, że stuletnie drzewa w mieście... z zasady powinny wylecieć. Kilka dni później w telewizyjnym studiu bronił go prezydent Jacek Jaśkowiak, a oficjalny miejski portal wytoczył działa statystyki, podając, ile nowych drzew sadzi się w mieście, nie wspominając jednak nic o ich mikrych rozmiarach i peryferyjnych lokalizacjach.
jeden z największych wstydów centrum Poznania: północny odcinek Alei Marcinkowskiego (pierwszych miejskich alej na ziemiach polskich z końca XVIII wieku) — zamiast drzew i pieszego traktu znajduje się tam klepisko z parkingiem
fot.: Jakub Głaz
bomba na Starołęce
Największa bomba wybuchła jednak wiosną tego roku w dzielnicy Starołęka, gdzie — wbrew obietnicom jednego z wiceprezydentów — pod topór poszło kilkaset drzew i krzewów. Wszystko po to, by zrobić miejsce pod… park z boiskiem i placem zabaw. Społecznicy postulowali mniej inwazyjne i tańsze rozwiązanie. Mieli rację. Budowa parku nie ruszyła do dziś, bo w przetargu oferenci przebili miejskie możliwości o ponad milion złotych.
Kolektyw Kąpielisko
Udaną walkę udało się za to stoczyć animatorom Kolektywu Kąpielisko, czyli dużego społecznego ogrodu, który powstał w parku Kasprowicza. Ogród miał ulec likwidacji, by ustąpić miejsca nowej pływalni i torowi do jazdy na wrotkach. Znów pod topór miało pójść wiele dorodnych drzew. Finalnie, po wielu akacjach i protestach, udało się udaremnić te plany.
miejskie bitwy
park w dawnym korycie Warty — w tle widoczny komin starej gazowni, która od lat czeka na zagospodarowanie
fot.: Jakub Głaz
W ten sposób energia i zapał mieszkańców marnowane są na bitwy o sprawy związane z zielenią, które — w dobie kryzysu klimatycznego i rosnącej szybko świadomości ekologicznej — powinny być oczywiste. Jednak prezydent Jaśkowiak, choć sam z korzeniami w poznańskich ruchach miejskich, rzadko słucha głosu przyrodników i aktywistów, a czasem wprost lekceważy ich uwagi. Wystarczyło jednak, że w sprawie zbędnych wycinek to samo, co oni powiedział znany publicysta i obrońca przyrody Adam Wajrak, a Jacek Jaśkowiak od razu zmiękł i zaproponował debatę z jego udziałem. Minęło kilka miesięcy, do debaty jeszcze nie doszło.
poszukiwany celebryta
To już reguła: prezydent Poznania zdaje się słuchać tylko osób o bardzo znanych nazwiskach. Najwyższy czas poszukać celebryty, który przekona go, że zieleń to nie tylko ozdoba i rekreacja, ale bardzo istotny element miejskiej polityki zdrowotnej, i zachęci do zmian w zarządzaniu miejską zielenią.