Poznaniowi przybywa śródmiejskich wieżowców. Są średniej jakości i umiarkowanie wysokie. Zazwyczaj rosną tam, gdzie ich nikt nie planował, a o ich wysokości decydują lotnicy. Tymczasem pod Poznaniem — klęska urodzaju. Władze sąsiedniego Swarzędza zamierzają postawić w polu 98 wież o wysokości od pięćdziesięciu czterech do stu sześćdziesięciu metrów. Za koncept odpowiedzialny jest Sławomir Rosolski — autor nowego budynku Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej.
Drapaczy chmur w Poznaniu nie ma i raczej nie należy spodziewać się samotnej maczugi na wzór wrocławskiego Sky Tower. Wybujałe ambicje inwestorów ucina Urząd Lotnictwa Cywilnego. Korytarz powietrzny prowadzący na poznańskie lotnisko Ławica wyznaczono bowiem dokładnie nad centrum. Miasto lubi jednak pozwolić czasem inwestorom na skok wzwyż. Pierwsze wieżowce, które przeskoczyły próg czterdziestu metrów, powstawały w śródmieściu już w latach 60. XX wieku. Władze modernizowały dziewiętnastowieczne ścisłe centrum i okrasiły je między innymi trzema punktowcami przy ulicy Piekary oraz pięcioma wieżami na jednej długiej „stopie” mieszczącej handel i usługi przy głównej ulicy miasta — Świętym Marcinie.
łatanie tkanki miasta
Za Gierka w śródmieściu miało powstać kilka niemal stumetrowych wież, ale realnie urosły jedynie orbisowskie hotele Polonez i Poznań (obydwa z wielkiej płyty) i biurowiec Wiepofamy przy ulicy Dąbrowskiego na Jeżycach. Wykluwała się też już wtedy wieża Akademii Ekonomicznej, ukończona dopiero w 1991 roku. Dominująca w sylwecie centrum czerwona bryła uczelni (mierząca z nadajnikiem telewizyjnym sto pięć metrów) królowała przez całe lata 90. — w czasach, gdy planiści raczej wykluczali budowę kolejnych wieżowców. Poznań, rezygnując z zadekretowanej w latach 70. XX wieku przestrzennej ekspansji, postawił wtedy na łatanie tkanki miasta i umiarkowaną skalę zbliżoną do przedwojennych gabarytów. Tylko jedno miejsce przewidziano wówczas planowo na wysokościową enklawę, kontynuując przy tym zamiary z poprzednich dekad.
biurowce Sipińskich
W drugiej połowie lat 90. pracownia Ewy i Stanisława Sipińskich opracowała koncepcję zespołu wysokich biurowców na wolnym terenie wzdłuż ulicy Królowej Jadwigi przy hotelu Poznań. Pierwszy, PFC, powstał w 2001 roku, drugi — Andersia Tower — sześć lat później. Obydwa dość zachowawcze i mało smukłe, w stylu zbliżonym do europejskich realizacji tego typu z początku lat 90. Na trzeci, najwyższy wieżowiec — Silver Tower — inwestor każe czekać od trzynastu lat. Niedawno przedstawił kolejną wersję inwestycji, również autorstwa pracowni Sipińskich. Docelowa wysokość to 115 metrów.
Kompleks biurowo-hotelowy przy placu Andersa (proj.: Pracownia E. i S. Sipińskich, od prawej: PFC — 2001, Andersia Tower — 2007, Andersia Business Centre — 2012). Kolejny, najwyższy wieżowiec o nazwie Silver Tower planowany jest za wybudowanym kompleksem.
fot.: Jakub Głaz
mniej więcej lege artis
Zawartość worka z nieplanowanymi przez urbanistów wieżowcami wysypała się natomiast, kiedy w życie weszła obecna Ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Wszystko mniej więcej lege artis, w oparciu o luźno interpretowaną zasadę tak zwanego dobrego sąsiedztwa. Zaczęło się pączkowanie. Tam, gdzie nie było planów zagospodarowania, w pobliżu wysokiego rosło wysokie, niekoniecznie o podobnej funkcji. U stóp Cytadeli wystrzelił zatem, korzystając z sąsiedztwa hotelu Polonez, masywny apartamentowiec Atanera, jednego z bardzo skutecznych lokalnych deweloperów. Po drugiej stronie hotelu — wojewódzki samorząd wybudował kilka lat później wysoki gmach dla Urzędu Marszałkowskiego. Przeciwko obu inwestycjom protestowała część urbanistów i architektów. Na próżno. Tymczasem do pączkowania doszło również przy Wiepofamie na Jeżycach. Od 2006 roku towarzyszy jej miernej jakości biurowiec Omega (proj.: Arcada), a od 2014 roku — zgrabny, choć silący się na oryginalność wieżowiec autorstwa Piotra Barełkowskiego.
Kompleks mieszkalny z wysokim budynkiem zasłaniającym wzgórze Cytadeli (proj.: M. Kibler, M. Waśko, realizacja: 2008).
Dobre sąsiedztwo (dawny hotel Poznań), do którego udało się nawiązać inwestorowi, znajduje się poza kadrem.
fot.: Jakub Głaz
mglista zasada dobrego sąsiedztwa
Dość mglista zasada dobrego sąsiedztwa na tyle rozzuchwaliła inwestorów, że udało się im nawet uzyskać warunki zabudowy dla wieżowców w miejscu zdewastowanego Stadionu im. Szyca, przewidzianego w Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta na sport i rekreację. Punktem odniesienia miała być wysoka zabudowa odległa o niemal kilometr. Uchwalenie planu ukróciło te zamiary. Wysokościowy manewr udało się za to wykonać (znów) firmie Ataner obok dworca PKP. Od kilku lat prężny inwestor stawia tu kolejne banalne apartamentowce — każdy wyższy od poprzedniego. Kończy się właśnie budowa 73‑metrowego punktowca, najwyższego budynku mieszkalnego w mieście. W pobliżu nie ma nic równie wysokiego. Skąd sąsiedztwo? Na to pytanie znają odpowiedź jedynie inwestor, urzędnicy i projektanci — wspomniana już firma Sipińskich.
apetyt na wysokie akcenty
Podobnie zresztą było z ikonicznym już biurowcem Bałtyk z pracowni MVRDV (68 metrów), choć w tym przypadku bardzo udana forma rozgrzesza do pewnego stopnia autorów nie do końca oczywistego zezwolenia na tak wysoki akcent. Przy okazji Bałtyk zaostrzył apetyt mieszczących się po sąsiedzku Międzynarodowych Targów Poznańskich, które — jak dotąd — nie miały wysokościowych ambicji. MTP rozstrzygnęły wiosną tego roku studencki konkurs studialny, w którym przewidziano miejsce na nowe wieże, a miasto zmieniło plan miejscowy, by umożliwić targom wysokie inwestycje.
Biurowiec Bałtyk (proj.: MVRDV, 2017) zaprojektowano tak, że z każdej strony prezentuje się inaczej.
fot.: Jakub Głaz
W przygotowaniu jest także plan dopuszczający wysoką dominantę przy rondzie Rataje, na granicy modernistycznych osiedli z lat 70. Podobnie jak w przypadku MTP, analizy urbanistyczne towarzyszące projektowi planu ograniczają się jednak do oddziaływania na bliższe otoczenie. Niejasne pozostaje, jaki wpływ nowe wieże mogą mieć na sylwetę całego miasta.
szaleństwo w Swarzędzu
Dywagacje na temat poznańskich wieżowców bledną jednak w obliczu planów dla podpoznańskiej Kobylnicy, wsi w gminie Swarzędz, liczącej około półtora tysiąca mieszkańców. Miałoby tam powstać… osiedle liczące ponad 130 budynków, w tym 98 mieszkalnych. Miejsce na inwestycję to dziesięć ze stu hektarów lotniska Ligowiec należącego do Aeroklubu Poznańskiego, który stamtąd się wyprowadza. Wysokość? Kilkadziesiąt punktowców po 53 metry, kolejnych kilkanaście sztuk mierzących 75 metrów, 41 stumetrowców, trzy wieże po 130 metrów i jedna — 160‑metrowa. Pośród nich niska zabudowa, szkoły, usługi, kościół i stacja kolei metropolitalnej.
Koncepcja „Wyspa Wież” na terenie lotniska Ligowiec w Kobylnicy — wsi w gminie Swarzędz, proj.: Sławomir Rosolski
© Sławomir Rosolski | Ilustracje dzięki uprzejmości „Informatora Swarzędzkiego”, swarzedz24.pl
Wbrew pozorom nie jest to szalony i niedopracowany wymysł nadambitnych włodarzy gminy, tylko zrealizowana na ich zlecenie koncepcja firmowana przez doświadczonego projektanta: Sławomira Rosolskiego (autora wielu enklaw mieszkaniowych, w tym poznańskiego City Parku, a ostatnio też budynku Politechniki Poznańskiej, w którym kształcić się będą przyszli architekci). Powtarzając stare modernistyczne dogmaty, Rosolski argumentuje, że wysoka zabudowa uwolni przestrzeń pod zieleń i rekreację, którą zagarnęłoby osiedle domów jednorodzinnych. Jak donoszą lokalne media, osąd taki architekt miał wydać po niemal dwóch latach analiz. Rosolski uspokaja, że „Wyspa Wież” ma być samowystarczalną enklawą, zasobną w nowoczesne proekologiczne rozwiązania. Kwestie dojazdu, obsługi i oddziaływania wysokiej zabudowy na otoczenie i przyrodę budzą jednak kontrowersje, podobnie jak sens realizacji całego przedsięwzięcia.
ucieleśnienie snów radykałów
Pomysł na „Wyspę Wież” w szczerym polu jest na tyle surrealistyczny, że nawet protesty mieszkańców i komentarze architektów są powściągliwe i pełne niedowierzania. Czy zamysł, który obronić się może jedynie jako teoretyczny koncept, ma szansę realizacji? Radni i mieszkańcy gminy, którzy mieli okazję zapoznać się z projektem, są mu raczej nieprzychylni, ale ostatnio w Poznańskiem nic nie jest pewne. Niewielu wierzyło w realizację tak zwanej odbudowy Zamku Przemysła, nikt chyba nie spodziewał się, że w podpoznańskiej Stobnicy wyrośnie od podstaw ogromny prywatny zamek. A jednak. A że szaleństwo może przybierać różną postać, po fantazjach historycznych czas na ucieleśnienie snów radykalnych modernistów. Le Corbusier biłby brawo.