Check out the A&B portal!

Infantilization of murals - greenwashing and PR instead of critical art

30 of August '22

Kiedyś interesujące zjawisko z dziedziny sztuki i publicznego dyskursu. Dziś – coraz bardziej słodkie i ugrzecznione obrazki. Nowe murale wpisują się w trend „upupiania” wielkoformatowych malunków. Znacznie częściej służą dziś komercji, zagłaskiwaniu istotnych problemów, lub – jak w najnowszym poznańskim dziele – również greenwashingowi.

Zachwytom nie ma końca. Nowy mural na kamienicy w poznańskiej dzielnicy Jeżyce zaistniał już chyba na profilach i stronach większości lokalnych mediów oraz oficjalnych miejskich serwisów. Ślepą ścianę komunalnego budynku na rogu ulic Wawrzyniaka i Słowackiego wypełnił malunek przedstawiający drzewo obejmowane przez wielkie dłonie. Autorami są Dorota Piechocińska, Dominik Dziedzina i Krzysztof Gruszczyński. Projekt zrealizowany został przez Fundację Feed Your Head oraz MUR•ALL Studio.

Mural ma promować szacunek dla miejskiej zieleni oraz podkreślać jej znaczenie. Przy okazji, co podkreśla się na każdym kroku, farba, którą został namalowany, ma działać antysmogowo — oczyszczając powietrze za pomocą fotokatalizy (podobnie jak poświęcony Janowi Kulczykowi, znacznie oszczędniejszy w formie mural zdobiący od marca dom akademicki Polonez). Sympatyczny, przyzwoicie wykonany jeżycki malunek prezentuje dobry poziom i na pewno daleko mu do fatalnych artystycznie murali o treści patriotycznej lub kibicowskiej.

mural poznań wawrzyniaka drzewo ręce zieleń

jeżycki mural promujący znaczenie miejskiej zieleni, ul. Wawrzyniaka/Słowackiego — Poznań

proj. Dorota Piechocińska, Dominik Dziedzina i Krzysztof Gruszczyński

fot.: Jakub Głaz

utrata pazura

Coś jednak zgrzyta. Po pierwsze, proekologiczne dzieło pojawiło się na ścianie i było promowane przez miasto w chwili, gdy mieszkańcy bezskutecznie walczyli z magistratem o niewycinanie drzew w śródmieściu (pisaliśmy o tym przed tygodniem). Po drugie, więcej przyrodniczego pożytku doby jednak zasadzenie drzewa. Trudno zatem nie zgodzić się z częścią społeczników, którzy sięgnęli po epitet „greenwashingu” — wskazując, że ładnym muralem miasto odwraca uwagę od niewłaściwego traktowania realnej przyrody (dla sprawiedliwości warto dodać, że autorka muralu podpisała się pod petycją przeciw wycince).

Wreszcie, po trzecie, dosłowność i słodycz przekazu nie pobudzają chyba do głębszej refleksji. Znamienne, że z pomocą nowego muralu reklamuje się od kilku dni nieodległa deweloperska inwestycja. Dosłowny jeżycki mural wprowadza przyjemny nastrój i uspokaja (co oczywiście nie jest naganne), choć – wzorem murali sprzed ponad dekady – mógłby mieć przecież ostrzejszy publicystyczny pazur.

Podobne odczucia ma Sebastian Frąckiewicz, autor poświęconej street artowi książki „Żeby było ładnie”. Przy okazji komentuje poziom wytwarzanych dziś polskich naściennych prac:

Jeżycki mural wygląda przyzwoicie, choć nie przekonuje mnie zupełnie narracja o jego mocy oczyszczania powietrza. Bluszcz lub ogród wertykalny byłby tu bardziej na miejscu. Poznańskie dzieło wpisuje się też do pewnego stopnia w silny trend infantylizacji tego rodzaju sztuki. Już w połowie poprzedniej dekady, kiedy pisałem swoją książkę, problemem była postępująca nijakość murali, ich przekazu i walorów estetycznych. Winą obarczano wtedy „festiwalozę”, czyli murale powstające w ramach corocznych imprez, animowanych przez stowarzyszenia lub grupy artystyczne. Tymczasem dziś jest jeszcze gorzej – poziom artystyczny spada, przekaz jest mdły. Mural „poszedł w cukierek” tak bardzo, że budzi się tęsknota za dziełami z festiwali. One miały jednak opiekę kuratora i były poddawane selekcji. Dziś ta kontrola jest o wiele słabsza.

mural jeżyce poznańska jelonki festiwal       mural jeżyce poznańska street art

jeżyckie murale u zbiegu ulic Poznańskiej i Wąskiej (mural po lewej zniknie wkrótce zaslonięty nową "plombą")

murale wykonane w ramach Outer Space festival w 2013 roku

fot.: Jakub Głaz

horror vacui

Festiwalowe dzieła z poprzedniej dekady znikają zresztą powoli z murów: są zabudowywane lub niszczeją i bledną ustępując pola nowym dziełom. Dzieje się tak również na Jeżycach, które – poza wizerunkiem drzew – zostały obdarowane w listopadzie nowym muralem, tym razem o konkretnej „dzielnicowej” tematyce — wykonanym w ramach miejskiego programu o nazwie „Fyrtle” (nakierowanemu na dowartościowywanie i podkreślanie charakterystycznych cech różnych dzielnic lub obszarów Poznania).

mural jeżyce fyrtle mur all 2021

mural z 2021 roku zrealizowany w ramach akcji „Fyrtle” przy ul. Jeżyckiej

proj. Dorota Piechocińska

fot.: Jakub Głaz

Dzielnicowe dzieło powstało łącznie z nowym, wygodnym i estetycznym skwerem przy ulicy Jeżyckiej. Graficznie przyzwoite, ale – co ostatnio również częste – przeładowane. Malunek – także autorstwa Doroty Piechocińskiej – cierpi na horror vacui, przedstawiając licznie charakterystyczne budynki dzielnicy i związane z nią skojarzenia. Nie bez znaczenia były zapewne oczekiwania mieszkańców, jednak warsztatowo udane, nadmiarowe elementy warto by rozdzielić między kilka jeżyckich ścian, dbając przy tym o większą spójność formy. Mural wykonany ze wsparciem miejskich finansów, poza funkcją publicystyczną czy integracyjną powinien przecież promować także wysoki poziom grafiki, nawet jeśli ta nie będzie schlebiać przeciętnym gustom.

mural poznań jeżyce street art       mural fyrtle poznań jeżyce jeżycka

zestawienie form murali: oszczędne podejście sprzed dekady i współczesny horror vacui

fot.: Jakub Głaz

rocznicowe piekło

Graficznym przeładowaniem grzeszą też coraz częściej murale reklamowe – zamawiane coraz chętniej wraz z rosnącą modą na estetyzację przestrzeni za pomocą naściennych grafik. Frąckiewicz komentuje:

Tu problem jest jednak mniejszy. Większość tego typu reklam ma charakter tymczasowy, zatem nawet mniej udane dzieło nie oszpeci przestrzeni na stałe. Inaczej niż dzieje się to w przypadku murali rocznicowych i patriotycznych. To jest największe piekło.

Czy mury i ogrodzenia zostały zatem całkowicie „upupione” lub skomercjalizowane z użyciem coraz bardziej dziecinnej i mdłej grafiki? Na szczęście nie do końca. Frąckiewicz dostrzega coraz silniejszy powrót do „partyzanckich” działań w postaci nieautoryzowanych przez władze lub właścicieli haseł, napisów oraz grafik o silnym wydźwięku społecznym związanym m.in. z prawami kobiet lub wojną w Ukrainie. Zaangażowany street art wraca zatem do korzeni kontrastując zarówno treścią, jak i formą z grzecznym estetyzowaniem miejskiej przestrzeni. Frąckiewicz zachęca, by uważniej mu się przyglądać i dokumentować, bo, jak twierdzi, tego, co na ulicach jest dziś najciekawsze media nie pokazują – skupiając się na najbardziej spektakularnych i największych objętościowo pracach.

Jakub Głaz

The vote has already been cast

INSPIRATIONS