Artykuł z numeru A&B 05|2023
Na potrzeby tego rozdziału naszej opowieści o rozwoju polskich miast postanowiłem połączyć z sobą trzy odrębne w praktyce żywioły: najpiękniejsze chyba zachowane w oryginale na terenie dzisiejszej Polski gotyckie miasto zabytkowe — Toruń; najbardziej monumentalny wizualnie w kraju — w sensie swojej historycznej panoramy — Grudziądz; i najbardziej zaskakujący zawodnik w tym zestawieniu, frontalnie położona na brzegach Brdy, Kanału Bydgoskiego i Wisły — Bydgoszcz.
wspaniałe łuki toruńskiego „gdańska” — tak się nazywała średniowieczna krzyżacka toaleta — na cześć znienawidzonego przez Zakon miasta
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Trzydzieści lat temu, gdy zaczynała się nasza historia — czas szalonego rozwoju polskich miast — ten tercet był dla mnie niczym trójkąt bermudzki. Grudziądz był szarym czymś — nigdy się w nim nie zatrzymywałem, nie było powodu, o spichrzach nawet nie wiedziałem. Bydgoszcz to było jakieś koszmarne blokowisko z bliżej nieokreślonymi, ale groźnymi gruzami w centrum. Toruń miał co prawda swoje słynne stare miasto, Kopernika i pierniki, ale był też absurdalny dworzec kolejowy po złej stronie rzeki i cała reszta pokomunistycznie okropna, jak wszędzie wówczas w Polsce. Uciekałem do Krakowa z ulgą, do cywilizacji, w której już wtedy były pełne gwaru kawiarnie i nocne życie na wysokim poziomie. Ciekawe, co się z nim stało przez tych trzydzieści lat?
panorama Grudziądza zdobiąca ścianę galerii handlowej Alfa
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Grudziądz, Toruń, Bydgoszcz. Te trzy miasta wynikają z wody, dzięki niej powstały, z niej wyrosły. Toruń, Bydgoszcz, Grudziądz. W takiej kolejności przepływały przez nie przez setki lat tysiące statków rocznie — transportujących, według moich szacunków, największy tonażowo eksport w Europie (między XIII a XVII wiekiem). Wisła i Brda łączą je symbolicznie w pewną całość — nie stanowią one bowiem jednej metropolii, dzieli je w każdym przypadku godzina jazdy samochodem, to za daleko na stworzenie jednego zespołu aglomeracyjnego. Stanowią jednak jakiś zestaw, co najmniej jako sąsiadujące z sobą arcyciekawe atrakcje turystyczne — moim zdaniem — najciekawszy dziś w Polsce pomysł na długi weekend — taki city breakowy, kulturowy, idealny dla zmotoryzowanego turysty.
Toruńskie Centrum Kulturalno-Kongresowe Jordanki — ceglaste i ceglane motywy na fasadzie i we wnętrzu nawiązują do gotyckiej starówki, proj.: Fernando Menis
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
***
Toruń — jedno z najważniejszych kiedyś gospodarczo — obok Krakowa i Gdańska — nadwiślańskich miast. Potężny ośrodek kupiecki, przez wielu błędnie identyfikowany jako miasto historycznie polskie. To zresztą jest coś, co uwiera mnie w narracji Torunia do dziś — uświadomiła mi to moja ostatnia wizyta w tym mieście. Toruń, leżący po prawej stronie Wisły, przez większość swojej najważniejszej historii, był miastem myślącym i mówiącym głównie po niemiecku. Pruskie miasto Thorn przez wieki zamieszkiwali mieszczanie mówiący właśnie w tym języku. To oni byli właścicielami zdecydowanej większości miejskiej przestrzeni, choć w kolejnych stuleciach sytuacja ta ulegała wielu zmianom. Polaków w Toruniu przybywało, gdy niemiecka część społeczności przeszła na luteranizm, Polacy byli tu już większością.
Aleja Gmerków — najważniejsze wspomnienie z czasów potęgi miasta
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Miasto, jakie znamy (w sensie średniowiecznej zabudowy), założyli Krzyżacy i aż do wojny trzynastoletniej leżało ono w granicach państwa zakonnego. Potem aż do zaborów było częścią państwa polskiego. W średniowieczu było handlową potęgą, szczyt rozwojowy osiągając mniej więcej w XVI wieku. Później, jak większość miast w tej części świata, ciężko zniósł zawieruchy historyczne.
Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” — to pierwszy tego rodzaju obiekt otwarty w Polsce po 1939 roku, proj.: Edward Lach (Studio EL) i biuro R2
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Pruskość i niemieckość tego miasta nie oznaczają, że Toruń nie był z Polską silnie związany — podobnie jak Gdańsk żył z handlu z Polską i na relacjach z nią zbudował swoją potęgę, często negując potrzeby mówiącej po niemiecku strefy wpływów. Dlatego nie ma w nim dziś krzyżackiego zamku, podobnie jak w Elblągu został zburzony przez propolskich mieszczan. Warto w tym miejscu podkreślić, że w miastach lokowanych na prawie magdeburskim (czyli w zdecydowanej większości polskich miast z czasów Piastów i Jagiellonów) — bardzo wielu mieszczan mówiło właśnie po niemiecku. Jednocześnie — w mieście od wieków istniała silna polska społeczność, co może sprawiać spore kłopoty w próbach zrozumienia toruńskiego genius loci.
te same szyldy, te same żarty, te same klimaty co dwadzieścia lat temu — hmm, to jest miejscami trochę creepy
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
W czasach Hanzy nie istniały zbyt silne motywacje patriotyczne — liczył się biznes, a ten lepiej było robić z królem Polski niż z krzyżackim wielkim mistrzem. Podsumowując więc ten wątek — nie traktujmy Torunia jako matecznika polskości, bo to wprowadza w błąd duszę nastawioną na faktyczne poznanie tego miejsca. Gotycki Toruń stworzyli niemieccy kupcy, których nazwiska można znaleźć na Alei Gmerków (ulica Żeglarska), co ma wysoki walor poznawczy, zwłaszcza w połączeniu z podziwianiem tytułowych gmerków — średniowiecznych logotypów rodzinnych korporacji kupieckich. Handlem zajmowała się też rodzina Mikołaja Kopernika, który tu właśnie, jak powszechnie wiadomo, się urodził. Tata Mikołaja, Mikołaj senior, handlował miedzią i być może stąd wywodzi się jego nazwisko, czy też przydomek — „Coppernick”.
te same szyldy, te same żarty, te same klimaty co dwadzieścia lat temu — hmm, to jest miejscami trochę creepy
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Ale zostawmy historię i wpadnijmy do współczesności. Na szczęście dla dzisiejszego Torunia ta pierwsza obeszła się nad wyraz łaskawie z jego gotycką architekturą. Dzięki temu możemy dziś podziwiać miasto o wyjątkowej urodzie. Stare miasto to nie wszystko — w ciągu ostatnich dwudziestu lat dołączyło do niego wiele nowych inwestycji, z których szczególnie ważne są Centrum Kulturalno-Kongresowe Jordanki (proj.: Fernando Menis) o nowoczesnej bryle i Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” (proj. konkursowy: Studio EL, proj. wykonawczy: R2) prezentujące zazwyczaj wysokiej jakości ekspozycje komentujące kulturę nowoczesną. Przybyło mostów, autostrad, obiektów publicznych, sportowych, rozbudowano infrastrukturę.
te same szyldy, te same żarty, te same klimaty co dwadzieścia lat temu — hmm, to jest miejscami trochę creepy
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Niby wszystko OK, ale mnie coś w tej przemierzanej przestrzeni, zwłaszcza w historycznym centrum miasta, uwierało. Parę godzin zajęło mi namierzenie tego niepokoju. Ale w końcu na to wpadłem. Otóż, gdy przez ostatnich dwadzieścia lat inne polskie miasta zmieniły się nie do poznania, Toruń (w swoim ścisłym, zabytkowym centrum) nie zmienił się… wcale. Tak! To jest to! Te same szyldy, te same rzeźby w gotyckich murach, stare toruńskie pierniki, wszędzie wiszący Kopernik (podczas mojej wizyty — dla zwiększenia tego wrażenia — wypadły jego 550. urodziny — więc Mikołaj atakował dosłownie z każdej strony).
genius loci Torunia to nie tylko mury, ale też dynamika, otwartość i atmosfera, jaką tworzą ludzie, zwłaszcza młodzi
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Bo Toruń to miasto specyficzne w sensie historyczno-społeczno-politycznym. Na moje oko to miasto za bardzo wiezie się na tej gotyckiej starówce. Jej uwodzicielski potencjał jakby paraliżuje inne pola aktywności. Oczywistość atrakcyjności Torunia jakoś zniewala — rezultatem jest środowisko miejskie o charakterze wsobnym, skupione na sobie, nie na świecie zewnętrznym. Wiem, że generalizuję i pewnie się czepiam, ale ja się w Toruniu czuję, jakbym oddychał kurzem, nadmiernie żył przeszłością. Mimo że przecież zwykle bardzo lubię przeszłość.
most Uniwersytecki nad Brdą — te wygięcia i naprężenia zapowiadają bydgoską energię, która mnie zaskoczyła
© Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Autora oraz Urzędu Miejskiego w Grudziądzu.
Rozmawiałem o tym z wieloma mieszkańcami Torunia. Nie kryli frustracji, mówili o mieście, w którym o wszystkim decyduje wszechwładna i odwieczna władza, specyficzny lokalny, od lat niezmienny układ sił decydujący o wszystkim, co istotne. Kolaborujący z prawicową polityką, dogadany z „Ojcem Nadawcą” — „przekłada się to na inwestycje”, stwierdził jeden z moich rozmówców. „Niestety na klimat miasta też” — odparłem. Ten toruński układ zarządzający miastem jest w pewnym sensie efektywny, ale myślący mentalnością grupy wiekowej sześćdziesiąt plus. Bo, choć tu tak pięknie, funkcjonuje uniwersytet, a w mieście niby jest wszystko, co trzeba, to utalentowani młodzi ludzie często nie planują tu zostać po studiach. Potrzebują czegoś więcej — nowoczesnej lekkości, przewietrzonej atmosfery. Z tego właśnie powodu czułem mój toruński niepokój — brakowało mi tu gdańskiej energii, bielskiego poczucia humoru, kosmopolitycznej atmosfery Krakowa, kreatywności Wrocławia, przestrzenności Łodzi, ciepłej magii Lublina, jakiejś takiej młodzieńczości. Dziwne to było przeczucie-uczucie, ale odczułem je wyraźnie. Życząc Toruniowi jakiegoś nowego otwarcia, oddania miasta w ręce młodych wilków, poczułem, że nie chcę spędzać tu kolejnej nocy. Piękne miasto, ale wyjechałem z niego z jakąś dziwną ulgą, na szczęście nie po to, by zakończyć swoją podróż, lecz po to, by właściwie dopiero ją zacząć. Bo dalej pojechałem do również dawno niewidzianej Bydgoszczy.