Zobacz w portalu A&B!
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Problem na tysiąc sposobów. "Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u" Agaty Szydłowskiej

06 października '23

Trzy dekady temu PRL-owskie mieszkania wrzucono hurtem do worka z napisem „dziadostwo”. Potem wahadło wychyliło się w drugą stronę. Kultem otoczono najlepsze okazy powojennego designu i utożsamia się je czasem błędnie z całością tamtego mieszkalnictwa. „Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u” Agaty Szydłowskiej ustawia wahadło w prawidłowej, wyjściowej pozycji.

Ponad pięćsetstronicowe (i, niestety, drogie) dzieło samo jest zresztą pokaźnym futerałem z bardzo treściwą zawartością. Szydłowska, doświadczona w pisaniu o designie, kulturowych wzorach, aspiracjach i PRL-u, bierze nas w bogato i różnorodnie udokumentowaną podróż przez niemal pięć dekad zmagań Polaków z szeroko rozumianym problemem mieszkaniowym. Bo przyzwoite, własne i dobrze urządzone cztery kąty, podobnie jak dziś, problemem były zawsze. Tyle, że z biegiem lat zmieniało się jego sedno.

ciągłe zwroty

Lata te biegły zresztą bardzo szybko i zygzakami. Rozwój powojennego mieszkalnictwa i związanych z nim postaw oraz oczekiwań, to w zasadzie galopada. Co dekadę, czasem częściej – inne wzorce i pomysły. Stalinizm: życie kolektywne. Odwilż: powrót do prywatności i mała stablilizacja. Gierek: wielka płyta i obrastanie w rzeczy. Lata 80.: ucieczka w przytulność i indywidualizm. Co w latach pięćdziesiątych dawało poczucie komfortu, dekadę później było już rozczarowaniem. Rosły potrzeby i aspiracje, u jednych zaspokajane wiele razy, u innych – nigdy. Stosownie do postępującego rozwarstwienia pozornie bezklasowego społeczeństwa.

„Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u.” Agaty Szydłowskiej, wyd. Czarne

fot.: Jakub Głaz

Mieszkalnictwem szarpały przy tym polityka, demografia, gospodarcze eksperymenty i postęp techniczny. Po 1949 roku: sześć lat socrealizmu, później cztery – przyzwoitego modernistycznego budownictwa, potem dekada odgórnie narzuconych klitek z ciemną kuchnią, następnie prefabrykaty i tak dalej. Do tego stare kamienice, enklawy domów jednorodzinnych, domy wiejskie i podmiejskie. Odgórne limity i normatywy. Kwaterunek i spółdzielczość. Przyrastanie rzeczy i ich wymiana. Oraz cały arsenał sprzętu AGD i RTV, którego wcześniej nie było w ogóle. Zmienne mody i potrzeby. To wszystko i jeszcze więcej jest w „Futerale”. Szydłowska unika przy tym łatwizn i stereotypów, zabawnych anegdot, zgranych cytatów lub nawiązań. „Futerał” to nie opowieść o kilkunastu ładnych i „kultowych” przedmiotach oraz mieszkaniach, tylko szeroka panorama pokazująca w czym mieszkali Polacy oraz w jaki sposób się urządzali. Słynne sanie Rechowiczów pojawiają się jako wzmianka, a nie główny bohater.

„Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u.” Agaty Szydłowskiej, wyd. Czarne

fot.: Jakub Głaz

mieszkaniowy bumerang

Dziś, w czasach powszechnie dostępnych niedrogich sprzętów AGD i mebli dziwnie się czyta o trudach i finansowych wyrzeczeniach, których trzeba było, żeby mieszkać w miarę wygodnie. I to nawet jeśli samemu miało się okazję doświadczyć polowań nameble ipralkę. Obecnie kosztem jest przede wszystkim kupno mieszkania. Wtedy, w czasach mieszkań spółdzielczych, pożyczki brało się głównie na wszelkiego rodzaju sprzęty, nieporównanie droższe od dzisiejszych, a przy tym często trudnodostępne. Sprzęty niezbędne do codziennego życia, ale też – co często pojawia się w „Futerale” – będące raczej oznaką statusu i społecznego oraz materialnego awansu, którego po wojnie doznały miliony Polaków — uczestnicząc w lederowskiej „prześnionej rewolucji”.

„Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u.” Agaty Szydłowskiej, wyd. Czarne

fot.: Jakub Głaz

Szydłowska prowadzi nas przez PRL zgodnie z chronologią, poruszając tematy najważniejsze dla każdego okresu. Tematy, które lubią się powtarzać, bo pewne problemy wracały jak bumerang, i to po kilka razy. Braki, niedobory, usterki, poślizgi w budowie mieszkań, zdobywanie i „załatwianie” (zamiast prostego kupowania) mebli, lodówek, glazury, dywanów. Nie są to jednak sentymentalne wspominki, a opowieść udokumentowana tekstami z dawnych czasopism, poradników, kronik filmowych i literatury. Cenne są cytaty z częstych po wojnie pamiętników nadsyłanych na wezwania różnych czasopism. Słychać głosy inteligentów, robotników i rolników. Ilustracje dają wgląd w ich mieszkania dokumentowane przez socjologów i badaczy sposobów zamieszkania. Ale Szydłowska czerpie nie tylko z archiwaliów. Zdaje też relację ze swoich współczesnych wizyt w domach i mieszkaniach, reprezentatywnych dla konkretnego okresu lub typu zamieszkania. Oddaje głos ich lokatorom. Tak powstaje szeroka i bogata panorama – jak ujmuje to autorka we wstępie — bardziej „tego co powszechne, niż tego co unikatowe.”

szkoła mieszkania

Jest też „Futerał” ciekawą opowieścią o tym, jak Polaków uczono mieszkać – higienicznie, sensownie i nowocześnie. Od spraw elementarnych, które trzeba było wyłożyć migrującym do miast mieszkańcom wsi, po bardziej zaawansowaną wiedzę o racjonalnym ustawieniu mebli, radzeniu sobie z kusymi metrażami i niedoborami (wielka kariera majsterkowania i sprzętów robionych „własnym przemysłem”). Różne i zmienne na przestrzeni lat były odcienie tych nauk: praktyczne, paternalistyczne, aspiracyjne. Unikająca zazwyczaj nadmiaru komentarzy autorka opatruje je akurat drobnymi uszczypliwościami. Podobnie jak przejawy przesady – zarówno w dążeniu do mieszkaniowej ascezy z pierwszych lat PRL, jak i stylistycznych dziwactw lat 80. Wymowne jest na przykład zestawienie designerskich wnętrz z barwnego czasopisma „Mój Dom” z wydarzeniami i kryzysem początku lat 80.

„Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u.” Agaty Szydłowskiej, wyd. Czarne

fot.: Jakub Głaz

Z podobnym dystansem Szydłowska traktuje obsadzanie w roli edukacyjnego narzędzia samej nowoczesnej architektury, która swoją formą miała kształtować sposób życia daleki od ostentacji i drobnomieszczańskich nawyków. Jednak już w feralnych dla poziomu budownictwa mieszkaniowego latach 60. architektura nie mogła być dobrą nauczycielką. I wtedy też osłabły próby kształtowania „nowego człowieka”, jego gustów i postaw, praktycznie poniechane w gierkowskiej dekadzie konsumpcji i przyrostu mieszczan nowego chowu.

Ale – nie tylko mieszczan. Co prawda „Futerał” jest głównie o mieszkaniach i miastach, ale obecne są w nim również domy jednorodzinne i mniejsze miejscowości, o wiele słabiej udokumentowane w ówczesnej literaturze, czasopismach i poradnictwie. Między mieszkaniem a domem wiejskim, któremu poświęcano także uwagę, zionęła czarna dziura. Do lat 80. nie było zbyt wielu porad, jak urządzić domek lub szeregowiec, mimo, że za Gierka budownictwo indywidualne przeżywało rozkwit. Szydłowska wypełnia te lukę ciekawym przykładem domu swoich dziadków w niewielkiej miejscowości, 70 kilometrów od Warszawy.

nieobecne miasto na wsi

Relatywnie rzadko pojawia się za to w „Futerale” wieś z jej wielkim skokiem w elektryczność, nowoczesność i zapatrzenie w miasto. A już zupełnie brakuje wsi pegeerowskiej, z typowymi dla niej jednopiętrowymi bloczkami pomijanymi także w wielu innych książkach o architekturze i życiu w PRL-u. Być może niszę tę zagospodarował już jakiś naukowiec w kurzącym się w archiwum doktoracie, ale do szerszego obiegu nie dotarła jeszcze wiedza o na wpół miejskich, na wpół wiejskich formach kolektywnego życia.

Wróćmy zatem do miast. Czy przez dekady PRL-u udało się „wychować” społeczeństwo do racjonalnego życia w mieszkaniach? Czy powiodły się próby edukacji estetycznej i architektonicznej? Jedynie częściowo. Rozziew między teorią i praktyką był tak wielki, że ten projekt nie mógł się udać. Ale – co zauważa na marginesie Szydłowska – narastający w latach 70. i 80. konserwatyzm w kreowaniu przestrzeni mieszkań, przełożył się (lub po prostu współgrał) z renesansem konserwatyzmu obyczajowego, którego owocem są dzisiejsze postawy polityczne znacznej części Polaków. Okazuje się, że architektura ma, być może, wpływ na społeczeństwo, choć w inny sposób, niż to sobie wyobrażali powojenni reformatorzy.

„Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u.” Agaty Szydłowskiej, wyd. Czarne

fot.: Jakub Głaz

Nie udało się im także utrwalić w Polakach świadomości tego, jakie mieszkanie – jego metraż, układ i lokalizacja w mieście – ma sens (na czym żerują od dekad deweloperzy). Być może dlatego, że porządnie rozplanowane lokale o sensownych metrażach zasiedlaliśmy masowo jedynie przez niecałe dwie dekady – od 1975 roku, gdy w górę poszły normatywy określające maksymalną liczbę metrów kwadratowych dla poszczególnych typów mieszkań. Atuty tych luksusowych na dzisiejsze standardy metraży były przy tym przesłonięte fatalnym wykonawstwem lub ciążył na nich po prostu stereotyp „komunistycznego” budownictwa.

Trudno jest też oceniać lub przedstawiać mieszkanie w PRL-u jedynie za pomocą tekstu lub ilustracji. Istotne są również zapachy, odgłosy, temperatura w mieszkaniach i na klatkach schodowych. Te ostatnie stanowiły wielki kontrast z dopieszczanymi coraz bardziej lokalami obrastającymi w meblościanki i wypoczynkowe zestawy. Szydłowska wspomina o tym przede wszystkim przy okazji ostatnich dekad PRL-u, gdy masowo powstawały źle wykończone bloki z wielkiej płyty, choć i wcześniej wandalizm oraz bylejakość miały się w domach mieszkalnych jak nalepiej. Oswajanie odgłosów, zapachów, przeciągów idealnie oddają przytaczane fragmenty prozy Mirona Białoszewskiego przeprowadzonego w 1976 roku do nowego bloku na warszawskiej Pradze.

wiele marginesów

Warto sobie tu przy tym przypomnieć, ze większość klatek schodowych i bram była otwarta na oścież. Domofony (zwłaszcza sprawne) należały do rzadkości. Przestrzeń publiczna w jej ówczesnym nieciekawym wydaniu nie zatrzymywała się, jak dzisiaj, na progu budynku lub otaczającym go płocie, ale podchodziła pod drzwi mieszkań. Wchłonęła windy, klatki schodowe, podwórza, hole, bramy – dostępne dla każdego. „Niczyje” – dewastowane, brudne, cuchnące. Kto wie, czy ucieczka z bloku do własnego domu typowa w latach 90. dla aspirującej klasy średniej ma jedno ze źródeł nie tyle w formach mieszkań, co w stanie zdewastowanych klatek schodowych i bram, które zresztą od samego początku wyglądały jak wyjęte psu z gardła.

Takich rozważań na marginesach „Futerału” rodzi się mnóstwo, w czym pomocne są także solidne przypisy, bibliografia i ikonografia. Ilustracji mogłoby być nawet więcej, niekiedy kosztem tekstu opisującego nieopublikowane w książce zdjęcia lub strony czasopism. Jest zatem „Futerał” i solidną dawką wiedzy i punktem wyjścia do dalszych badań lub publikacji. Starszym przypomina dawne czasy, a młodym pokazuje różnice między poszczególnymi dekadami Polski Ludowej, traktowanej dziś często jako archetypiczny monolit. Wreszcie, ostatnie strony „Futerału” są wstępem do kolejnej ważnej opowieści. Ciekawie będzie przeczytać kiedyś podobnej jakości książkę o sposobach zamieszkania i urządzania się w minionych niemal trzydziestu pięciu potransformacyjnych latach.

 

Jakub Głaz

Głos został już oddany

IGP-DURA®one – system powlekania proszkowego
SIATKA - METAL - PROGRESS
Ekologiczne nawierzchnie brukowe
INSPIRACJE