Kliknij i zobacz jak w prosty sposób opublikować swój projekt w A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

„Architektura to sport zespołowy”. Rozmowa z Maciejem Dudkiewiczem z Grupa 5 Architekci

26 października '23
Dane techniczne
Nazwa: Dom studencki BaseCamp i hotel
Inwestor: BC Wrocław Sienkiewicza, BC Wrocław Sienkiewicza Hotel
Lokalizacja: Polska, Wrocław, ul. H. Sienkiewicza 18-22
Projekt: Grupa 5 Architekci
Projekt wnętrz: Studio Aisslinger

Kalendarium:

  • projekt
  • realizacja


 
2017–2020
2020–2022

Powierzchnia:

  • użytkowa

 
45 300 m²

Ceglany kompleks z początku XX wieku, w którym od początku mieściła się piekarnia, przestał pełnić swoją funkcję w 2006 roku. Odcinek ulicy Henryka Sienkiewicza we Wrocławiu, którego pierzeję tworzył industrialny gmach, choć doskonale położony względem ważnych miejskich przestrzeni, pozbawiony był miastotwórczych elementów. Dziś, blisko 150 lat od zakończenia budowy obiektu, częściowo chroniony przez konserwatora zabytków kompleks został odnowiony i rozbudowany, a przede wszystkim — jego wnętrza ponownie wypełnili ludzie, studenci mieszkający w akademiku BaseCamp. O wyzwaniach związanych z pracą z zabytkowymi budynkami rozmawiamy z Maciejem Dudkiewiczem, architektem z pracowni Grupa 5 Architekci odpowiedzialnej za tę realizację.

pierzeja ulicy Sienkiewicza we Wrocławiu

pierzeja ulicy Sienkiewicza we Wrocławiu

fot.: Marcin Czechowicz

 
Ola Kloc
: Monopolis w Łodzi, BaseCamp we Wrocławiu — ostatnie lata w Waszej pracowni wypełniały postindustrialne budynki — z jakimi wyzwaniami wiąże się praca z historyczną tkanką?

Maciej Dudkiewicz: Wielu kolegów po fachu uważa Grupę 5 za pracownię, która zajmuje się zabytkami lub budynkami istniejącymi, ale jest to zupełny przypadek. Rzeczywiście mieliśmy kilka znamiennych realizacji związanych z zabytkami, na przykład Dworzec Główny we Wrocławiu, pensjonat Abrama Gurewicza w Otwocku czy Monopolis w Łodzi. Nie boimy się wyzwań związanych z zastaną tkanką, bo mamy usystematyzowany i sprawdzony na wielu obiektach sposób działania. Istotą pracy z budynkami istniejącymi, a zwłaszcza zabytkowymi, jest zrozumienie tego, co one mogą nam dać w zamian za wysiłek, co jest wartością, na której możemy budować nowy obiekt, nową zabudowę czy funkcję. Ta opowieść, jaką snujemy, jest już zaczęta, nie budujemy na pustej działce, nie musimy szukać kontekstu, nowych wartości. Obiekt istniejący sam w sobie stanowi już jakąś wartość, tło, reszta jest właściwie tylko dopowiedzeniem.

Tego typu obiekty wbrew pozorom łatwo się projektuje, może nie pod względem technicznym, ale emocjonalno-ideowym — idea sama się podporządkowuje zabytkowi. Nie lubimy chodzić na skróty, jeśli chodzi o zabytki. W przypadku wrocławskiego dworca, który był naszym pierwszym tak dużym obiektem, widać było, że architektura to sport zespołowy. W wielu przypadkach po prostu bazowaliśmy na opiniach zaproszonych do współpracy specjalistów, w tym konserwatorów.

 
Ola
: Jak ta współpraca wyglądała w przypadku wrocławskiego BaseCampu?

Maciej: Nie mieliśmy właściwie żadnych tarć z inwestorem. Budynek został precyzyjnie przebadany przez zespół ekspertów, z którymi pracujemy od lat, czyli państwa Kirschke z Politechniki Wrocławskiej. Ich opracowanie było na tyle obszerne, przedstawiało zarówno całą historię obiektów, jak i opis przebudów czy zachowanych elementów, że pozwoliło nam wspólnie z inwestorem podejmować jednoznaczne decyzje, zwłaszcza te kluczowe dotyczące rozmieszczenia funkcji i tego, na ile chcemy, a na ile musimy przywrócić dawny obraz obiektu.

Zapisy w planie miejscowym pozwalały inwestorowi wybudować nową tkankę, która uzupełniałaby ten kwartał. Początkowo miało tam powstać jeszcze jedno skrzydło mieszczące hotel, ale po pandemii, która zmieniła kulturę budowy hoteli, inwestor zdecydował się sprzedać tę część nieruchomości na obiekt mieszkaniowy.

plan zagospodarowania terenu

plan zagospodarowania terenu

© Grupa 5 Architekci

Ekspertyzy konserwatorskie, zieleni, terenu i tak dalej, są czasochłonne, a inwestorzy często nie rozumieją konieczności ich wykonania, chcieliby mieć gotowe odpowiedzi tu i teraz, aby skrócić do minimum czas przygotowania i realizacji całej inwestycji. Jednak jeżeli dobrze się przygotujemy, przebadamy obiekt i wiemy, z czym mamy do czynienia, to praca jest bardzo podobna do pracy przy realizacji budynku nowego. Mamy po prostu dwa, trzy dodatkowe czynniki, które trzeba wziąć pod uwagę przy projektowaniu.

przekrój

przekrój

© Grupa 5 Architekci

 
Ola
: Wspomniał pan o tym, że istotą pracy nad obiektami zabytkowymi jest zrozumienie, co można im dać i co one mogą dać w zamian. Jak było w tym przypadku?

Maciej: Nie ma się tutaj co czarować — inwestor przychodzi po to, żeby wycisnąć z inwestycji, ile się da, nie ma więc co się za to na nich obrażać — inwestor jest od tego, żeby zarabiać pieniądze. Pytanie, na czym on zarabia — na małych „patomieszkaniach” czy na cennym obiekcie w fantastycznej lokalizacji? Rolą architektów jest w pewnym sensie monitorowanie tych procesów i zatrzymywanie niektórych „zagalopowań” inwestorów. Jeżeli jednak my zrezygnujemy z jakiegoś tematu, to inwestor pójdzie do innego architekta, który to zrobi. Zdarzyło nam się nie porozumieć z inwestorem w kwestiach kluczowych i wycofywaliśmy się ze współpracy — jest to ogromny luksus, na który nie zawsze stać pracownie, zwłaszcza z powodu finansów.

przestrzeń wewnątrz wytworzonego kwartału

przestrzeń wewnątrz wytworzonego kwartału

fot.: Marcin Czechowicz

Kolejną sprawą jest to, że swoimi działaniami przykładamy się do zmiany oblicza zabytku. Jeden uzna to za jego dewastację, inny za modernizację. Co roku bierzemy udział w konferencji dla konserwatorów i architektów „między ortodoksją a kreacją”, powstają tam bardzo ciekawe spory. Staramy się być w tym wszystkim gdzieś pośrodku. Ciekawe jest, że nierzadko pewne zabytkowe elementy chcielibyśmy zostawić oryginalne, bez napraw, ponieważ istniejący mur ma pewien romantyzm, jednak to konserwatorzy się na to nie zgadzają, mówiąc, że jeżeli ma to być działanie konserwatorskie, musimy ten element odnowić, zabezpieczyć, żeby wyglądał jednolicie. Inwestorzy z kolei mówią wprost: „mamy zabytki, możemy z nimi nic nie robić, sprzedać, będą marniały i nikt na tym nie skorzysta”. Pojawiają się oczywiście ostre głosy, mówiące „niech zmarnieją, trudno, ale przynajmniej ich nie dotkniecie swoimi skalpelami i nie będziecie ich niszczyć”. Gdzieś w tym wszystkim jest możliwy jednak konsensus.

Całe badanie zabytku musi być zweryfikowane nie tylko pod kątem tego, czy coś jest cenne i z którego jest roku, ale czy jest wartościowe jako całość lub jako fragment, jaki element jest najcenniejszy, jaki układ? Jeżeli dokonuje się takiej ewaluacji, pozwala ona na pewną wymianę. Na przykład skoro z punktu widzenia konserwatorskiego ważne są portale, to je zachowujemy, a w zamian chcielibyśmy móc wprowadzić garaż. Myślenie strukturalne o całym obiekcie jest kluczem rozpoczęcia projektowania. Jeżeli jesteśmy w stanie naszym projektem uwypuklić ten najcenniejszy element i udostępnić go użytkownikowi publicznemu, dla konserwatora będzie to zaletą. Jeżeli jesteśmy w stanie pieczołowicie odrestaurować daną część, a w zamian za to możemy rozbudować skrzydło, przebudować poddasze albo nadbudować jakiś fragment to ta gra zaczyna być fair. Konserwator też to rozumie — uwypuklamy pewne cechy obiektu, a w zamian inwestor prowadzi swoją działalność na częściach, które były mniej istotne albo powszechne i ich przebudowa nie stanowi drastycznej interwencji. Projektowanie więc musi być poprzedzone głęboką analizą tego, co mamy i co jest cenne.

historyczne budynki zostały uzupełnione zespołem nowo projektowanych skrzydeł

historyczne budynki zostały uzupełnione zespołem nowo projektowanych skrzydeł

fot.: Marcin Czechowicz

 
Ola
: A co w tym przypadku było najcenniejsze?

Maciej: Struktura. Frontowy obiekt był magazynem mąki, miał wewnątrz pięć silosów, które uniemożliwiały zbudowanie wewnątrz pokoi hotelowych. Jeden z silosów został zachowany i to w takiej formie, że można do niego podejść. Zaproponowaliśmy w nim prześwietlenie pozwalające zobaczyć jego wielopiętrową strukturę. To jest też dla nas pewne urozmaicenie obiektu, bo pokazuje jego tożsamość. Największym kłopotem był budynek centralny, który ma mało okien, ale bardzo duży rzut — nie mogliśmy tam umieścić pokoi, więc stworzyliśmy części wspólne, pozostawiając tę przestrzeń maksymalnie oryginalną, z zachowanymi sklepieniami, posadzkami, zabytkowymi elementami zebranymi z całego obiektu po to, aby były dostępne. To spodobało się bardzo inwestorowi, urzekło też konserwatora, uważam, że uzyskaliśmy taki efekt, jaki chcieliśmy — nikt nie ma wątpliwości, co jest zabytkiem, a co nową tkanką.

Oczywiście architekt musi jeszcze walczyć z inwestorem o budżet. Nigdy budynek, który wymyśli architekt, nie powstanie, on zawsze będzie już tylko gorszy. Doszedłem do tego spostrzeżenia dopiero kilka lat temu, a w zawodzie pracuję już ponad 20 lat. Zawsze będę poszkodowany — coś źle narysuję, niedobrze wytłumaczę, nie da się zrobić czegoś tak, jak zakładaliśmy, potem przyjdzie jeszcze wykonawca, inwestor, a na koniec zarządca nieruchomości i powie, że on nie będzie otwierał tych wejść, nie ma pieniędzy na utrzymanie tarasów ogólnodostępnych… i w ten sposób „popsują mi projekt”. Wszystkie budynki dla architekta, nawet te najlepsze, są w jakiś sposób popsute.

architekci zaadaptowali dawną piekarnię na akademik

architekci zaadaptowali dawną piekarnię na akademik

fot.: Marcin Czechowicz

 
Ola
: Co tutaj się popsuło?

Maciej: Nie ma tego dużo, jednak myśleliśmy, że charakter tkanki istniejącej, będzie bardziej przypominał hotel w Żninie. Oczywiście walczyliśmy z konserwatorem o pozostawienie nieodmalowanej, starej cegły czy zniszczeń po okresie działań wojennych, ale się nie udało. Z drugiej strony są różne doktryny konserwatorskie — na przykład dziewiętnastowieczne elementy się odrestaurowuje, średniowieczne zabezpiecza w formie konserwatorskiej i tak dalej. Zetknęliśmy się z tym już na wrocławskim dworcu, gdzie miejscami zabytkowe polichromie były malowane od nowa, jeden do jednego, i nadal się uznaje, że to zabytek. W naszej opinii można było zostawić je w takim stanie, w jakim były, pod kawałkiem szkiełka i powiedzieć, że to jest ta oryginalna polichromia.

Jest też trochę inne zagospodarowanie terenu, mniej mebli we wnętrzach, które projektowało studio Aisslinger. To są drobne rzeczy. Chociaż mamy tendencje do narzekania, uważam, że ten proces przebiegł niemal wzorcowo, tym bardziej że były po drodze zmiany w urzędzie konserwatora. W trakcie realizacji pojawiło się też sporo ciekawych znalezisk, udało nam się określić oryginalne kolory, znaleźć dodatkowe rozwiązanie. Uważam, że to duża wartość tego budynku.

wnętrze i przestrzeń wspólna w akademiku

wnętrze i przestrzeń wspólna w akademiku

fot.: Marcin Czechowicz

 
Ola
: Zmiany zaszły też w kwestii przeznaczenia obiektu — jaka była pierwsza koncepcja budynku, a jakim funkcjom służy teraz?

Maciej: Pierwszą koncepcję robiliśmy na wielki kwartał akademicki, 1200 podobnych, niedużych pokoi. Potem zaczęliśmy je korygować i wyszło mniej niż 1100, ale ciągle skala wszystkich onieśmielała, zapadła więc decyzja, że eksponowane skrzydło, od ulicy Świętokrzyskiej, powinno być inaczej traktowane. Zadecydowano o wydzieleniu tej części inwestycji na funkcje hotelowe i od tego momentu proces przebiegał dwutorowo — to były dwa pozwolenia na budowę. Pandemia spowodowała, że ostatecznie w tym miejscu powstała mieszkaniówka. Na pozostałym terenie zrealizowaliśmy niespełna 800 pokoi, które miały być akademikiem. Inwestor zdecydował jednak po uruchomieniu inwestycji, że dodatkowo dwa piętra przeznaczy na pokoje premium o charakterze hotelowym. Tu przyszła ciekawa lekcja — to są rzeczy nieuniknione, nikt nie projektuje na zawsze, na stałe. W dzisiejszych czasach pojawiają się głosy, że bardziej ekologicznie jest budowanie z betonu, jeśli później niedużym nakładem zaistnieje możliwość przebudowy obiektu do nowych potrzeb. Jest nam bliżej do takiego sposobu myślenia, więc zaprojektowaliśmy uniwersalną siatkę, nie zrobiliśmy w pokojach ścian żelbetowych w razie, gdyby kiedyś trzeba było połączyć je w większe mieszkania. Zawsze przychodzi jakiś „szef kuchni” i robi swoje porządki, nawet gdyby ta kuchnia była idealnie skrojona pod konkretne oczekiwania. Tego nie przeskoczymy. Jako projektanci jesteśmy właściwie punktem w całym cyklu życia budynku, dopiero zarządca nieruchomości i jego użytkownicy przez najbliższe 20,30 lat będą wypełniali go treścią i to oni powiedzą po kilku latach czy budynek się udał. Inne akademiki się udały, więc chyba idziemy w dobrym kierunku.

 
Ola
: Trochę jednak czasy się zmieniły. Pandemia już chyba na stałe otworzyła możliwość studiowania online, a co za tym idzie, przedefiniowała między innymi rolę akademików
.

Maciej: Aż tak bardzo się nie zmieniły. Pandemia przyspieszyła pewne procesy, które zatrzymywali — mówiąc być może niepoprawnie politycznie — „biali starsi szefowie korporacji” przyzwyczajeni do typowego obrazu pracy w biurze. Pandemia pokazała, że ludzie mogą pracować z domu, że mamy do tego narzędzia i nic się nie stanie. Nie mówię oczywiście, że wszystkim to wychodzi na dobre, ale ogólnie jesteśmy w stanie pracować zdalnie. Z drugiej strony, musimy gdzieś żyć, wychodzić z jakiegoś domu, nie będziemy żyli z rodzicami w nieskończoność. Na studia jedziemy odkrywać i to jest pewien archetyp, który nie zmienił się od średniowiecza. Akademiki też się nie zmieniają. Akademiki dla dorosłych, czy mieszkania na wynajem dla nomadujących ludzi w Stanach Zjednoczonych są oczywiste. U nas jeszcze nie. Kiedy byłem na zagranicznej wymianie na studiach, na przełomie lat 90. i 2000., niesamowite było dla nas to, że inni studenci mieszkają trochę tu, trochę tam. Jak pytaliśmy, kiedy się ustatkują, mówili „nie wiem, tak za 20,30 lat. Pomieszkam na walizkach — tak się wychowałem, w czterech mieszkaniach, to tu, to tam, a na święta i tak jeździliśmy do babci, raz na pół roku wracało się do tego domu”. Dla nas to było w jakiś sposób obrazoburcze, łamało obraz rodziny związany „z tą ziemią, którą trzeba uprawiać”, nieważne czy to jest mieszkanie na Ochocie, czy wieś pod Lubartowem, ten archetyp rodziny był bardzo podobny. Dzisiaj widać, że nie musi taki być. Dzisiaj akademiki różnią się tym od hotelu, że mają większą ilość stref. W hotelu jest tylko jedna strefa prywatna — mój pokój — wszystko inne już jest publiczne. W akademiku są jeszcze wspólne kuchnie, pokoje pracy na piętrze, wspólny dziedziniec, strefa wejścia i strefa publiczna przed nią. W innym akademiku dla BaseCamp, w Łodzi na ulicy Rembielińskiego, na pustej, postindustrialnej działce nie mieliśmy żadnego kontekstu, musieliśmy więc sami go wytworzyć. Zaprojektowaliśmy duże, czerwone schody prowadzące do wejścia na poziomie +1. Stały się one charakterystycznym miejscem, przestrzenią spotkań, bo przecież nie będę każdego zapraszał do pokoju o powierzchni 18 metrów, ale jak przyjdzie grupa znajomych, może na mnie poczekać przed wejściem, mogę ich potem zaprosić do holu.

wnętrze i przestrzeń wspólna w akademiku

wnętrze i przestrzeń wspólna w akademiku

fot.: Marcin Czechowicz

Rozmowy o akademikach w 2015 roku były dość wirtualne, nikt jeszcze tego tak do końca nie czuł. Z jednej strony my nie rozumieliśmy oczekiwań inwestora, a zaskoczeniem dla niego był fakt, że studenci chętnie będą mieszkali w dwójkach, jeżeli będą one tańsze. Wyobrażeniem inwestora było, że wszyscy studenci rano chodzą do Starbucksa na śniadanie, po kawę i że właściwie lodówki nie są w akademikach potrzebne. „A gdzie instytucja słoików? Gdzie instytucja zimnej wódki?” — pytaliśmy. Rzutem na taśmę zrobili więc badania, których wyniki ich zaskoczyły. Oni wychowali się w zupełnie innym otoczeniu, więc zupełnie inny obiekt chcieli budować.

 
Ola
: Wrocławski akademik zlokalizowany jest tuż przy Ogrodzie Botanicznym, zaraz obok Ostrowa Tumskiego. Jak to kultowe dla Wrocławia otoczenie wpłynęło na Wasz projekt?

Maciej: Sam kontekst Ogrodu Botanicznego i Ostrowa Tumskiego na nas nie wpływa, bo to zupełnie inna, centrotwórcza kategoria. Dla nas istotna była kontynuacja miejskości, uzupełnienie tkanki, wprowadzenie usług w parterze. Ostatecznie niestety całość poziomu ulicy zajęła siłownia, która tworzy podobny efekt, jak banki w latach 90. Pustoszyły one wówczas polskie ulice, lokalizacja na parterach była dla nich formą taniej reklamy. Ale bank działa od 9 do 16, nie jest miastotwórczy, nie jest w żaden sposób prospołeczny. Podobnie jest z tą siłownią, niby mogą z niej korzystać wszyscy, ale uważam, że ta przestrzeń zadziałałaby lepiej, gdyby były tam jeszcze dwie, trzy inne usługi. Ponadto, aby nie przerywać miejskości tej ulicy, nalegaliśmy, aby można było swobodnie przechodzić przez dziedziniec. Inwestor niestety nie wyraził na to zgody ze względów bezpieczeństwa. Zamknięcie tego kompleksu było dla studentów absolutnym priorytetem.
Mam nadzieję, że mimo to udało nam się zasilić tę część miasta nowymi, świeżymi osobami — co w naszej opinii jest ważnym aspektem dzisiejszego krajobrazu miasta.

dobudowana część wyraźnie różni się od zabytkowej

dobudowana część wyraźnie różni się od zabytkowej

fot.: Marcin Czechowicz

Ola: Dziękuję za rozmowę.

 
rozmawiała: Ola Kloc

Głos został już oddany

Velux Ad Impression
Odkryj moc światła dziennego z narzędziami projektowymi VELUX!
Witamy w idealnym biurze
Rekuperatory MISTRAL
INSPIRACJE