PDA 2024 – materiały i technologie dla Architekta. Korzystaj z darmowej wersji online
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Wyborcze kapliczki

06 czerwca '24

Świątki przydrożne

Spacerując po mieście, jeżdżąc tradycyjnymi drogami poza miastem, co jakiś czas napotykamy się na świątki, kapliczki, czy przydrożne krzyże. Mijamy je bezrefleksyjnie, jakby mimo woli, pomimo że kiedyś, gdy je stawiano, miały niewątpliwie wzniosły cel.

W przeciwieństwie do świątyń i kościołów, gdzie wiarę wyznawano celebrowanymi nabożeństwami, śpiewami i wspólną modlitwą, świątki przywoływały codzienną, osobistą i autentyczną religijność ówczesnych mieszkańców. Jeszcze moja babcia urodzona w XIX wieku codziennie odmawiała Anioł Pański, słysząc dźwięk dzwonów w południe w pobliskim kościele, a krzątając się w kuchni, recytowała szeptem Godzinki. W lecie kwiaty z ogrodu zanosiliśmy z babcią pod przydrożny krzyż na skraju miasta. Szczególnie wzruszają mnie niewielkie kapliczki powieszone na starych drzewach przy ścieżkach, w leśnych kompleksach okalających cysterskie Rudy Raciborskie. Samotne, rzadko odwiedzane, adorowane przez leśne ptaki, zawsze skłaniają do chwili zatrzymania podczas spacerów. Stopniowa, acz sukcesywna laicyzacja społeczeństwa spowodowała, że te świątki, mimo że nadal fizycznie trwają w naszej przestrzeni, budzą dziś jedynie nutkę sentymentu. Anonimowe ręce lokalnych mieszkańców wciąż o nie dbają, a w czasie Wielkanocy, Bożego Ciała, czy Zielonych Świątek przystrajają kolorowymi szarfami i kwiatami. Nie są to wielkie dzieła sztuki, choć w nielicznych przypadkach — jak pochodzące z XVII wieku kolumny maryjne, czy rzeźby św. Jana Nepomucena w przygranicznych miejscowościach z Czechami — przypominają o rodowodzie i tradycji tych miejsc i reprezentują wysoki poziom artystyczny. W większości są to jednak dzieła pochodzące z XIX wieku i z pierwszej połowy wieku XX, wytwór ludowych twórców i rzemieślników z dużą dozą wzruszającej naiwności, jak zresztą cała sztuka ludowa. To jakiś kawałek naszej przestrzeni stopniowo odchodzący nieuchronnie w przeszłość bez żywej kontynuacji w teraźniejszości. Mimo drobnej skali stanowią ważne znaki w pejzażu dróg, pól i miejskiej zabudowy, przywołując tradycję, tożsamość i pamięć o niegdysiejszych mieszkańcach. Jak różne są pomimo tożsamych motywów świątki na Podhalu, Podlasiu, czy na Śląsku, a inskrypcje i napisy szczególnie na Śląsku przywołują skomplikowane i trudne losy tej ziemi i jej mieszkańców.

felieton o zanieczyszczeniu przestrzeni miast przez reklamy

felieton o zanieczyszczeniu przestrzeni miast przez reklamy

© Piotr Średniawa

Po drugiej wojnie światowej ogromne migracje ludności, komunistyczna indoktrynacja, niechęć do wszelkich symboli religijnych, likwidacja tożsamości i tradycji lokalnych wspólnot spowodowały całkowity kres wznoszenia świątków.

Przez cały okres komunistycznej propagandy ulice, mosty i wiadukty przystrajane były hasłami o przewodniej sile narodu, wierności leninowskim ideom, czy internacjonalistycznej jedności. Bardziej irytujące i wzbudzające wzruszenie ramion niż przekonujące społeczeństwo do narzuconej ideologii. Jednak mimo wrogości sporej części społeczeństwa do tej formy indoktrynacji, obojętność wobec wizualnej wymowy otaczającej przestrzeni trwała, wykraczając poza znienawidzony system, manifestujący nachalnie swoją obecność w przestrzeni naszego kraju.

Dzisiaj jakimś śladem przydrożnych świątków są metalowe krzyże z kaskami motocyklistów, czy plastikowymi kołpakami, ustawiane w miejscach tragicznych wypadków drogowych. Podobnie jak tradycyjne świątki nie wywołują już żadnej refleksji, czy nawet ściągnięcia nogi z pedału gazu. Ostatnim przejawem chyba już dość powierzchownej religijności, traktowanej niestety instrumentalnie w ramach „politycznego konformizmu”, był wysyp najczęściej nieudanych artystycznie rzeźb, płaskorzeźb i tablic pamiątkowych poświęconych polskiemu papieżowi Janowi Pawłowi II, pozbawionych chociaż chwili namysłu nad jego naukami.

Tempo życia, pośpiech, nadmiar wrażeń i szybkość podróży nie skłaniają zresztą do głębszej refleksji, szkoda, że niewiele już rzeczy nas wzrusza podczas spacerów czy przejazdów.

reklamoza

Sielski, nostalgiczny pejzaż przydrożnych świątków na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat przytłoczony został całkowicie nową scenografią wszechobecnej ulicznej reklamy. Reklama nie jest niczym nowym. Już w rzymskich Pompejach odkryto napisy na murach domów, a w średniowiecznych miastach na domach rzemieślników umieszczano znaki cechowe. Jednak prawdziwy rozkwit reklamy rozpoczął się wraz z wynalezieniem druku przez Johannesa Gutenberga około 1450 roku. Stosunkowo szybko pojawiły się gazety i już w październiku 1612 roku w Paryżu wydrukowano pierwszą reklamę w gazecie. Z czasem rozwinęły się agencje reklamowe działające na coraz szerszym rynku mediów. Dzisiaj reklama ogarnia nas ze wszystkich stron, od prasy, ulicy, telewizji po nasze smartfony. W Polsce rynek reklamowy rozwinął się stosunkowo późno, w zasadzie na początku lat 90. wraz z transformacją ustrojową. Jedną z jego form stała się reklama zewnętrzna (outdoor advertising) pozbawiona jakichkolwiek regulacji prawnych, w spontaniczny i agresywny sposób anektująca zarówno miejską przestrzeń, jak i pobocza dróg. Na każdym kroku atakują nas kolorowe billboardy, migające citylighty, reklamy pneumatyczne stosowane na imprezach plenerowych i sportowych czy ogromne, zasłaniające całe fasady budynków reklamy wielkoformatowe. Nie udało się nawet uniknąć reklamowania produktów na ilustracjach tego felietonu.

felieton o zanieczyszczeniu przestrzeni miast przez reklamy

felieton o zanieczyszczeniu przestrzeni miast przez reklamy

© Piotr Średniawa

Reklamowane jest wszystko — samochody, bielizna, artykuły spożywcze, piwo, meble, inwestycje deweloperskie, parafarmaceutyki, telefony komórkowe, banki. Gdyby poddać się bezrefleksyjnie tej presji to w wyniku nabycia reklamowanego towaru czy usługi bylibyśmy piękniejsi, długowieczni, usatysfakcjonowani i znacznie szczęśliwsi, mimo życia w zaśmieconej przestrzeni. Odwrotnie — niekupienie towaru powoduje stres, poczucie kompleksu niższości i wykluczenia. Natarczywość przekazu nasuwa pytanie, jaka jest skuteczność takiej reklamy wobec jej natłoku i melanżowej pstrokacizny?

Reklamy skutecznie i w bardzo dużym stopniu zanieczyszczają wizualnie naszą przestrzeń, sprowadzając ją do przeskalowanych słupów ogłoszeniowych. W krajach zachodnich reklamy zewnętrzne od dawna podlegają regulacjom prawnym, chroniącym przestrzeń przed ich niekontrolowaną ekspansją. W Polsce dopiero stosunkowo niedawno podjęto próby uporządkowania tego problemu. Tak zwana uchwała krajobrazowa funkcjonująca od 2015 roku umożliwia regulowanie zasad umieszczania reklam, obiektów małej architektury oraz ogrodzeń na całym obszarze gminy. Przyjęcie przez gminę uchwały krajobrazowej umożliwia podjęcie uchwały dającej podstawę do pobierania przez gminę opłat z tytułu umieszczania reklam. Wydawałoby się, że uchwalane przez kolejne miasta staną się skutecznym remedium opanowującym reklamowy żywioł. Jednak podważane przez wyroki WSA, uchylane przez wojewodów, przy jednoczesnych niskich karach, okazały się w praktyce mało skuteczne. Również do przyjęcia tych uchwał potrzebne jest poparcie społeczne i wola władz miejskich, a ich brak powoduje, że albo nie są przyjmowane, albo ich egzekwowanie jest nieskuteczne. Nie bez znaczenia jest też aspekt finansowy — w przeciwieństwie do altruistycznych świątków, właściciele nieruchomości (w tym same miasta) czerpią niemałe profity z opłat za reklamy zewnętrzne, co skutkuje oczywistym konfliktem interesów. Z dziwną obojętnością zaakceptowaliśmy jako społeczeństwo życie w zaśmieconej przestrzeni. Można usprawiedliwiać ten stan temporalnością reklamy i możliwością jej szybkiej likwidacji, nie zmienia to jednak faktu, że każda degradacja przestrzeni pogłębia brak szacunku dla niej. Podobnie jak z nowotworami — szybkie ich zdiagnozowanie i przeciwdziałanie dają pozytywne rokowania, tolerując chorobę, jesteśmy już w fazie chronicznie złośliwej.

felieton o zanieczyszczeniu przestrzeni miast przez reklamy

felieton o zanieczyszczeniu przestrzeni miast przez reklamy

© Piotr Średniawa

uliczne galerie portretów

Ten pstrokaty, denerwujący pejzaż, najeżony agresywnymi reklamami, co jakiś czas ulega radykalnej zmianie. Znikają na chwilę reklamy, a w ich miejsce pojawiają się galerie współczesnych portretów Polaków. Tę zmianę powodują kampanie wyborcze — do parlamentu, do samorządów terytorialnych — które przebiegając w różnym czasie, powodują dość częste pojawianie się tego osobliwego zjawiska. Szczególnie intrygujące są te ostanie, jako że dotyczą obszarów najbliższych lokalnym społecznościom. W całej Polsce pojawiają się na plakatach — od małych formatów rozwieszanych na płotach i ogrodzeniach, po gigantyczne płachty zakrywające ślepe ściany kamienic niczym z minionej epoki wizerunki Lenina i komunistycznych przywódców z okazji 1 Maja — setki, o ile nie tysiące twarzy kandydatów na prezydentów, burmistrzów, wójtów, kandydatów do rad miejskich i sejmików. Portrety wzbogacone są znakami graficznymi partii politycznych i ugrupowań oraz mniej lub bardziej banalnymi sloganami wyborczymi. Niezależnie od miasta, czy regionu Polski możemy przeczytać: „Wspieramy innowacje i rozwój”, „Razem odbudujemy gospodarkę”, „Czyste powietrze w naszym mieście”, „Walka z wykluczeniem społecznym”, „Twój pomysł, nasze wsparcie”, „Nowoczesna gmina”, „Bądźmy razem”, „Budujmy wspólnie”, „Razem zmieniamy miasto na lepsze”, „Miasto to ludzie”, „Z sercem dla naszego miasta”. Oprócz tak ogólnie brzmiących i w zamyśle nośnych i przekonujących haseł można spostrzec również hasła odnoszące się do lokalnej przestrzeni: „Zielone przestrzenie dla rodzin”, „Ochrona dziedzictwa naszego miasta”, „Zwiększenie dostępności mieszkań”, „Komunikacja rowerowa — ekologiczna i dostępna”, „Nasze miasto coraz piękniejsze”. Hasła te brzmią nieco ironicznie, jako że w programach wyborczych trudno doszukać się jakichś głębszych deklaracji dotyczących poprawy jakości naszej przestrzeni, oprócz obiegowych zapewnień o ścieżkach rowerowych, zieleni, mieszkaniach socjalnych, czy walki ze smogiem. Widać wyraźnie, że tematyka jakości przestrzeni, w której żyjemy i którą będą zarządzać po wyborach ich zwycięzcy, nie jest nośna ani dla wyborców, ani przyszłych włodarzy miast, miasteczek i wsi. Zastanawiające jest to, że deklarując działania na rzecz piękna i poprawy życia w danym mieście i miejscowości kandydaci zupełnie nie dostrzegają, że podobnie jak reklamy, ich wizerunki zaśmiecają wizualnie przestrzeń miasta. Ironią jest, że komitety wyborcze przeznaczają wcale niemałe środki finansowe na takie wątpliwe podnoszenie estetyki swojej małej ojczyzny. Mimo że skuteczność takiej „plakatozy” jest prawdopodobnie równie niska, jak ulicznych reklam, to wiara w ich skuteczność przesłania jakikolwiek odruch estetyczny. Można usłyszeć, że jest to na szczęście krótkotrwałe działanie, a komitety wyborcze zobowiązane są do usuwania swoich plakatów, aczkolwiek jeszcze długo po wyborach straszą wyblakłe i podarte wizerunki kandydatów. To zjawisko ukazuje, jak zobojętnieliśmy na wizualną estetykę naszej przestrzeni, jak nie przeszkadza nam jej zaśmiecanie i jak łatwo akceptujemy nachalną reklamę wizualną niezależnie od jej handlowego czy quasi demokratycznego charakteru.

Łatwo nam przyszła w czasie jednego pokolenia zmiana przydrożnych, uduchowionych świętych na złotego cielca konsumpcyjnych reklam w zamyśle promujących wolnorynkową gospodarkę, zamienianych od czasu do czasu na (w zamyśle) demokratyczne procedury, a w efekcie pogłębiających bałagan przestrzeni.

 
Piotr Średniawa

Przewodniczący Rady Śląskiej Okręgowej Izby Architektów RP
członek WKUA i MKUA w Katowicach
od 2003 z żoną Barbarą prowadzi Biuro Studiów i Projektów w Gliwicach

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE