Zobacz w portalu A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Palce lizać, czyli jak to jest być architektką w Polsce

19 października '20


Katarzyna: Często włączacie się też w działania społeczne, artystyczne czy aktywistyczne. Co Was w nich napędza?

Dominika: Mieszkamy i pracujemy w Polsce, w Krakowie, w konkretnej przestrzeni polityczno-społeczno-przestrzennej, jesteśmy jej częścią, wpływa na nas. Angażujemy się w różne projekty, idee i akcje, w które wierzymy, i czasami pomagamy tym inicjatywom architektonicznie i graficznie. Rysunek, projekt koncepcyjny czy wizualizacja jest tym, co umiemy robić i możemy od siebie dać. Tym samym może się też stać naszym językiem protestu czy agitacji.

Barbara: Jesteśmy też zapraszane do różnych projektów artystycznych. W zeszłym roku, podczas Biennale Warszawa miałyśmy przyjemność współtworzyć z Dimą Lewickim i Szymonem Adamczakiem immersyjny audiospacer po warszawskiej Pradze. To była produkcja doświadczenia, które pozwalało spojrzeć na fragment miasta z perspektywy migranta czy migrantki, a jednocześnie stanowiło studium zmian przestrzennych generowanych przez system kapitalistyczny.

Nawiązując do Twojego pierwszego pytania o to, co lub kto nas dzisiaj inspiruje i poszerza pole widzenia, będzie to współpraca z ekspertkami i ekspertami z innych dziedzin, najlepiej zupełnie niepowiązanych z architekturą.

projekt dla Klubu Kultury Krzesławice w Krakowie

© Miastopracownia


Katarzyna: Przyglądając się Waszym projektom, można zauważyć szacunek dla zastanego, chęć wykorzystania istniejących zasobów. Czy to podejście wynika z umiłowania mody retro czy raczej bliska Wam jest idea recyklingu jako ochrony środowiska naturalnego?

Barbara: Z jednej strony chciałybyśmy, żeby budynki o sobie opowiadały. Odkrywając ich warstwy, pokazujemy z czego są zrobione, co jest pod spodem, czym to miejsce było wcześniej i jaką pełniło funkcję. Kilka lat temu otworzyłyśmy tymczasowy dom kultury w opuszczonym pawilonie na modernistycznym osiedlu Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. W ramach festiwalu Dni Modernizmu zrobiłyśmy tam wystawę architektonicznej stratygrafii, odkrywając kolejne warstwy pokrycia ścian i podłóg czy ślady po metaloplastyce. Kiedyś był tam empik, centrum osiedlowego życia towarzyskiego. Transformacja ustrojowa zmieniła go w second-hand i szkołę językową. Studium materiału stało się pretekstem do spotkania osób mieszkających na osiedlu i uruchomienia wspomnień związanych z tym miejscem.

Dominika: Nie ma w naszej agendzie „mód” i „stylów”, ale chciałybyśmy rozwijać ideę recyklingu w naszej pracy. Rozumiem ją nie tylko jako powtórne użycie materiału czy renowację starego mebla, ale jako element przestrzennego kolażu o nowej funkcji. W bistro Massolit Cooks z drewna starych fornirowanych szaf zrobiłyśmy siedziska, a potem w piekarni Massolit Bakes obłożyłyśmy takimi samymi szafami sufit, ściany i bar. Mamy większą frajdę z zabawy funkcją i formą, niż z kupowania nowych rzeczy.


Katarzyna: W swoich projektach często zostawiacie przestrzeń na zieleń. Różnego rodzaju kwietniki, konstrukcje podtrzymujące doniczki z kwiatami są niczym Wasz podpis. Skąd to zafascynowanie roślinami? I czy świadomie gracie tym „kobiecym” elementem?

Dominika: Tak naprawdę, to byśmy sobie życzyły, żeby zieleń wcale nie była tylko „dodanym kwiatkiem”, kolejnym materiałem albo elementem dekoracyjnym, ale żeby z architekturą współistniała, a czasem nawet nieco ten beton rozsadziła. Projektując, myślimy o zieleni trochę jak o architekturze, a trochę jak o użytkowniku, któremu zabezpieczamy pewną przestrzeń na rozwój. Obecne w naszych realizacjach wnętrz kwietniki to jest jakiś ułamek zieleni, którą chciałybyśmy widzieć w miejskim środowisku. Wyobrażam sobie, że przyroda może łączyć wnętrza z zewnętrzem, wchodzić do środka i wylewać się na ulicę. Opracowywane przez nas projekty urbanistyczne obfitują w zieleń. Powierzchnia jest już na tyle utwardzona, że teraz powinniśmy zwracać przestrzenie naturze i tworzyć miejsca, w których to bioróżnorodność będzie punktem wyjścia.

projekt dla Klubu Kultury Zgody w Krakowie

© Miastopracownia


Katarzyna: W Waszym portfolio brak projektów mieszkań — czy to oznacza, że jeszcze nie miałyście takich zleceń, czy też nie do końca jesteście nimi zainteresowane, bo na przykład wolicie instytucjonalnego zleceniodawcę od prywatnego?

Dominika: Jednym z projektów, nad którym teraz pracujemy, jest przebudowa starego domu. Mówimy o nim Villa Libreria, ale pewnie powinnyśmy w tym przypadku używać greki. To magiczne miejsce, w którym towarzyskie spotkania, koncerty i filozoficzna wymiana myśli przeplata się z codziennymi czynnościami. Wyraźnym gestem, który wykonałyśmy w tym pięknym, zabytkowy obiekcie, jest wertykalne porządkowanie funkcji. Właściciele mają ogromny zbiór książek, dlatego ściana łącząca dwie kondygnacje będzie przede wszystkim biblioteką. Dom stoi pośrodku ogrodu, na wzgórzu, ze starodrzewiem, magnolią i bluszczami. Pomimo że jest zlokalizowany blisko centrum miasta, wokół słychać tylko ptaki. W projekcie wplatamy to otoczenie w budynek. Lubimy pracę, której nie da się podzielić na typowe etapy: koncepcję, projekt budowlany i wykonawczy. Często dopiero po odkrywkach decydujemy, co robić dalej.


Katarzyna: Czy uważacie, że to, że jesteście kobietami wpływa jakoś na Waszą praktykę projektową? Daje Wam jakieś odrębne podejście?

Barbara: Jeśli jesteś architektką, a nie architektem, to całe życie bardziej lub mniej świadomie musisz walczyć o to, żeby słowo „ekspertka” znaczyło dokładnie tyle samo co „ekspert”. Cała reszta wynikać będzie z charakteru konkretnej kobiety. Lubimy współpracować międzywydziałowo — branżystki i branżystów traktować jak współpracowniczki i współpracowników, a nie podwykonawczynie czy podwykonawców, angażować się w projekty artystyczne, pracować ze społecznością, dostawać zlecenia na funkcje, których nie robiłyśmy wcześniej, rywalizować i wygrywać. W pracy architektonicznej najbardziej podoba nam się brak monotonii i to, że możemy improwizować z przestrzenią. Nigdy nie dowiemy się, które z powyższych są generowane przez estrogen, ale czasem chcemy myśleć, że troska o dobro wspólne, zajmowanie się nieprestiżowymi przestrzeniami czy demokratyzacja współpracy to jest nasz architektoniczny feminizm.

Myślę jednak, że dużo ciekawszym zagadnieniem niż „projektowanie przez kobiety” jest „projektowanie dla kobiet”. Katalońska grupa Col·lectiu Punt 6 od lat bada przestrzenie pod kątem potrzeb różnych grup, przekonując, że projektowanie miast nie jest neutralne płciowo. W listopadzie zeszłego roku wydała książkę zatytułowaną „Urbanismo feminista”, która może stanowić suplement „prawa do miasta”.


Katarzyna: To prawda, perspektywa gender w projektowaniu miejskich przestrzeni od jakiegoś już czasu jest przedmiotem zainteresowania, głównie (jednak) badaczek. Czy miałyście szansę wykorzystywać ją w swojej pracy?

Barbara: Na poziomie wdrażania rozwiązań jesteśmy na samym początku drogi. Badania obejmują bardzo szeroki zakres problematyki, który trudno sprowadzić do kilku postulatów architektonicznych. Im głębiej wchodzisz w temat, tym bardziej wielowątkowy i systemowy okazuje się problem, a samym projektowaniem — jak wiadomo — świata nie zbawisz. Póki co, dostępne są narzędzia prawne. I polityczne. Przywołany kolektyw z Barcelony jest o tyle ciekawym przykładem, że składa się z badaczek, architektek i urbanistek, które działają na różnych polach. Prowadzą spacery badawcze, szkolenia, wydają publikacje, naświetlają problem, równolegle tworząc wytyczne do projektowania miast. Mamy tu całe spektrum kwestii dotyczących bezpieczeństwa, w tym ekonomicznego, życia nocnego w mieście i pracy w nocy, pojęć związanych z ciałem, komunikacją i transportem, lokalnością czy pomocą sąsiedzką, a także infrastruktury, która ułatwia edukację i podejmowanie pracy zawodowej.

Dominika: Wyobraźmy sobie miasto złożone z lokalnych centrów, gdzie wszystkie podstawowe usługi są w zasięgu pieszego dojścia, z gęstą siecią transportu publicznego z krótkimi odcinkami pomiędzy przystankami i mieszanką funkcji, więc ulice nie pustoszeją po zmroku. To nie są ani nowe pomysły, ani nie są wystarczającą odpowiedzią na problemy, z którymi borykają się kobiety w miastach, ale to już jakiś początek.

W skali projektowania architektonicznego zaczęłabym za to od bardzo prozaicznego wyrównania długości kolejek do toalety. Do tego potrzeba po prostu zmian zapisów w warunkach technicznych.

Villa Libreria — przekrój z widokiem na ścianę z biblioteką 
współpraca: Jakub Chrząstek i Weronika Kozak

© Miastopracownia


Katarzyna: Projektujecie, jak same to określacie, miejsca spotkań. Obecnie spotkania to rzadka ludzka aktywność, chodzi mi oczywiście o sytuację lockdownu i społecznego dystansu. Czy i jak pandemia wpłynęła na Waszą pracę, i jaką przyszłość dla niej dostrzegacie?

Barbara: W pierwszy weekend zamknięcia, pewnie jak wszyscy, robiłam porządki w domu. Znalazłam wtedy bilet z Biennale Sztuki w Wenecji zadrukowany dużym tytułem zeszłorocznej edycji „May you live in interesting times” (Obyś żył/żyła w ciekawych czasach). No to żyjemy. Ten rok jest dla nas bardzo ciekawy, dzieje się dużo dobrych rzeczy, więc nam akurat w ogóle nie wypada narzekać. Mamy szczęście do interesujących zleceń i wspaniałych osób, z którymi współpracujemy. System pracy z domu nie utrudnił nam wykonywania projektów, ale sprawił, że jest dużo mniej przestrzeni na swobodną wymianę myśli i uczenie się od siebie. Rozdzielamy zadania, każda osoba skupia się na tym, co robi najlepiej, i to tyle.

Wciąż jest też za wcześnie, żeby mówić, czy i jak zmieni się to, co projektujemy. Zaczęłyśmy się zajmować miejscami spotkań dlatego, że od lat obserwujemy postępujący zanik więzi międzyludzkich.

Martwimy się tym, że wprowadzane naprędce wymogi odnośnie higieny nie sprzyjają używaniu naturalnych materiałów. Jednocześnie pandemia może przyczynić się do powstawania większej liczby bezpiecznych toalet i łaźni w mieście. Śledzimy na bieżąco wypowiedzi i publikacje opisujące, jak może wyglądać nasza przyszłość, i widzimy, że z każdym tygodniem przepowiednie są coraz mniej szalone i odmienne od tego, co już znamy.

W pandemii wszystko jest też „bardziej”. Na razie jest to okazja dla jeszcze mocniejszego manifestowania dotychczasowej agendy. Jeśli możemy dołączyć swój głos, to tak, nam się naprawdę wydaje, że lockdown udowodnił, że warto inwestować w lokalność, i pokazał jak bardzo może nam brakować spotkań i kontaktu z przyrodą.


Katarzyna: Dziękuję Wam bardzo za rozmowę!

rozmawiała: Katarzyna BARAŃSKA

ilustracje: © Miastopracownia
Dominika Wilczyńska, Barbara Nawrocka


Rozmowa pochodzi z czerwcowego numeru A&B pt: „Zawód architektka”. Cały numer do pobrania tutaj: A&B czerwiec 2020

Głos został już oddany

Stojące i wiszące kotły kondensacyjne dużej mocy
SPACE Designer
INSPIRACJE