reklama
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Igrzyska architektonicznej jakości – kolejna runda. Z Maciejem Jakubem Zawadzkim rozmawia Ania Diduch

02 maja '22


rozmowa z numeru A&B 04 | 2022


„Tak jak lekarze czy prawnicy, jesteśmy zawodem zaufania publicznego i nie możemy być kombinatorami” — powiedział Maciej Jakub Zawadzki, założyciel studia MJZ, w rozmowie o kondycji zawodu architekta. W Polsce nie brakuje profesjonalistów — brakuje kontekstu do czerpania z maksimum ich możliwości. Multidyscyplinarność paradoksalnie nie idzie w parze z multitaskingiem. Czy światełko, które widać w tunelu, to zmiany czy raczej kolejny pociąg zagranicznego importu bez odniesienia do lokalnego kontekstu?

Ania Diduch: Co zawiera w sobie pojęcie „kondycja zawodu architekta” i co składa się na „dobrą” lub „złą” kondycję?

Maciej Jakub Zawadzki: Na kondycję w sporcie wpływają nie tylko regularne ćwiczenia, ale i przestrzeganie dobrej diety. Gdyby to przełożyć na nasz architektoniczny kontekst, to wiąże się ona z kreatywnym rozwojem oraz odpowiednim wynagrodzeniem. Z jednym i drugim jest obecnie w Polsce problem.

Dobra, poprawna tak zwana architektura tła, będąca de facto kopią szwajcarskich czy austriackich wzorców, rozlała się na cały rynek. W konkursach architektonicznych i ich wynikach widzimy ją wszędzie. W połączeniu z efektownymi wizualizacjami pozwala sądom konkursowym uwierzyć w możliwość realizacji względnie ładnego obiektu w zakładanym budżecie i to wystarcza. Cena, która miała nie być głównym kryterium wyboru, znowu w sposób pośredni ma nadrzędne znaczenie.

Co prawda dzięki temu Polska może nie będzie brzydka w tych miejscach, których dotyczą konkursy, ale nie niosą one w rezultacie intelektualnego ładunku. Nie widać ewolucji myślenia, tylko zwykłe kopiowanie. Mówiąc brutalnie: to takie trochę małpowanie Zachodu.

W konkursach z patronatem stowarzyszenia architektów główna nagroda jest co najwyżej zwrotem kosztów dla biura projektowego. Kiedyś te sumy były podawane jako kwoty netto, a teraz występują w niezmienionej wartości jako brutto. Mimo całego budowlanego boomu. Do tego można zaprosić do negocjacji i podpisania umowy inne miejsca z podium. Naprawdę trudno znaleźć drugi taki zawód, którego korporacje by taki stan akceptowały. 

hotel prefabrykowany w kurorcie „A Place Above the Palms” w Guajiru na północy Brazylii

proj.: © studio MJZ

Prawdziwą plagą jest też oddawanie za darmo koncepcji, czyli według mnie tego, co najważniejsze — pomysłu czy badań chłonności, które przecież wydobywają potencjał z działek inwestycyjnych. Wszystko po to, by zarobić dopiero na kolejnych etapach projektu. W sporcie nielegalny jest doping; w zawodzie architekta nielegalny powinien być dumping. Oba pojęcia dotyczą pewnego sztucznego podnoszenia swoich możliwości metodami nieprzepisowymi. W sporcie mieliśmy niesamowitych atletów, którzy się mu poddawali; w polskiej architekturze są to duże biura projektowe. To dlatego czasami mamy wrażenie, że jesteśmy w jakiejś innej konkurencji. Nie klasie wagowej jak w boksie, który kiedyś trenowałem, ale w kompletnie innej dyscyplinie.

Ania: Architekci są pod presją coraz większej ilości obszarów i współczynników, które muszą uwzględniać w procesie projektowania. Jak tempo tego przyspieszenia zmieniło się w czasie, kiedy jest Pan czynnym architektem? 

Maciej Jakub: Zmienia się prawo miejscowe, ale też to krajowe. We wrześniu ubiegłego roku znowelizowano je, przez co forma składania projektów budowlanych została uproszczona. To bardzo dobra zmiana. Część techniczną należy mieć, ale nie składa się jej do urzędu do sprawdzenia, co jest bardzo rozsądne. Urzędnicy nigdy jej nie sprawdzali, najwyżej parzyli na zgodność z planem miejscowym oraz projekt zagospodarowania przestrzennego. Pomaga to pozycjonować zawód architekta wśród innych branż kreatywnych, a nie w kategorii „budownictwo”, gdzie zawsze trafiamy, gdy jesteśmy sponsorowani przy zagranicznych eventach przez państwowe agencje.

Są też ciekawe buble prawne, nadmierne uogólnienia. Ponieważ mamy w biurze swój dział analityczny, który zajmuje się projektowaniem specjalistycznym, wielokrotnie byliśmy proszeni przez prywatnych klientów, deweloperów, by sprawdzać gotowe projekty budowlane (również te już złożone do urzędu) pod kątem zgodności z prawem. Zatrudniano duże kancelarie prawne, które zawsze potwierdzały nasze przypuszczenia. 

adaptowalność programu w budynku hotelarskim na Mazurach przy jeziorze Święcajty

proj.: © studio MJZ


Ania: Jak architekci łapią równowagę i się regenerują — i jak Pan to robi? Od lat powtarza się frazes o work-life balance, ostatnio zaś słyszałam, że odchodzi się od niego na rzecz work-life integration. Kolejny frazes czy jednak strzał w dziesiątkę, bo przypomina naturalny proces funkcjonowania człowieka? 

Maciej Jakub: Nigdy do końca nie rozumiałem tego pierwszego pojęcia. Dla mnie praca to nie kara, a przyjemność. Mam taki luksus, że znajdują się klienci, również w Polsce, którzy potrafią docenić naszą pracę i pomysły oraz dobrze za nie zapłacić. Do tego cały czas się uczymy rozmaitych rzeczy. Kiedy dziesięć lat temu zakładałem biuro, nie myślałem, że przyjdzie nam zaprojektować stację benzynową do zmiany na stację ładowania, co wymaga bardzo specjalistycznej wiedzy, żeby zaraz po tym wskoczyć do tematu projektowego związanego z ogródkami działkowymi i nowoczesną technologią. Pracuję, gdy myślę nad projektem z rana przed wyjściem do biura czy kiedy szkicuję na kanapie wieczorem. Mam prawdziwe stosy czarnych małych notatników do zapisania wybranych myśli z całej ich gonitwy. Niekoniecznie związanych z architekturą, ale na przykład pomysłem na pokrewną działalność. Trzymam je zawsze w kieszeni. Kiedyś myślałem, że zwariowałem, ale później przeczytałem, że podobny sposób działania miała moja ukochana Wisława Szymborska. Nie dorastam jej oczywiście do pięt, ale było to bardzo miłe i kojące.

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE