Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Powinniśmy mieć większy wpływ

06 października '23

Ewa: Ograniczanie powierzchni dotyczy też mieszkań?

Jakub: Myślę, że tak. Natomiast dobrze by było, żeby w pierwszej kolejności była to oferta budownictwa miejskiego. Tak jest we Francji, Niemczech czy Austrii, gdzie sektor prywatny buduje dla miasta, regionu albo agencji krajowej. W HLM-ie paryskim [habitation à loyer modéré, czyli mieszkanie o umiarkowanym czynszu — przyp. red.], czyli formie budownictwa publicznego, każdy projekt jest szczegółowo przemyślany. Spójrzmy też na Wiedeń: dobrze wymyślony proces planowania i budowania w sektorze publicznym pozwala odpowiadać na rzeczywiste potrzeby mieszkańców o różnej zasobności portfela. Tymczasem u nas oferta PRS [Private Rented Sector, czyli sektor wynajmu prywatnego — przyp. red.] często nie jest skrojona pod ludzi, tworzą ją często działy sprzedaży z myślą o funduszach inwestycyjnych.

ekspozycja wystawy podczas wernisażu i oprowadzania przez Jakuba Szczęsnego

ekspozycja wystawy podczas wernisażu i oprowadzania przez Jakuba Szczęsnego

fot.: Bogna Kociumbas-Kos

Ewa: Bo mieszkanie stało się inwestycją.

Jakub: Rzeczywiście, powstają mieszkania, które służą wzrostowi wartości i nie muszą być nawet zamieszkane. W dużych ośrodkach miejskich ceny szybują w górę, nie trzeba nawet wypuszczać mieszkania na rynek, żeby „robić pieniądz”. Takie bańki obserwujemy na całym świecie. Hiszpania padła tego ofiarą w 2008 roku i to się teraz zaczyna w Polsce.

ekspozycja wystawy podczas wernisażu i oprowadzania przez Jakuba Szczęsnego

ekspozycja wystawy podczas wernisażu i oprowadzania przez Jakuba Szczęsnego

fot.: Bogna Kociumbas-Kos

Ewa: Ważnym wątkiem wystawy w Muzeum Miasta Gdyni jest rola dizajnu i to, że może on być dla wszystkich.

Jakub: To może nie trwać wiecznie, ale w dizajnie wciąż mamy dużą i zróżnicowaną ofertę różnych ekspresji. Mówimy bowiem o meblach, samochodach, rowerach, grzebieniach czy AGD. W ramach tej oferty możemy mieć do czynienia z mechanizmami zarówno czysto kapitalistycznymi, jak choćby mechanizm walki konkurencyjnej, jak i modami społecznościowymi, które wynikają czasem z przypadku, plasując dany produkt w sferze zainteresowania danej grupy. Szeroko rozumiany dizajn przede wszystkim służy do realizacji prawdziwych potrzeb: na czymś musimy ugotować, coś zjeść, gdzieś się ­schować, żeby nam na głowę nie padało.

Potrzeby te możemy dziś realizować środkami, które po pierwsze mogą być zróżnicowane jakościowo, po drugie nie muszą być drogie, a po trzecie: nie muszą być brzydkie. Druga ważna rzecz to edukacja. Mamy bardzo duże pole do tego, żeby ludzi wyedukować, że nie muszą działać tylko według jednego czy dwóch modeli, mogą być bardziej sprawczy w doborze produktów i usług, ale też samodzielnie tworzyć swoje otoczenie. Natomiast jednym z problemów dizajnu są mody oferowane przez niskiej jakości media lifestyle”owe i społecznościowe, zazwyczaj związane z­kreowaniem wrażenia luksusu.

instalacja Drabina Jakubowa, Wrocław

instalacja Drabina Jakubowa, Wrocław

fot.: Alicja Kielan

Ewa: Mody?

Jakub: W mediach społecznościowych łatwiej znaleźć sztuczne piersi i przedłużki rzęs niż krzesło Alvara Aalto. Nadmiary i błyskotki są uznane za kanon piękna i wyznaczniki statusu. Odpowiednikiem owych przedłużek jest bling we wnętrzach.

Etgar Keret w Domu Kereta, Warszawa

Etgar Keret w Domu Kereta, Warszawa

fot.: Bartek Warzecha

Ewa: A dobry dizajn w przestrzeni — jakie korzyści niesie?

Jakub: Przystanek może być bardzo trwałym, prostym, ale jednocześnie ładnym obiektem, który nie kosztuje milionów złotych. Nasz dom nie musi być gigantyczny, może być nieostentacyjny, dyskretny i odpowiednio schowany na działce. Tak samo nie musimy jeździć gigantycznym SUV-em. Na przykład nasza rodzina od dziesięciu lat jeździ Fiatem 500L, czyli popularnym we Włoszech modelem, którego prawie nie spotkamy na ulicach Polski. Prawdopodobnie dlatego, że jest dziwną bulwą, jest włoski, a nie niemiecki, a przedni grill nie wygląda, jakby miał ugryźć jadących przed nami w tyłki. I po prostu jest idealny do miasta: przy małych gabarytach ma pojemność bagażnika dużo większego SUV-a o wyglądzie kulturysty, ma przesuwną i dzieloną kanapę, niepsujący się silnik bez zbyt dużej ilości elektroniki. Brawo projektanci!

kawalerka na Tamce

kawalerka na Tamce

fot.: Radek Wojnar | stylizacja: Eva Milczarek

Ewa: Nie kusiło pana nigdy, żeby zgodnie z duchem konsumpcji, zmienić samochód na inny?

Jakub: Kusiło, wielokrotnie. Tylko za każdym razem zdawałem sobie sprawę, że jestem jako przedsiębiorca w takiej logice, że jak mi się skończy leasing, muszę mieć większy samochód trofeum. Nawet jeżeli będzie wciąż spełniał te same cele, co poprzedni.

Moja Stodoła, domek rekreacyjny

Moja Stodoła, domek rekreacyjny — fot.: Dariusz Radziewicz © Wioska Radoska

Ewa: „Patrzcie, osiągnąłem życiowy sukces”?

Jakub: W naszym podejściu do dizajnu jest wiele mechanizmów psychologicznych wykorzystywanych przez wielkie korporacje, głównie amerykańskie, które wytworzyły model społeczeństwa konsumpcyjnego. Takie społeczeństwo cały czas jest zadłużone, kupuje nie tylko rzeczy, których naprawdę potrzebuje, ale też gadżety, od których zdobywania jesteśmy uzależnieni. W związku z tym są one coraz gorszej jakości, bo chodzi o to, żeby fabryka mogła ich wypluć jak najwięcej i żeby „umarły” dwa dni po upłynięciu dwuletniego okresu gwarancji. Co więcej, są one świadomie w ten sposób projektowane, to część ­polityki dużych wytwórców.

instalacja Benches w ramach serii Taburete Towers, Warszawa

instalacja Benches w ramach serii Taburete Towers, Warszawa

fot.: Andrzej Stawiński © Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma

Ewa: Za to na wystawie w Gdyni mocno wybrzmiewa odpowiedzialne projektowanie i zrównoważony rozwój. Skąd u pana zaangażowanie i sprzeciwianie się nadmiernemu konsumowaniu?

Jakub: Mój ekosystem jest duży, bo mam pokaźną rodzinę, dużo relacji towarzyskich i zawodowych. Przeszedłem długą drogę od bycia wsobnym ilustratorem po pracę w architekturze i przemyśle, gdzie realizuję projekty różnej skali, zazwyczaj nie bardzo duże. Mentalnie nie mogę obejmować dużych projektów, bo po prostu mnie to straszliwie obciąża, ale zdałem sobie sprawę, że muszę być zaangażowany i chcąc nie chcąc, wziąć odpowiedzialność za moje własne decyzje, zwłaszcza projektowe.

Ewa: Wyjaśni pan?

Jakub: My, architekci, jesteśmy zintegrowani w procesie realizacji architektury z innymi ludźmi, na przykład deweloperami, inżynierami. Możemy mieć wpływ, mówiąc: słuchaj, zróbmy coś, co będzie wychodziło przed elewację, żeby ona była w cieniu. Albo: zróbmy system retencji, nawet jeżeli nie wymagają tego jeszcze przepisy, a wodę deszczową użyjmy do wewnętrznego obiegu dla projektowanego domu. I tak dalej. Nie możemy oczekiwać, że nasz klient będzie mądrzejszy od nas, jeżeli chodzi o architekturę i budownictwo. Jesteśmy po to, żeby coś podpowiedzieć, bo też często traktuje się nas jak ekspertów. Zresztą wydaje mi się, że przeciętny klient architekta, czyli reprezentant szeroko rozumianej klasy średniej, jest dziś bardziej otwarty, przeczytał już trochę książek, naoglądał się programów o budowaniu domów w telewizji.

 ławka, moduł instalacji Benches fot.: Andrzej Stawiński

ławka, moduł instalacji Benches fot.: Andrzej Stawiński

© Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma

Ewa: Wystawa podejmuje problem przyszłości i miejsca zawodu architekta. Czy pana zdaniem ono się zmieni, czy architekci rzeczywiście wezmą na siebie większą odpowiedzialność?

Jakub: Będę obstawał przy tym, że nasza grupa zawodowa powinna być bardziej sprawcza. I to na różne sposoby. Powinniśmy mieć większy wpływ i nie tylko być szczekającymi psami deweloperów. Miałem kiedyś rozmowę ze znajomą deweloperką, która powiedziała: słuchaj, ale my lepiej wiemy niż architekt, czego potrzebujemy i w zasadzie sami robimy cały ten projekt, a architekt ma go nam, jak to mówi Marcin Mostafa z WWAA, „obciągnąć w tuszu” i przepchnąć przez urzędy.

To jest taki moment, w którym architekci mają i powinni mieć więcej kart w ręku, żeby znajdować dla siebie niefrustrujące, a zazwyczaj to oznacza sprawcze, nisze w różnych przestrzeniach.

Ewa: Jakie to karty?

Jakub: Nie tylko projektowanie, ale też negocjacje społeczne, bycie ekspertem, doradcą. Może być to także działalność inwestorska, wytwarzanie czy produkcja związana z architekturą. Znam kilka przykładów, zwłaszcza zagranicznych architektów, którzy zdecydowali się zostać fabrykantami robiącymi materiały dla architektury, bazującymi na innowacji technologicznej.

W tej chwili, jako grupa zawodowa, mamy jeden bardzo duży plus, to znaczy dostajemy niespecjalizującą edukację. Po wydziale architektury możemy robić wiele rzeczy. Proszę zobaczyć, ilu jest dizajnerów po architekturze: scenografów, deweloperów, grafików, filmowców. Oczywiście po kilku latach studiów wychodzimy do świata realnego i musimy mieć personalne kompasy, które nas zaprowadzą w danym kierunku.

Osobnym zagadnieniem jest, jak to zrobić i w którą stronę pójść. Ale niewątpliwie wykształcenie architekta predestynuje nas do tego, żebyśmy mieli szerokie pole manewru. Korzystajmy z tego!

Ewa: Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała: Ewa Karendys

 

Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Muzeum Miasta Gdyni.

Głos został już oddany

IGP-DURA®one – system powlekania proszkowego
Dachówki ceramiczne Röben – zawsze na czasie
Odwiedź SIMONSWERK na targach Architect@work 2024
INSPIRACJE