Czy architektoniczny retrofit, czyli modernizacja istniejących struktur i przestrzeni pomoże zapobiec kolejnym rozbiórkom kilkunastoletnich biurowców? Jak pogodzić chęć osiągnięcia efektu wow w projektowanym wnętrzu z maksymalnym ograniczeniem śladu węglowego? I wreszcie, co bardziej się opłaca — remont czy tworzenie od nowa?
Kiedy dwa lata temu warszawska siedziba Arup została okrzyknięta najlepszą przestrzenią biurową na świecie, realizowana przez firmę zasada 3R, czyli reduce (redukuj), reuse (używaj ponownie) i recycle (utylizuj) stała się dla wielu drogowskazem w tworzeniu postpandemicznych przestrzeni biurowych. Idea ta przyświecała też krakowskiemu oddziałowi firmy, który zdecydował się na modernizację przestrzeni biurowej w budynku Pascal przy ulicy Przybyszewskiego. Wnętrza w ukończonym w 2014 roku biurowcu projektu pracowni BE DDJM Architekci wymagały liftingu i dopasowania do współczesnych potrzeb i oczekiwań pracowników — usunięto zacieniające przestrzeń tradycyjne szafy, wprowadzono więcej zieleni, odnowiono meble i wyregulowano instalacje. Czy to wystarczyło?
na podłogach znajduje się marmoleum oraz wykładzina dywanowa z przędzy, składająca się w 90 procentach z materiału z recyklingu
fot.: Piotr Markowski
O tym, czy w tworzeniu przyjaznych przestrzeni biurowych potrzeba wielkich gestów i olbrzymich nakładów finansowych rozmawiamy z Katarzyną Dendurą, Design Managerką w Arup, odpowiedzialną za projekt modernizacji krakowskiego biura.
Ola Kloc: Warszawskie biuro stało się Waszą wizytówką — poprzeczka była więc zawieszona wysoko… Czy czerpaliście z rozwiązań, które sprawdziły się w Warszawie, a może poszliście o krok dalej?
Katarzyna Dendura: Dużo korzystałam z warszawskich doświadczeń. Biuro w Warszawie projektowała zewnętrzna firma — Workplace, krakowską przestrzeń aranżowaliśmy sami. Inny był też zakres remontu — w obu miejscach zrobiliśmy tak zwany retrofit, w Warszawie był to remont przestrzeni po najemcy w tym samym budynku, nie wpłynął więc na funkcjonowanie biura. Tutaj remontowaliśmy przestrzeń, w której pracowaliśmy, było to więc duże wyzwanie logistyczne.
Ola Kloc: Jak długo trwał remont?
Katarzyna Dendura: Prace trwały miesiąc. Długo trwał sam proces planowania, ale to on pozwolił na sprawną realizację.
Ola Kloc: Proces projektowy tradycyjnego remontu, bez ponownego wykorzystania tak wielu elementów, trwałby dłużej czy krócej?
Katarzyna Dendura: Krócej. W normalnym toku projektowym spojrzałabym na przestrzeń, narysowała aranżację, zaprojektowała wnętrza, zaproponowała rozwiązania. Tutaj inwentaryzowaliśmy wszystko, zajęło to sporo czasu. Tworząc projekt koncepcyjny, cały czas miałam przed sobą inwentaryzację. Łatwiej jest zaprojektować coś nowego, niż przemyśleć, jak istniejące elementy mogą znaleźć miejsce w nowej przestrzeni.
Ola Kloc: To właśnie na czas i koszty zwraca się najczęściej uwagę w projektach w duchu reuse. Jak w tym przypadku wyglądały kwestie budżetowe — wyszło taniej czy drożej od klasycznej modernizacji?
Katarzyna Dendura: Taniej — o około 20 procent w stosunku do projektowania z użyciem nowych mebli.
Ola Kloc: Mówi się często, że ponowne użycie elementów jest droższe niż kupienie nowych. Czy dotyczy więc to głównie obiektów kubaturowych?
Katarzyna Dendura: Może być droższe, oczywiście. Bardzo podoba mi się zarówno estetyka, jak i idea blatów wykonanych z plastiku z recyklingu, z przetapianych butelek. Są przepiękne, mają fantastyczny design, ale ich cena to krotność zwykłego blatu, bo technologia przetworzenia nie jest tania. Stoimy więc często przed wyborem między zmieszczeniem się w budżecie a niższym śladem węglowym.
Ola Kloc: Tutaj zdecydowaliście się między innymi na regulację instalacji zamiast wymiany na nową — to oszczędne rozwiązanie.
Katarzyna Dendura: Jest to rozwiązanie oszczędne i finansowo i jeśli chodzi o ślad węglowy, bo jedną z największych wartości śladu węglowego przy robieniu fit-outu są właśnie instalacje MEP, wentylacja mechaniczna. Trzeba to jednak wyważyć — instalacje też mają swoją żywotność i w pewnym momencie ich regulacja już nic nie da. Biuro w Warszawie wykorzystało istniejącą instalację byłego najemcy — przeprojektowano ją i dostosowano do nowej przestrzeni, ale też wykorzystano przewody rurowe do stworzenia mebli — na przykład nogi od stołów zrobiono z rur z przewodów wentylacyjnych, są pomalowane, zabezpieczone — wygląda to rewelacyjnie i wprowadza industrialny klimat.
Tutaj wyregulowaliśmy wentylację, oczywiście jest lepiej, ale podejmując tę decyzję, wiedzieliśmy, że nie będzie idealnie.
projektanci postawili na regulację instalacji zamiast wymiany na nową
fot.: Piotr Markowski
Ola Kloc: Co jeszcze się sprawdziło? Może jakieś rozwiązania staną się podpowiedzią dla firm, które chcą przeprowadzić remont w krótkim czasie i w niskim budżecie.
Katarzyna Dendura: Gdy firma chce działać szybko, kluczowy jest wybór wykonawcy. Przeprowadziliśmy wewnętrzny przetarg, oczywiście cena miała znaczenie, bo budżet wykonawstwa jest częścią naszego budżetu, ale bardzo zależało nam na tym, żeby wykonawca rozumiał, o co nam chodzi — po co się to robi, na czym to polega — i w to wierzył, bo jak ktoś nie wierzy w ograniczenie śmieci, ponowne wykorzystanie materiałów, to trudniej się pracuje.
Zdecydowaliśmy się na lokalną firmę, z siedzibą bardzo niedaleko naszego biura, więc przy okazji zmniejszyliśmy też ślad węglowy! Ważna była dla nas też współpraca ze stolarzem, który weźmie pod uwagę to, że część mebli chcemy ponownie wykorzystać, będzie miał to w ofercie i nam w tym pomoże. Tak było w przypadku przepierzeń na kwiaty — moim marzeniem były drewniane regały, chciałam, żeby otaczało nas drewno, ale koszty okazały się bardzo wysokie. Wspólnie wypracowaliśmy więc inne rozwiązanie — zostały one zrobione z podkonstrukcji aluminiowej.
Ola Kloc: Udało się państwu znaleźć firmę, która myśli podobnie. Czy pani zdaniem jest to już powszechny trend?
Katarzyna Dendura: Myślę, że tak. To, że biura architektoniczne myślą w ten sposób jest dla mnie oczywiste, to nasz zawód i myślenie proekologicznie jest wpisane w naszą etykę, ale jeżeli już duże korporacyjne firmy zaczynają w ten sposób myśleć i realizują biura w duchu 3R, to znaczy, że to już się dzieje.
Ola Kloc: Pod nogami mamy wykładzinę z włóknem o ujemnej emisji CO2 — jak to działa?
Katarzyna Dendura: To brzmi skomplikowanie, ale jest bardzo proste. Przędza, z której została utkana, powstaje w Polsce, więc to już wpływa na ślad węglowy, jest to produkt lokalny. Podkłady wykładziny są zrobione z włókna o ujemnej emisji CO2 — jego produkcja pozostawia najsłabszy ślad węglowy dzięki zawartości 90 procent materiałów z recyklingu. Panele akustyczne, które wybraliśmy, są zrobione z przetopionego plastiku, ich ślad węglowy teoretycznie więc też jest zerowy, poza momentem transportu.
Ola Kloc: Jakie jeszcze innowacje zostały wprowadzone?
Katarzyna Dendura: Zdecydowaliśmy się na meble Nowego Stylu. Jest to lokalna fabryka i firma, która fajnie myśli — na przykład krzesła, które wybraliśmy, można rozłożyć na części i każdą z nich wymienić. To bardzo rzadkie! Meble, na których siedzimy, są sprzed dziesięciu lat, dzięki temu, że są dobrej jakości, wystarczyło je uprać.
firma chcąc maksymalnie zredukować ślad węglowy, zdecydowała się na odnowienie części mebli i zakup nowych z recyklingu
fot.: Piotr Markowski
Ola Kloc: Jak połączyć prośrodowiskowe idee z estetyką? Czy to było dużym wyzwaniem w tym projekcie?
Katarzyna Dendura: Było to trudne [śmiech]. Chciałam, żeby już przy wejściu pojawiał się efekt wow, kusiło mnie, żeby kupić jakiś zwracający uwagę mebel w fikuśnym kształcie. Tworzenie koncepcji trwało długo, bo gdy coś projektowałam, za każdym razem zadawałam sobie pytanie, czy to jest prawdziwe — jak bardzo tego potrzebujemy, czy to potem pójdzie z nami dalej, albo znajdzie inne miejsce, jak się zniszczy, to, co z tym zrobimy. Ciągle musiałam samą siebie sprawdzać.
Ola Kloc: Czy ma pani już feedback od pracowników, jak czują się w tym biurze?
Katarzyna Dendura: Tak, są bardzo zadowoleni. Szczególnie z tego, że między innymi podwoiliśmy liczbę roślin.
Ola Kloc: Czytałam, że jest ich 240!
Katarzyna Dendura: Tak [śmiech]! Już wcześniej mieliśmy ich niemało. Jak zaczęłam tu pracować, bardzo mnie zaskoczyło, że ludzie mieli swoje rośliny. Dołożyliśmy drugie tyle, dzięki czemu naprawdę się zagęściło, zwłaszcza na przepierzeniach.
wnętrze biura wypełnia ponad 200 roślin
fot.: Piotr Markowski
Prezentowałam zespołowi projekt koncepcyjny, więc wszyscy mniej więcej wiedzieli, jak biuro będzie wyglądało, ale chyba nie spodziewali się takiego efektu. Ogromną zmianę uzyskaliśmy dzięki usunięciu mebli, które oddzielały przestrzeń komunikacji od open space — zrobiło się bardzo świetliście. Pozytywna była też zmiana wykładzin na mniej oczywiste — dobierając materiały, robiłam w biurze „zaczepki”, kładłam na starej wykładzinie różne próbki i patrzyłam, jak ludzie na nie reagują. Choć wstępnie nie byli fanami tego, co wybrałam, potem przyznali, że dzięki jasnej wykładzinie przestrzeń wydaje się bardziej świeża. Donice z kwiatami i szafki lockersowe w kolorze ciepłego drewna sprawiły, że zrobiło się dużo przytulniej, a dzięki roślinom udało się stworzyć mniejsze enklawy — nadal to jest open space, w którym wszyscy się widzimy, ale można też znaleźć sobie mniejszą przestrzeń. Myślę, że neonowe hasło „Good vibes” dosłownie przeniknęło atmosferę.
Ola Kloc: Dziękuję za rozmowę.