Kliknij i zobacz jak w prosty sposób opublikować swój projekt w A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Wszystko co musicie wiedzieć o łąkach kwietnych — rozmowa z Joanną Rayss

27 czerwca '22

Łąki kwietne co jakiś czas pojawiają się w dyskusjach na temat kształtowania zieleni miejskiej i wiejskiej. Odchodzimy od trendu nisko przyciętego trawnika, co rodzi wiele wątpliwości — od alergików, kleszczy po estetykę i finanse. O wszystkim, co powinniście wiedzieć o łąkach kwietnych rozmawiamy z doktor Joanną Rayss, prezeską Stowarzyszenia Architektów Krajobrazu a także założycielką Zieleniarum Rayss Group.

Wiktor Bochenek: Zacznijmy od definicji — czy określenie „łąka kwietna” jest poprawne? Część biologów sugeruje, że powinniśmy po prostu mówić o łące? Te kwiaty to greenwashingowy chwyt marketingowy?

Joanna Rayss: Faktycznie łąki w ujęciu biologicznym czy ekologicznym określamy raczej jako łąki świeże, suche czy na przykład okresowo zalewane, a rośliny określane powszechnie jako „kwiaty” znajdziemy w każdym z tych typów. Dlatego z takiego punktu widzenia ten dopisek nie ma sensu. Jednak nie byłabym kategoryczna w twierdzeniu, że łąki kwietne to greenwashing, o którym kiedyś już zresztą rozmawialiśmy (poprzednią rozmowę z Joanną Rayss znajdziecie na portalu A&B — zobacz tutaj).

Nadal jestem przekonana, że wyznacznikiem greenwashingu jest rozmiar nakładów w porównaniu z efektami ekologicznymi i przyrodniczymi w sytuacji, kiedy określamy dane rozwiązanie ekologicznym czy „zielonym”. Jeżeli rozmiar nakładów finansowych, środkówPR-u związane z daną inwestycją zdecydowanie przewyższa efekty ekologiczne i funkcjonalne, to jest to ewidentnie greenwashing. W ten sposób i łąka kwietna mogłaby być greenwashingem, jednak szczęśliwie zwykle nim nie jest…może faktycznie zastanowiłabym, się czy „mikrołączki” w drogich donicach nie zahaczają o to przekroczenie skali rozsądku…

Osobiście uważam, że o ile dodatek przymiotnika mówiącego o kwietności, nie przełoży się na schemat, że te kwiaty są obowiązkowe, w ogromnej ilości etc., to nazwa ta przynosi więcej korzyści niż szkody. Bo przecież wiadomo, że kwestia kwietności łąk służy ich szerokiej promocji i sprzyja lepszej akceptacji łąk jako takich, co nie jest procesem łatwym. Niestety faktycznie spotkać się można z powierzchownym rozumieniem tego pojęcia, które prowadzi do nacisku na obecność kwiatów, często obcych gatunków, jednorocznych. Jak we wszystkim, jest to kwestia nie tylko samego wyrażenia, ale też jego dostosowania do funkcjonalności i to ją powinniśmy przede wszystkim promować. Wtedy trudno nazwać łąką kwietną spłachetek kilku metrów kwadratowych obsiany kwiatami jednorocznymi – jest to jednoroczna rabata, której łąką nazywać nie powinniśmy.

Podsumowując, biolodzy i botanicy trzymają się swojej nomenklatury, co jest słuszne — jednak nie zapominajmy o innych kontekstach funkcjonalno-branżowych. Nazywanie łąki łąką kwietną jest uproszczeniem, ale to nie znaczy, że jest to złe uproszczenie, bo popularyzacja wiążę się z uproszczeniami. Należy tylko dbać o ich skalę i niezagubienie sensu pojęcia podstawowego – źródłowego.

łąka kwietna stają się coraz popularniejszym rozwiązaniem

łąka kwietna stają się coraz popularniejszym rozwiązaniem

gailhampshire, CC BY-SA 2.0

Wiktor Bochenek: Coraz częściej możemy usłyszeć o ograniczeniu koszenia łąk i terenów trawiastych, to krok w dobrą stronę?

Joanna Rayss: Absolutnie tak. Jestem fanką ewolucji niekoniecznie rewolucji. Ograniczenie koszenia jako sposób stopniowej transformacji trawnika w łąkę to metoda chyba najtańsza i często najwłaściwsza.

Oczywiście jedynie w sytuacji, kiedy dany trawnik nadaje się na łąkę, bo pamiętajmy, że to nie jest rozwiązanie, które można stosować wszędziezawsze. Na przykład możemy spotkać się z dużym sprzeciwem społecznym, kiedy zaprzestaniemy kosić trawnik powszechnie użytkowany jako przestrzeń do luźnych gier i zabaw czy piknikowania, bo są to sposoby użytkowania przestrzeni wymagające zbiorowisk trawiastych o wysokiej odporności na deptanie i stosunkowo niskich roślinach. Wtedy możemy spotkać się z zarzutem, że to po prostu oszczędność na koszeniu albo wręcz zaniedbanie, a nie działanie celowe o charakterze ekologicznym. W mieście, gdzie z założenia jest niewiele terenów rekreacyjnych, taki podział wewnętrzny z dostosowaną formą zieleni do sposobu użytkowania jest ogromnie potrzebny. Dlatego ograniczenie koszenia i generalnie tworzenie łąk miejskich należy robić w powiązaniu z szerszą polityką przestrzenną, a nie jako działania oderwane od skali miasta.

<span style='color: var(--color-header);'><span style='color: var(--color-header);'>łąki</span></span> sprzyjają przede wszystkim bioróżnorodności

łąki sprzyjają przede wszystkim bioróżnorodności

Oczywiście w przypadku terenów prywatnych, ograniczenie koszenia to zawsze droga najlepsza! Sama od kilku lat ograniczam koszenie swojego intensywnie użytkowanego trawnika do średnio cztery, maksymalnie pięć razy w roku (z czego pierwsze koszenie dopiero w czerwcu!) i śmiem twierdzić, że mój trawnik jest najbardziej odporny na okresowe suszenajbujniejszy w najbliższej okolicy. Dlatego ograniczajmy koszenie nie tylko w przypadku chęci tworzenia łąk kwietnych. Trawniki też warto kosić rzadziej, bo zwiększa to ich naturalną różnorodność gatunkową, uodparniając całe zbiorowisko na stres użytkowania.

Wracając do tworzenia łąk, to zaniechanie koszenia nie jest jedyną drogą w kierunku wytworzenia się z trawnika zbiorowiska łąkowego. Na przykład etnobotanik Łukasz Łuczaj, który jest moim absolutnym łąkowym Guru, zaleca, aby te ograniczone do 1-2 koszenia w roku robione były w danej przestrzeni mozaikowo. Pozwala to manipulować docelowym składem gatunkowym. Warto na przykład podzielić ten przekształcany trawnik na dwie, trzy strefy, które kosi się naprzemiennie. Wtedy kosimy różnie rośliny w różnych stadiach rozwoju, umożliwiając ich rozsiewanie się z jednej strony, równocześnie nie narażając się tym mieszkańcom, którzy są bardziej wrażliwi na „uporządkowanie” przestrzeni.

Bo oczywiście należy pamiętać, że wszystkie łąki się faktycznie kosi — tylko ogranicza się tę czynność od jednego do trzech razy w roku. Eksperci zalecają wykonywać pierwsze koszenie nie wcześniej niż na początku czerwca. To zalecenie dotyczy również trawników, nawet takich, które regularnie kosimy. Wtedy rośliny są już po pierwszym wysiłku wzrostowym, a wiele z nich zdąży się już rozsiać, zagęszczając się – co jest ważne szczególnie w przypadku roślin innych niż trawy. Kosząc zbyt wcześnie i zbyt krótko narażamy się na ryzyko zamierania części roślin, co często obserwujemy w miastach w postaci łysych placków „wykoszonych” do gołej ziemi.

W ten sposób najlepszą inspiracją i wzorem do pielęgnacji łąk miejskich są wielowiekowe praktyki rolne. Dwukośne łąki, czyli te najbardziej popularne — powinny faktycznie być koszone w okresie regionalnych sianokosów prowadzonych przez rolników. Pierwszy pokos w okresie przełomu czerwca i lipca a drugi w okolicach września/października (a nawet przez zmieniający się klimat listopada) — z regionalnym zróżnicowaniem. W przypadku trzykośnych łąk można pierwsze korzenie przyśpieszyć na początek czerwca lub wprowadzić dwa koszenia jesienne. Warto jednak pamiętać o różnych okresach koszenia, wspomnianym koszeniu mozaikowym, a także o tym, że nie powinniśmy zbierać pokosu od razu po skoszeniu. Siano powinno pozostać na łące do wyschnięcia, bo w ten sposób wysiewają się właśnie skoszone byliny i rośliny jednoroczne, czyli „kwiaty” tej łąki kwietnej. Często się o tym zapomina — kosząc łąki tak jak klasyczne trawniki. To strata naturalnej i darmowej bazy nasion.

jak często należy kosić <span style='color: var(--color-header);'><span style='color: var(--color-header);'><span style='color: var(--color-header);'><span style='color: var(--color-header);'>łąki</span></span> <span style='color: var(--color-header);'>kwietne</span></span></span>?

jak często należy kosić łąki kwietne?

© Pexels

Warto dodać, że transformację trawnika w łąkę najlepiej zacząć w okresie zimowo-jesiennym. Wtedy warto poddać go wertykulacji połączonej z dosiewem bylin łąkowych, które na docelowej łące mają występować. Taki wysiew można nawet wykonać w śnieg (tu polecam fantastyczny film na Youtube wspomnianego profesora Łukasza Łuczaja o zakładaniu łąk zimą J, ale nie tylko ten oczywiście). Słyszałam opinie, które mnie przekonują, że jest to sposób najlepszy.

Wiktor: Na śnieg?

Joanna: Tak. Można dosiewać je wtedy w okresie, kiedy śnieg topnieje, ponieważ wtedy nasiona mają dostęp do wody i łatwiej kiełkują. Tak też robi się z dosiewkami w tradycyjne trawniki. W tym miejscu koniecznie muszę też wspomnieć o niewykorzystanym potencjale w postaci dzików, które możemy poniekąd „zatrudnić” w procesach łąkotwórczych… Tak tych „złych, dzikich i przerażających” dzików.

W przestrzeni medialnej coraz więcej relacji o tym, że dziki niszczą miejskie zieleńce a szczególnie trawniki. Jako mieszkanka dzielnicy Osowa w Gdańsku, bardzo często spotykam te zwierzęta na terenie naszej dzielnicy i wiem, że nie jest to sytuacja odosobniona. Co istotne te dziki żerują najczęściej w trawnikach, które faktycznie nie mają dużego potencjału rekreacyjnego. Są to często trawniki przydrożne, o niskich walorach estetycznych — przestrzenie, które właśnie warto przekształcać w łąki miejskie. W takich przypadkach zamiast walczyć z dzikami warto wykorzystać ich pracę – żaden wertykulator nie zastąpi pracy dzika, proszę mi uwierzyć. Wtedy należy wsiać nasiona łąki w trawnik zryty przez dziki, zamiast uporczywie walczyć z tak spontanicznie i za darmo wygenerowanym nature based solution. Jeszcze na studiach uczono mnie, że dziki i krety to ogromnie ważne stworzenia glebotwórcze!

 Joanna Rayss

Joanna Rayss

© Joanna Rayss

Wiktor: Czy łąki wymagają specjalnego traktowania? Czy ich pielęgnacja stanowi dla miejskich zarządów zieleni problem i wyższe koszty finansowe?

Joanna: Prawidłowo prowadzona łąka wiąże się ze zmniejszeniem nakładów, przede wszystkim pracy, co wynika ze zmniejszonej częstotliwości koszenia. Zarządy zieleni mówią czasem o potrzebie kosztownej zmiany technologii koszenia, technik, zmianach w umowach z podwykonawcami, jednak te koszty z biegiem czasu maleją. Odnośnie do tej potrzeby zmian technologii, to osobiście liczę, że łąkowo—trawnikowa rewolucja ostatecznie wyeliminuje podkaszarki jako podstawowe narządzie do „pielęgnacji” miejskich trawników, ale podkaszarki, dmuchawy do liści itp. to kwestia na osobną rozmowę.

Docelowo natomiast dzięki ograniczeniu koszenia ograniczamy problem wysychania ogromnych miejskich połaci trawników, bo nawet trawniki rzadziej koszone lepiej zatrzymują wodę. Krótko wystrzyżony trawnik jest znacznie droższy w utrzymaniu lub zamienia się w pustynię. Dlatego łąki kwietne mogą pozwolić w długim czasie na faktyczne oszczędności, które pozwolą na realizację innych celów.

Oszczędności dotyczą także szerzej nakładówsurowców. Na przykład gleba wyjściowa dla tworzenia łąki wcale nie musi być specjalnie użyźniana. Wręcz odradza się stosowanie sztucznych nawozów, bo oczywiście kompostu nadużyć się nie da. Przeżyźnienie, szczególnie azotem, jest odwrotnie proporcjonalne do bioróżnorodności. Jeżeli sztucznie podniesiemy poziom azotu, będziemy sprzyjać rozwojowi jedynie traw, prowadząc do monokultury. Dlatego łąki i miejski recykling zielonej masy, to przede wszystkim oszczędność surowców właśnie: wody, nawozów, nakładów na pielęgnację.

Mówiąc o kosztach i korzyściach, należy także poruszyć kwestię siana i szeroko rozumianego „urobku” będącego skutkiem pielęgnacji miejskiej zieleni. Fantastycznie, jeśli miasta prowadzą właściwy recykling części zielonych, produkując kompost. Wtedy cały materiał pozyskany z koszenia poddawany jest takiemu recyklingowi, a po jakimś czasie miasto uzyskuje fantastyczny materiał do ściółkowania i wzbogacania w próchnicę innych terenów zieleni w mieście. Na przykład w Gdańsku organizowana jest coroczna akcja rozdawania kompostu – czyli „złota ogrodników”, które jest wytwarzane w miejskiej kompostowni. To fantastyczne działanie i krok w kierunku adaptacji miast do zmian klimatu, wykorzystujące biosekwestrację i glebowy magazyn węgla i wody dzięki wzbogacaniu miejskich gleb w próchnicę!

Mam wrażenie, że co najmniej rzadko mówi się o łąkach jako potencjalnym magazynie węgla.

Wiktor: Czyli łąka ma również funkcje wyłapywania dwutlenku węgla?

Joanna: Tak. Bardzo często w przypadku tego zjawiska skłaniamy się do uproszczenia polegającego na mówieniu, że jedynie lub głównie drzewa produkują tlen. Roślinność generalnie jest magazynem węgla nie tylko dlatego, że wbudowuje go w swoje tkanki, ale również przez wprowadzanie go do gleby. Rośliny, także krzewy, byliny czy trawy, są swoistym przekaźnikiem węgla do gleby. Najskuteczniejsze w magazynowaniu węgla są bagna i mokradła, ale łąki również pełnią takie funkcje. To niebagatelne obszary, których funkcjonalność ekosystemową można również wyceniać przez ilość sekwestrowanego i magazynowego węgla, który zostaje w ściółce i warstwie próchnicy!

<span style='color: var(--color-header);'><span style='color: var(--color-header);'>łąki</span></span> służą również do sekwestracji dwutlenku węgla

łąki służą również do sekwestracji dwutlenku węgla

Tony Hisghett, CC BY-SA 2.0

Głos został już oddany

DACHRYNNA: zintegrowany system dachowy 2w1 (Dach + Rynna)
SPACE Designer
INSPIRACJE