Jednym z największych wyróżnień w polskiej architekturze jest przyznawana od 1966 roku Honorowa Nagroda Stowarzyszenia Architektów. Na łamach A&B o zawodowej ścieżce, działalności SARP i bieżących wydarzeniach ze świata architektury Wojciech Fudala rozmawia z laureatami i laureatkami tej nagrody. Tym razem jego rozmówcą jest Przemo Łukasik, który otrzymał Honorową Nagrodę SARP wspólnie z Łukaszem Zagałą w 2024 roku.
Przemo ŁUKASIK — absolwent Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach, studiował też w École d”Architecture Paris-Villemin w Paryżu we Francji, prowadził wykłady i zajęcia w École Spéciale d”Architecture. Paryski okres w jego życiu zaowocował zdobyciem doświadczenia w pracowniach takich ikon architektury jak Jean Nouvel i Odile Decq. W 1997 roku wspólnie z Łukaszem Zagałą założył autorską pracownię Medusa Group, która dziś ma biura w Bytomiu, w Warszawie i w Dubaju. Zespół trzykrotnie otrzymał Grand Prix w konkursie Architektura Roku Województwa Śląskiego (za: budynek biurowy Wasko w Gliwicach, budynek biurowy firmy Infinite Dreams w Gliwicach i TechPark Kanlux), liczne nominacje do europejskiej Nagrody im. Miesa van der Rohe, Nagrodę Architektoniczną Prezydenta m.st. Warszawy za najlepszy budynek użyteczności publicznej dla Akademeia Highschool, a także Nagrodę Roku SARP 2022 w kategorii Budynek biurowy, oświaty lub administracji za.KTW w Katowicach. W 2024 roku architekci zdobyli Honorową Nagrodę SARP.
Wojciech Fudala: Śledzę działalność Medusa Group, odkąd zacząłem się interesować architekturą i zawsze intrygowała mnie jedna rzecz. „Przemo” to twoje pełne imię czy element publicznego wizerunku, który ma coś podkreślić?
Przemo Łukasik: To zdecydowanie prostsza historia i żaden zabieg wizerunkowy. „Przemysław” to imię dla Urzędu Miasta i Urzędu Skarbowego, „Przemo” jest dla wszystkich przyjaciół. Od młodości mówiła tak do mnie moja ciocia i tak już do mnie przylgnęło. Kiedy byłem na studiach, zawsze podpisywałem się jako „Przemo” — na projektach, na liście obecności czy na egzaminach. Wzbudzało to zresztą zainteresowanie niektórych profesorów, którzy zawieszali głos, odczytując moje imię. Dla mnie było to jednak coś naturalnego. Kiedy dostaliśmy Honorową Nagrodę SARP, dostałem telefon z pytaniem, jak właściwie powinni tę nagrodę opisać — „Przemo” czy „Przemysław”? Konsekwentnie odpowiedziałem wtedy, że „Przemo”.
Wojciech Fudala: Honorową Nagrodę SARP dostałeś wspólnie z twoim partnerem biznesowym Łukaszem Zagałą, z którym współtworzycie pracownię Medusa Group. Jak się poznaliście?
Przemo Łukasik: Łukasz jest przede wszystkim moim przyjacielem. Poznaliśmy się już na pierwszym roku studiów na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Wtedy jednak nikt z nas nie podejrzewał, że zaowocuje to współpracą przez trzydzieści kolejnych lat. Byliśmy w różnych grupach dziekańskich, więc mijaliśmy się na korytarzu czy w kolejce po wpis do indeksu. Pierwszą dłuższą rozmowę odbyliśmy w drodze na plener rysunkowy do Bielska-Białej czerwonym maluchem Łukasza, jednak dopiero na drugim roku studiów, kiedy projektowaliśmy domy jednorodzinne, zaczęliśmy nawzajem oglądać nasze projekty i patrzeć, kto jak myśli. Od tego czasu nasze rozmowy koncentrowały się już przede wszystkim na architekturze i tak zostało do dziś.
kapliczka/krzyż przydrożny, Bronowice, Kraków, 2016
fot.: Przemo Łukasik
Wojciech Fudala: Kiedy po raz pierwszy zrobiliście wspólny projekt?
Przemo Łukasik: Na trzecim roku studiów zaczęliśmy się interesować międzynarodowymi konkursami. Nie byliśmy w tym zresztą sami, bo podobne zainteresowania mieli inni koledzy i koleżanki ze studiów, między innymi Wojtek Małecki, wraz ze swoją przyszłą żoną Asią, Oskar Grąbczewski czy Robert Konieczny. Wszyscy postanowiliśmy wystartować w konkursie na Centrum Studiów Kulturowych i Religijnych w Osace. Wojtek z Asią zdobyli wtedy wyróżnienie, my z Łukaszem niestety przegraliśmy. W naszej grupie nie było jednak żadnej niezdrowej rywalizacji ani poczucia, że jesteśmy dla siebie obecną i przyszłą konkurencją. Wszystko miało znamiona alternatywnej przygody wydarzającej się obok standardowych zajęć na uczelni, gdzie nie brakowało sympatii i koleżeńskiej współpracy. Cieszyliśmy się z sukcesu Wojtka i Asi, a konkurs w Osace wspominamy jako pierwszy projekt zrobiony w duecie Łukasik–Zagała. Dobrze się dogadywaliśmy, więc postanowiliśmy współpracować dalej.
Wojciech Fudala: W waszych życiorysach pojawił się też epizod w Paryżu. Jak do tego doszło?
Przemo Łukasik: Pewnego razu przeczytałem w „Gazecie Wyborczej” o możliwości studiowania za granicą. W tym czasie nie było jeszcze takich programów jak Erasmus i studiowanie poza Polską było rzadkością. Poszedłem więc do naszego rektoratu, żeby dowiedzieć się więcej. Powiedziano mi, że jeśli chcę studiować we Francji, to powinienem się zgłosić do ambasady. Tak też zrobiłem i w kolejnym tygodniu byłem już przy ulicy Pięknej w Warszawie. Udało mi się przebrnąć przez egzamin z języka francuskiego, którego uczyłem się w technikum budowlanym, po czym przedstawiciele ambasady zapytali mnie, dlaczego chciałbym studiować właśnie we Francji. Mocno interesowałem się francuską architekturą, która obfitowała wówczas w odważne projekty. Opowiedziałem więc o budynkach spod znaku Grand Travaux, które wniosły we współczesną architekturę wiele nowych treści, tak jak choćby Biblioteka Narodowa w Paryżu autorstwa Dominique”a Perraulta. Klika miesięcy później dostałem informację, że jako jedyny Polak zakwalifikowałem się na te studia w Paryżu. Pojechałem tam, a Łukasz dołączył do mnie dwa lata później.
Nowy Rynek (budynek D będący IV i V etapem zespołu budynków biurowo-handlowo-usługowo-mieszkalnych z garażami podziemnymi i zagospodarowaniem terenu), Poznań, 2018–2021
fot.: Juliusz Skokołowski
Wojciech Fudala: Łatwo było odnaleźć się w nowym kraju?
Przemo Łukasik: Nic wtedy nie było łatwe, a mój przyjazd autokarem na Place de la Concorde był początkiem przygody mojego życia.
Kiedy jechałem do Paryża, czułem, że przeprowadzam się z prowincji do wielkiego świata. Szybko okazało się jednak, że to, skąd pochodzę i gdzie się kształciłem, wcale nie było ograniczeniem, wręcz przeciwnie — było dodatkowym bodźcem i motywowało. Chcieliśmy łapczywie zdobyć wszystko to, czego w Polsce wtedy nie było. A nie było wielu rzeczy: magazynów o architekturze, księgarni, książek, wystaw, wykładów znanych architektów ani nawet internetu.
Udało nam się też zdobyć pracę w bardzo dobrych biurach. Ja zdobywałem doświadczenie u Jeana Nouvela, a później, już wraz z Łukaszem, trafiliśmy do zespołu konkursowego w pracowni Odile Decq i Benoît Cornette. Dla ludzi z Bytomia czy Gliwic to był wielki świat i naprawdę dobrze to wspominam.
Wojciech Fudala: Co dał wam pobyt w Paryżu?
Przemo Łukasik: Pobyt w Paryżu był szkołą życia. Dużo zawdzięczam temu okresowi. Żyliśmy głównie architekturą, bagietkami i konserwami, które przywieźli nam nasi rodzice. W latach 90. Francja była znacznie bardziej zaawansowana technicznie niż Polska. W mojej szkole była modelarnia i inne laboratoria do dyspozycji. To właśnie tam po raz pierwszy zacząłem używać projektora wideo do prezentacji projektów w szkole. Po powrocie do Polski, wykorzystaliśmy między innymi tę technikę przy obronie naszego dyplomu.
Żeby dorobić, w weekendy nocami pracowałem w piekarni obok naszego mieszkania przy Rue Lepic. Kiedy nie obsługiwałem klientów, dołączał do mnie Łukasz i do świtu toczyliśmy dyskusje nad naszym dyplomem zatytułowanym „City Codes”.
Bolko Loft — adaptacja budynku lampiarni zakładów górniczo-hutniczych na przestrzeń mieszkalną, Bytom, 2001–2003
fot.: Przemo Łukasik
Wojciech Fudala: Robiliście jeden wspólny dyplom?
Przemo Łukasik: Tak, wspólnie go robiliśmy i wspólnie go broniliśmy. Narobiliśmy tym zresztą trochę zamieszania, bo była to chyba pierwsza taka sytuacja na uczelni. Mieliśmy świetnego promotora, Andrzeja Dudę, który był otwarty na wszystkie pomysły, jakie nas wówczas zajmowały, a które przywieźliśmy między innymi z Paryża. Dyplom broniliśmy w 1997 roku, a zaprezentowaliśmy go w sposób, w jaki nikt wcześniej tego nie robił. Całą strefę ekspozycyjną na Wydziale Architektury (hol główny) zakleiliśmy na czarno, tak aby nie wpadało tam żadne światło. Następnie, wykorzystując doświadczenia z Paryża, ustawiliśmy na rusztowaniach kilka telewizorów i rzutników do slajdów. Obok stanęły makiety z przeźroczystego pleksi, a na gigantycznym ekranie, przez projektor wideo, zaprezentowaliśmy naszą pracę w formie filmu. Ostatecznie, po burzliwej dyskusji, w czasie której Henryk Zubel wraz z Andrzejem Dudą opowiadali się za tą nową konwencją, udało nam się obronić dyplom z wyróżnieniem. Wtedy po raz kolejny utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nasza współpraca ma wartość i zahartowani pobytem w Paryżu, czuliśmy, że możemy testować naszą przyjaźń w jeszcze trudniejszych okolicznościach. Postanowiliśmy wyruszyć w dalszą wspólną przygodę, tym razem już pod hasłem „własna pracownia”.
Wojciech Fudala: Pochodzisz z Bytomia, ale Łukasz jest z Gliwic, w których zresztą studiowaliście. Bytom nie wydaje się zatem oczywistym wyborem dla siedziby waszej pracowni.
Przemo Łukasik: Pierwotnie biuro powstało w Gliwicach. Wynajmowaliśmy pomieszczenie o powierzchni 12 metrów kwadratowych na tyłach Urzędu Miasta. Wtedy wystartowaliśmy w naszym pierwszym SARP-owskim konkursie na plac Piłsudskiego w Gliwicach, w którym zdobyliśmy wyróżnienie.
Zespół nam się powiększył, poznaliśmy Bożenę Fedas i Bartłomieja Brzózkę i oni pokazali nam Dom Handlowy „Ikar”. Chwilę później zainstalowaliśmy tam, na piątym piętrze, pracownię. To była duża otwarta przestrzeń i wspaniała atmosfera do pracy. Te 100 metrów kwadratowych to było jeszcze wtedy dla nas zbyt dużo, ale czynsz był taki sam jak przy 12, bo nikt nie chciał tej przestrzeni wynająć. Wcześniej to była przestrzeń magazynowa, która nie miała okien, a jedynie duży, centralny świetlik w dachu. Spędziliśmy tam dziesięć lat. W tym czasie nasz zespół coraz bardziej się rozrastał, aż w końcu nawet te 100 metrów kwadratowych przestało być wystarczające.
Raz, spacerując po Bytomiu, zwróciłem uwagę na pusty budynek z czerwonej cegły przy ulicy Józefczaka. Był piękny, choć zaniedbany i wydawał się nieużytkowany. Próbowałem zainteresować nim lokalnych bytomskich biznesmenów. Nikt jednak nie widział w tym obiekcie potencjału, a budynek dalej stał i niszczał. Namówiłem Łukasza, abyśmy sami się tu wprowadzili. Tak też zrobiliśmy i jesteśmy tu już od dwudziestu lat.
dom w Bieszczadach, 2019–2020
fot.: Przemo Łukasik
Wojciech Fudala: Widać, że jesteś z Bytomiem bardzo związany. Masz tu jakieś ulubione miejsca?
Przemo Łukasik: Bytom sam w sobie jest pięknym miastem i mógłbym w nim wskazać kilka wspaniałych miejsc. Z pewnością muszę wspomnieć o dzielnicach Bobrek, Szombierki i znajdujących się tam znakomitych obiektach, takich jak Elektrociepłownia Szombierki czy Szyb Krystyna, o który troszczą się lokalni społecznicy, a nasza pracownia stara się znaleźć dla niego nową funkcję, adekwatną do możliwości i skali naszego miasta. Wykonaliśmy tam już trzy projekty, a rok temu zainstalowaliśmy na jej szczycie instalację dźwiękowo-świetlną, która miała prowokować i zwrócić uwagę, nie tylko mieszkańców Bytomia, na ten cenny obiekt poprzemysłowy. Dziś już wiemy, że udało się pozyskać dofinansowanie i jest szansa, że postępująca degradacja Szybu Krystyna może się zatrzymać. Mam nadzieję, że nie tylko utrzymamy go jako symbol, lecz także sam w sobie stanie się kołem zamachowym do rozwoju terenów wokół i całej dzielnicy.
Jeśli mówimy o ulubionych miejscach w Bytomiu, to z przyczyn sentymentalnych muszę jeszcze wspomnieć o mojej lampiarni przy szybie Bolko — moim domu i jego okolicach.
Wojciech Fudala: Projektując ten dom na przełomie XX i XXI wieku, wykazałeś się dużą dalekowzrocznością. Wskazałeś kierunek zmian dla postindustrialnych budynków, który kilka lat później stał się trendem. W tym okresie mało kto myślał jeszcze o ponownym wykorzystaniu industrialnych przestrzeni i nadaniu im nowego życia, a ty przerobiłeś opuszczony pokopalniany budynek lampiarni na dom mieszkalny — Bolko Loft.
Przemo Łukasik: Ten dom nie powstał jako manifest, nie miał imponować czy wyznaczać trendów. Nic wtedy nie wiedziałem o tym, że ponowne wykorzystanie poprzemysłowych, istniejących obiektów może być sposobem na przeciwdziałanie zmianom klimatu. Nikt wtedy nie pisał o architekturze cyrkularnej. Kierowała mną jedynie chęć stworzenia przestrzeni dla mojej budującej się dopiero rodziny. Szukałem miejsca, w którym będę mógł wychowywać dzieci, odpoczywać czy pracować za stosunkowo nieduże pieniądze.
Jazz Club Fantom (projekt aranżacji wnętrz), Bytom, 2012–2013
© Medusa Group
Sam pomysł na Bolko Loft zrodził się przypadkowo, kiedy szukałem materiałów na makietę na małym wysypisku za Szybem Bolko. Wtedy nie było jeszcze sklepów modelarskich takich jak dziś, więc makiety robiło się właśnie z rzeczy znalezionych na złomowiskach lub po prostu w śmieciach. Zbierając resztki drutu, podniosłem głowę i zobaczyłem budynek, którego wcześniej nie zauważyłem. Stał w tyle, schowany za dawną łaźnią. Nie był eksponowany od strony ulicy. Zafascynował mnie swoją formą — był oderwany od ziemi i stał na żelbetowych słupach. Serce zabiło mocniej, a jego obraz przechowałem w pamięci. Kilka miesięcy później szukaliśmy z żoną miejsca na dom. Pomyślałem wówczas o tym budynku. Udało mi się dotrzeć do właściciela, a ten zgodził się sprzedać teren wraz z lampiarnią. Wychowaliśmy w niej dwóch synów, którzy dzisiaj również studiują architekturę, i myślę, że te okoliczności ich dzieciństwa i dorastania, otworzyły ich wyobraźnie troszeczkę poza horyzont typowych możliwości.
Wojciech Fudala: Dostrzegasz jakieś różnice pomiędzy projektowaniem dla zewnętrznych inwestorów a projektowaniem dla siebie?
Przemo Łukasik: Bolko Loft jest projektem, za który niemal w 100 procentach mogę wziąć odpowiedzialność. To nie ja go stworzyłem, ale ja go znalazłem, zaprojektowałem jego rehabilitację, przeszedłem wszystkie procedury administracyjne, pozyskałem finansowanie i część prac starałem się wykonać własnym sumptem. W tym procesie byłem inwestorem, projekt managerem, inspektorem i architektem zarazem. To rzadka sytuacja, ale wiele uczy. W dzisiejszych dyskusjach łatwo stawia się architektom zarzut nieodpowiedzialności, ale tak naprawdę jesteśmy tylko częścią dużego przemysłu budowlanego. Musimy brać odpowiedzialność za nasze decyzje, ale one są tylko ułamkiem tego wszystkiego, co oddziałuje na społeczeństwo i wpływa na klimat naszej planety.
regały Kista, Bytom, 2011
fot.: Wojciech Eksner
Wojciech Fudala: Masz na myśli takie dyskusje, jak na Łódź Design Festival w 2022 roku? Zostałeś wtedy zaatakowany za swój projekt domu w Bieszczadach. Wszyscy uczestnicy dyskusji, z Filipem Springerem na czele, zgodnie mówili, że zrobiłeś coś złego i nieekologicznego.
Przemo Łukasik: Szanuję Filipa Springera, który zaprosił mnie do tej dyskusji. Wiele osób później mówiło mi jednak, że była to pewnego rodzaju ustawka. Uważam, że jeśli jesteś zaproszony do dyskusji, to po to, aby uczciwie dzielić się swoim myśleniem o architekturze, którą tworzę wraz ze swoim zespołem dla różnych klientów i w różnych kontekstach. Jeśli ktoś chce prowadzić dyskusję, to znaczy, że chce cię w pierwszej kolejności wysłuchać i zrozumieć. Ja słuchałem o „odłączaniu” architektury od prądu i o niemoralnym projektowaniu domów dla zamożnych tego świata w przestrzeni „poza miastem”. Wiem, jak trudno łączyć teorię z praktyką, choć w jednym i drugim przypadku potrzebna jest wiara i mocne zaangażowanie. W tym towarzystwie byłem jedynym praktykiem i może dlatego tak mocno zarysowała się przepaść między nami. Codzienna praca praktyka mierzy się nie tylko z teorią, oblepia ją także ciężka masa dodatkowych okoliczności i paradoksów.
Wojciech Fudala: W swoim felietonie dla Architektura & Biznes, Jakub Szczęsny skrytykował architektów, którzy projektują dla bardzo bogatych klientów [„Jaki Piękny Widok”, A&B 09/21]. Jego zdaniem powstają wtedy rzeczy robione na pokaz.
Przemo Łukasik: Nie uważam siebie za kaznodzieję, dlatego nie chciałbym komuś mówić, co jest dobre, a co złe. Swoją moralność przeżywam każdego dnia jako ojciec, mąż, syn, brat czy współpracownik architektek i architektów w Medusa Group. Staram się robić rzeczy tak, jak mnie ukształtowała rodzina, kultura, wykształcenie. Czy moralne byłoby odmówić wykonania projektu dla pana, który ma dzisiaj trochę więcej pieniędzy od drugiego pana? A może powinno się odmówić inwestorowi, któremu Jakub Szczęsny zaprojektował Dom Kereta w szczelinie między budynkami? Nie wiem, czy ten ciekawy i charakterystyczny dom był rzeczywistą potrzebą mieszkaniową i czy przypadkiem, choć ukryty w cieniu dwóch bloków, nie jest, „architekturą na pokaz”. Nie mam pojęcia, czym jest taka architektura i nie moją rolą jest oceniać innych. Skupić się muszę na swoich projektach, na potrzebach moich klientów, nad dobrym rozpoznaniem kontekstu, ale nigdy nie zaczynam projektowania od oceniania moich inwestorów, czy nie są za bogaci na posiadanie domu, garażu, biurowca czy wiaty.
regały Kista, Bytom, 2011
fot.: Wojciech Eksner
Wojciech Fudala: Wróćmy jeszcze na chwilę do Bytomia. We wspomnianym Bolko Lofcie nie do końca świadomie wyznaczyłeś kierunek, w którym powinno się iść, ratując poprzemysłowe dziedzictwo. Podobnie było z Klubem Jazzowym Fantom, który remontowaliście w latach 2012–2013.
Przemo Łukasik: W Bolko Lofcie nie chciałem wyznaczać trendów, ale czułem, że to dobry, lecz nie dla wszystkich, sposób na zamieszkanie w substancji z industrialną przeszłością. Klub Fantom w Bytomiu łączy z lampiarnią nie tylko lokalizacja, lecz także umiejętne szukanie związku z przeszłością i rozważne gospodarowanie niedużym budżetem.
Wszystkie meble w Fantomie, wraz z ladą barową i „plecami” baru kupiliśmy z drugiego obiegu, na Allegro lub z wyprzedaży w komisach meblowych. Nie było wówczas fundacji Brda, która magazynuje materiały z selektywnych rozbiórek, aby użyć ich w nowych realizacjach. Samo wnętrze pozostawiliśmy, z widocznymi bliznami wcześniejszego remontu, z tatuażami na ścianach z wałka malarskiego, aby zatrzymać ducha wcześniejszego, cieszącego się dużym powodzeniem miejsca. Dziś takie podejście do projektowania nazywa się architekturą cyrkularną, a wtedy chodziło o mocny pomysł na wnętrze klubu z przeszłością i skromnym budżetem. Było to ponad dekadę temu i dzisiaj dalej to myślenie staramy się aplikować w sytuacjach, które temu sprzyjają.
Wojciech Fudala: W ostatnich latach Medusa Group zaczęła być kojarzona z architekturą komercyjną. Wśród waszych realizacji można znaleźć sporo biurowców, które wyróżniają się na tle innych tego typu obiektów. Jak podchodzicie do projektowania funkcji biurowej, żeby docelowo powstała wartościowa architektura?
Przemo Łukasik: Medusa Group nigdy nie bała się słowa „komercyjna”. To przecież nic złego, że za nasze usługi pobieramy wynagrodzenie, a architektura biurowców, dworców czy galerii handlowych, stale gości więcej użytkowników niż wspaniałe muzea czy sale koncertowe. Jej również należy się dobry pomysł i przemyślana przestrzeń, więc nie może być traktowana jak drugi sort. W architekturze, bez względu na skalę, szukamy prostych form i uniwersalności w rzutach. Mamy przekonanie, że to pozwoli w przyszłości takim powierzchniom sprawdzić się w nowych scenariuszach. Lubimy też stosować materiały nieoczywiste, eksperymentując z nimi najpierw na sobie.
Na przykład w Bolko Lofcie zastosowaliśmy korytka kablowe (modułowe, ażurowe, ocynkowane prefabrykaty do rozprowadzania instalacji elektrycznych), by otoczyć działkę ogrodzeniem. Rozwiązanie sprawdziło się jako alternatywa dla prefabrykowanych ogrodzeń betonowych, więc postanowiliśmy powtórzyć je, w większych projektach. Biurowiec Kanlux w Radzionkowie czy biurowiec Nowa Fabryczna w Łodzi zyskały drugą skórę chroniącą szklane elewacje przed nadmierną energią słoneczną i pozwoliły chronić ptaki przed zderzeniem z architekturą. Pomimo że użyliśmy tego samego elementu w każdym z tych projektów, to każdy z nich otrzymał indywidualną i charakterystyczną „twarz” elewacji. Stosowanie rozwiązań niestandardowych zawsze nas pociągało. Szukamy ich, biorąc pod uwagę okoliczności i skalę, ale zawsze musi być na to gotowy również sam inwestor.
Tuna (restauracja rybna na Powiślu), Warszawa, 2021–2022
fot.: Przemo Łukasik
W projekcie restauracji Tuna w Warszawie, szukając metafory rybiej łuski, zastosowaliśmy gotowe, stalowe pokrywki do konserw jako wykończenie ściany. W projekcie Kista, za pomocą odzyskanych pojemników na mięso i mleko i z użyciem prostego krzyżyka, zaprojektowaliśmy regał, który można układać w różne formy. Ten sam sposób myślenia towarzyszył nam również w większej skali, kiedy projektowaliśmy biurowiec Wave w Gdańsku. Jego modularna fasada powstała z użyciem blachy trapezowej, stosowanej na co dzień do deskowań traconych. Stosując te nieoczywiste, lecz proste rozwiązania, staramy się wyróżnić nasze budynki na tle innych, szukając dla naszych klientów charakterystycznej i możliwie oszczędnej architektury nie tylko na elewacjach, ale i w rzutach.
Wojciech Fudala: Spotkaliśmy się w związku z Honorową Nagrodą SARP, dlatego chciałbym porozmawiać o Stowarzyszeniu. Kiedy i dlaczego zapisałeś się do SARP?
Przemo Łukasik: Wraz z Łukaszem, zapisaliśmy się do SARP w 1998 roku. Wprowadzili nas do stowarzyszenia Piotr Fischer i Bartłomiej Brzózka, którzy byli architektami czynnie działającymi zarówno na rynku, jak i w SARP. Od tego czasu często odwiedzaliśmy katowicki oddział, głównie podczas dyskusji pokonkursowych. To były bardzo dynamiczne rozmowy, pełne zaangażowania i ciekawej argumentacji. To były lekcje, z których czerpaliśmy przy pracach nad kolejnymi konkursami. Dużo inspiracji dawało nam obserwowanie Tomasza Taczewskiego, Piotra Średniawy, Piotra Fischera, Bartłomieja Brzózki, Henryka Zubla i Andrzeja Dudy, jak również najbardziej wyrazistego Aleksandra Franty. Uczyliśmy się od nich, jak opowiadać o projekcie i w zdecydowany, choć kulturalny sposób wymieniać się argumentami.
Potem, w 2003 roku w Stowarzyszeniu nastąpiła zmiana pokolenia. Powstała Śląska Okręgowa Izba Architektów, do której przenieśli się najbardziej doświadczeni członkowie SARP Katowice, a w ich miejsce weszli młodzi, odważni architekci, tacy jak Tomasz Studniarek, Małgorzata Pilinkiewicz, Wojciech Małecki, Tomasz Konior czy Oskar Grąbczewski. Czuć było nową energię. Co więcej, nikt sobie nie przeszkadzał, bo ci starsi skoncentrowali się na Izbie, a młodzi mogli swobodnie wychodzić z nowymi inicjatywami, takimi jak cykl Mistrzowie Architektury czy Archibar, który stał się kultowym miejscem spotkań lokalnych architektów.
biurowiec Wave (kompleks dwóch budynków), Gdańsk, 2017–2020 (budynek B w trakcie realizacji)
fot.: Juliusz Sokołowski
Wojciech Fudala: Dlaczego zatem ani ty, ani Łukasz nigdy bardziej nie zaangażowaliście się w SARP Katowice?
Przemo Łukasik: Nie mamy w sobie tak wyraźnych cech stowarzyszeniowych. Nie myśleliśmy nigdy, by zabiegać o udział w strukturach, nikt też nigdy nas do nich specjalnie nie zapraszał. Po zmianie pokoleniowej z początku XXI wieku SARP Katowice był pierwszym tak młodym oddziałem w Polsce. Reprezentował odważne, nowe myślenie, były ambicje podjęcia nowych działań — takich, które były zaniechane przez poprzednie pokolenie architektów, a w nowych okolicznościach stały się nowymi potrzebami. Byliśmy z Łukaszem bardzo dumni, że możemy być częścią tych zmian, działając jednocześnie w grupie przyjaciół, startując w konkursach.
W pewnym momencie koleżeńskie relacje zaczęły się psuć. Wypłynęło dużo żółci, która szybko zalała ten piękny i młody katowicki SARP. Nie rozumieliśmy wszystkich kontekstów i nie chcieliśmy stawać po żadnej ze stron. Postanowiliśmy ograniczyć nasze zaangażowanie w Stowarzyszeniu tylko do uczestnictwa w konkursach. Do dzisiaj trudno mi zrozumieć, co tak naprawdę się wówczas wydarzyło, bo tak wiele przyjaciół zamieniło się we wrogów. Bardzo mi żal, że ta wspaniała energia nie przetrwała próby. Nadal jestem członkiem SARP Katowice, choć na co dzień więcej kontaktu mam dziś z Zarządem Głównym w Warszawie.
TechPark Kanlux (projekt adaptacji byłej stołówki wojskowej na obiekt biurowy), Radzionków, 2015–2016
fot.: Tomasz Zakrzewski
Wojciech Fudala: Jak SARP Katowice zareagował na zdobycie przez was Honorowej Nagrody SARP?
Przemo Łukasik: Dostaliśmy maila z gratulacjami.
Wojciech Fudala: I to wszystko? Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat Honorowa Nagroda SARP trafia na Śląsk — wszyscy powinniśmy być z tego dumni. Zadałem to pytanie, bo osobiście bardzo mi brakowało publicznych gratulacji ze strony naszego katowickiego SARP.
Przemo Łukasik: Uwierz mi, że cały zespół Medusa Group jest dumny z tej narody. Nie jesteśmy małostkowi i potrafimy cieszyć się w swoim gronie. Nie mamy z tego powodu do nikogo pretensji. Marcin Brataniec z krakowskiego oddziału SARP zadzwonił kilka dni po informacji, że wyróżniono nas tą honorową nagrodą i zaprosił nas na kolejny już wykład z cyklu Spotkanie z Mistrzem. Jak widać, czasem bliżej Ślązakowi do Małopolski [śmiech]. Ta nagroda nie czyni nas lepszymi architektami. Raczej prowokuje do przemyśleń, wspomnień, do podziękowań. To również wielki kredyt zaufania. Dalej będziemy się starać go spłacać wraz z odsetkami.
Nowa Fabryczna (budynek biurowy w Łódź Nowe Centrum), Łódź, 2015–2017
fot.: Przemo Łukasik
Wojciech Fudala: Jednym z poprzednich laureatów nagrody jest Zbigniew Maćków, który twierdzi, że w słowo „architekt” wpisana jest działalność społeczna [por. A&B 05/24]. Ty w 2011 roku zaangażowałeś się w pomoc mieszkańcom dzielnicy Bytom Karb, którzy z dnia na dzień stracili dach nad głową. Ich dzielnica niemal w całości zapadła się pod ziemię z powodu grabieżczego wydobycia węgla. Pamiętam, jak próbowałeś zainteresować tym tematem innych architektów. Co udało się wtedy zrobić?
Przemo Łukasik: Wszystko wyszło z inicjatywy ówczesnej Rzeczniczki Praw Obywatelskich, pani Ireny Lipowicz, która zwróciła się do mnie jako mieszkańca i architekta z Bytomia. Zapytała, czy możemy coś zrobić z problemem wysiedlonych mieszkańców Bytomia Karb. Odbyło się wtedy wiele spotkań, a w jednym z nich wziął też udział Robert Konieczny i Oskar Grąbczewski.
Miałem wtedy pomysł na zrobienie instalacji artystycznej, którą nazwałem „Sąsiedzi”. Mieszkańcy dzielnicy Karb musieli w jednej chwili zostawić wszystko, co mieli, i uciekać. Kiedy później wracali w to miejsce, ich domy były już ogrodzone i można było się im przyglądać jedynie z daleka. Zaproponowałem zrobienie zdjęć portretowych mieszkańcom, którzy by się na to zgodzili, by następnie wywiesić te twarze w oknach, tak aby wzajemnie na siebie patrzyły. To miała być instalacja fotograficzna z prostym przesłaniem, że wyburzeniu ulegnie nie tylko materia — budynki, ale runą wraz z nimi relacje ludzkie, przyjaźnie i tak istotne więzi sąsiedzkie. Miałem wówczas wrażenie, że niektórzy nie widzą w tej destrukcji czynnika ludzkiego. Niestety wszystko rozmyło się w procedurach urzędowo-administracyjnych, aż w końcu budynki zostały rozebrane, a instalacja nie powstała.
H2O (przebudowa wieży ciśnień), Bytom, 2013 — adaptacyjny projekt koncepcyjny
© Medusa Group
Wojciech Fudala: Nie sądzisz, że mógłbyś wtedy osiągnąć więcej, gdybyś był zaangażowany w struktury SARP, zamiast działać jako pojedynczy architekt?
Przemo Łukasik: Pani Rzecznik zwróciła się do grupy osób, w której byłem i ja. Ranga Urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich dawała gwarancję i siłę oddziaływania. Sam nigdy nie chciałem chować się za żadnymi organizacjami. Jest naprawdę wiele rzeczy, które możemy zrobić również indywidualnie, będąc po prostu reprezentantami środowiska. Jesteśmy projektantami i od nas zależy, jak wiele możemy dać tej części społeczeństwa, która nie zamawia u nas projektów.
Tak uczyniliśmy w innych sytuacjach, na przykład, kiedy czuliśmy, że nasz kapitał i doświadczenie może wpłynąć na decyzje o niewyburzaniu wieży ciśnień w Bytomiu przy ulicy Oświęcimskiej. Wykonaliśmy koncepcję, zebraliśmy wszystkie informacje i zaproponowaliśmy hipotetyczne rozwiązanie i funkcję. Szukaliśmy inwestora, by uratować ten modernistyczny obiekt. Nie znaleźliśmy go jeszcze, choć minęło już dziesięć lat, ale wieża jest stale widoczna w skylinie Bytomia. Podobnie było z Elektrociepłownią Szombierki i Szybem Krystyna, dla której przygotowaliśmy oprócz projektu również instalację świetlno-dźwiękową.
Architekt zawsze pracował dla ludzi, na ich zlecenie. Rzadziej robił to bez zaproszenia, z własnej inicjatywy i na własny koszt. Jak pokazuje historia, najczęściej pracował co do zasady dla zamożnych: królów, papieży, biskupów, książąt, rzemieślników czy przemysłowców. Dzisiaj ich miejsce zajęli deweloperzy, choć tak naprawdę, nawet jeśli przychodzi nam projektować łazienkę czy mały domek, to ciągle pracujemy na czyjeś zlecenie, za czyjeś pieniądze i realizując potrzeby konkretnego inwestora.
Jest jednak grupa architektów, która ma potrzebę, aby ofiarować swój czas oraz część swojego doświadczenia szerszej publiczności, nawet jeśli ta publiczność o to nie poprosi. Często można się przez to narazić na różnego rodzaju epitety. Słyszymy wtedy od kolegów architektów, że robimy projekt za darmo, a to przecież jest psucie rynku. Moje zdanie jest takie, że czasem trzeba zrobić projekt za darmo, ofiarować swoje doświadczenie, swój czas, a czasem i wizerunek, kiedy sytuacja tego naprawdę wymaga.
„Latarnia Bytom” (instalacja świetlno-dźwiękowa na Elektrociepłowni Szombierki), Bytom, 2019 — adaptacyjny projekt koncepcyjny
fot.: Przemo Łukasik © Medusa Group
Wojciech Fudala: Wspomniałem już o tym, że po raz ostatni Honorowa Nagroda SARP trafiła na Śląsk w 1999 roku, a jej laureatem był Ryszard Jurkowski. Później, w 2008 roku nagrodę dostał jeszcze urodzony na Śląsku Marian Fikus, ale on związał swoją projektową działalność z Poznaniem. Myślisz, że na kolejną śląską Honorową Nagrodę SARP będziemy czekać kolejne dwadzieścia pięć lat?
Przemo Łukasik: Wspomnianych przez ciebie architektów bardzo szanuję i od obydwu otrzymałem gratulacje. A kolejna Honorowa Nagroda SARP dla Śląska jest moim zdaniem kwestią czasu. Na myśl przychodzi mi całe mnóstwo nazwisk potencjalnych laureatów, choć nie chciałbym ich wymieniać, bo jeszcze kogoś pominę i zrobię mu przykrość lub będzie to dla nich niedźwiedzią przysługą.
Bardzo istotna jest w tym wszystkim rola katowickiego oddziału SARP, aby wysłał do kapituły odpowiednie sygnały i nominował dorobek koleżanek i kolegów z naszego regionu. Od śląskiego środowiska zależy bardzo dużo. To, czy jesteśmy dumni z pracy i twórczości naszych członkiń i członków, czy potrafimy odłożyć na bok wszystko to, co czasem nas dzieli. SARP to w końcu stowarzyszenie koleżeńskie i powinniśmy to bardziej akcentować, nie tylko mówiąc do siebie po imieniu.
„Latarnia Bytom” (instalacja świetlno-dźwiękowa na Elektrociepłowni Szombierki), Bytom, 2019 — adaptacyjne projekty koncepcyjne
fot.: Przemo Łukasik © Medusa Group
Wojciech Fudala: Dostaliście Honorową Nagrodę SARP w dość młodym wieku w porównaniu z dotychczasowymi laureatami. Sporo projektów jeszcze przed wami. Czym zatem jest dla was ta nagroda?
Przemo Łukasik: Wybacz, nie jesteśmy już aż tak młodzi. To oczywiście bardzo miła chwila, ale wszystkie nagrody traktujemy jako coś, co po prostu nam się przydarza. Nagroda jest w dużej mierze produktem ubocznym pracy nad rozwiązywaniem problemów, jakie powierzają nam nasi klienci. I Nagroda w konkursie prowadzi do realizacji. II Nagroda jest impulsem do tego, aby się zmobilizować i w kolejnym projekcie znaleźć coś, co go wyróżni. Honorowa Nagroda SARP jest natomiast dużym wyróżnieniem, bo znaleźliśmy się wśród architektek i architektów, których sami bardzo cenimy. Warto też podkreślić, że to nagroda przyznana przez środowisko, a jak wybrzmiało z naszej rozmowy, jest to środowisko mocno skomplikowane, często bardzo krytyczne wobec siebie nawzajem.
W pracy architekta są różne momenty. Czasem docierają do nas słowa krytyki. Wtedy staramy się je przemyśleć i przeanalizować. A kiedy przydarzy się nagroda, cieszymy się, że są ludzie, którzy uważają, że to, co robimy, zasługuje na jakąś uwagę. Nie dzielimy jednak nagród na te najważniejsze i mniej ważne. Każda z nich jest wyrazem szacunku dla pracy, którą robi cały zespół Medusa Group i motywacją do dalszych działań.
Honorowa Nagroda SARP skierowana jest do konkretnych osób. Dla mnie i Łukasza to jednak nagroda, której honorami chcemy się podzielić z całym zespołem Medusa, bo bez naszych koleżanek i kolegów, bez ich codziennego wysiłku, nasza Medusa nie byłaby grupą.
Wojciech Fudala: Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał: Wojciech Fudala
więcej: A&B 1/2025 – DREWNO W ARCHITEKTURZE,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B