Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize
NOWOŚĆ! Prawo w architekturze – przystępnie na portalu A&B

„Wszystko, co najlepsze, jest jeszcze przed nami”. Rozmowa z Bolesławem Stelmachem

10 września '24

Jednym z największych wyróżnień w polskiej architekturze jest przyznawana od 1966 roku Honorowa Nagroda Stowarzyszenia Architektów. W nowym cyklu na łamach A&B o zawodowej ścieżce, działalności SARP-u i bieżących wydarzeniach ze świata architektury Wojciech Fudala rozmawia z laureatami i laureatkami tej nagrody. Tym razem jego rozmówcą jest profesor Bolesław Stelmach, laureat Honorowej Nagrody SARP 2010.

Rozmowa pochodzi z numeru A&B 6|24

Prof. Bolesław Stelmach

Bolesław Stelmach: Profesor. Ukończył Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej w 1980 roku, a w 1988 roku podyplomowe studia planowania przestrzennego na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. W 2009 roku uzyskał tytuł doktora inżyniera architekta, w 2016 stopień doktora habilitowanego na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, a w 2022 tytuł profesora w dziedzinie nauk inżynieryjno‑technicznych w dyscyplinie architektura i urbanistyka. Od 2019 roku jest profesorem Politechniki Łódzkiej. Generalny projektant w Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne istniejącym od 1992 roku. Pracownia specjalizuje się w projektach urbanistycznych i architektonicznych miast, ogrodów i domów. Obszar działalności biura obejmuje całą Polskę, a główna siedziba mieści się w Lublinie. W 2010 roku Stowarzyszenie Architektów Polskich przyznało mu najwyższe wyróżnienie — Nagrodę Honorową SARP. W 2012 roku, za szczególne zasługi dla kultury polskiej, otrzymał Brązowy Medal Gloria Artis Ministra Kultury RP, a w 2015 za wybitne zasługi w dziedzinie architektury otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. W 2017 roku został laureatem Dorocznej Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie architektury. Od listopada 2017 roku pełni funkcję Dyrektora Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki w Warszawie.

Wojciech Fudala: Wszystkie dotychczasowe rozmowy z laureatami Honorowej Nagrody SARP rozpoczynaliśmy od przedstawienia początków działalności ich biura projektowego. Jak to wyglądało w przypadku Stelmach i Partnerzy?

Bolesław Stelmach: Naszą pracownię tworzy pięciu równorzędnych partnerów: Marek Zarzeczny, Rafał Szmigielski, Sławomir Kłos, Zbigniew Wypych i ja. W tym zespole ­autorskim działamy od roku 1992 do dziś.
Początki naszej pracowni przypadły na okres, kiedy Polska jako kapitalistyczny kraj weszła w orbitę europejskiego biznesu, a w architekturze pojawiły się nowe potrzeby. Zaczynaliśmy od projektowania banków oraz stacji benzynowych dla zagranicznych koncernów — tak zarabialiśmy na utrzymanie firmy, ­jednocześnie braliśmy udział w konkursach.

rozbudowa Sejmu RP, Warszawa, Al. Na Skarpie, projekt: 2006, realizacja: 2008-2010

rozbudowa Sejmu RP, Warszawa, Al. Na Skarpie, projekt: 2006, realizacja: 2008–2010

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Początkowo zajmowaliśmy trzecie miejsca albo dostawaliśmy wyróżnienia, aż wreszcie w 1995 roku udało nam się wygrać konkurs na Dom Dostępny w Warszawie. Późnej Bóg dał nam jeszcze kilka kolejnych zwycięstw w dużych konkursach, takich jak rozbudowa Sejmu, kwartał Foksal, Centrum Chopinowskie, rozbudowa Muzeum Fryderyka Chopina i rewaloryzacja parku w Żelazowej Woli. Również dzisiaj bardzo się angażujemy w konkursy, interesuje nas bowiem tworzenie architektury jako obszar sztuki. Nie określałbym jednak naszej pracowni jako „biuro architektoniczne”, lecz bardziej jako warsztat.


Wojciech Fudala: Czym taki „warsztat” różni się od „biura” architektonicznego?

Bolesław Stelmach: Wybraliśmy sobie ścieżkę własnoręcznego rysowania, jak kucia w kamieniołomie. Każdy z nas rysuje, prowadzi temat, nadzoruje i buduje. Oczywiście skład zespołu się zmienia w zależności od wielkości tematu i potrzeb. Czasami są to trzy osoby, a kiedy indziej trzydzieści osób, najczęściej znakomitych młodych architektów, którzy są jednak mniej doświadczeni i pracują pod nadzorem moich stałych partnerów.
Rozmawiałem niedawno z moim przyjacielem, znanym warszawskim architektem. Mówię do niego: „Niedawno byłem na Pradze, gdzie widziałem ciekawy dom. To wasz projekt?”. On na to: „A skąd mogę wiedzieć? Zatrudniam dwustu pracowników i nie znam wszystkich projektów, które wychodzą z naszego biura”. Otóż my wiemy, co projektujemy, i taka jest nasza filozofia w tym bardzo pięknym, choć bardzo trudnym zawodzie.


Wojciech Fudala: Dziś możecie się pochwalić ogromnym dorobkiem. Większość waszych realizacji określiłbym jednak jako architekturę tła. Czy to zamierzone działanie?

Bolesław Stelmach: Nigdy nie fantazjujemy na temat przestrzeni. Nie przychodzimy z pomysłem, że tutaj będzie coś spiralne, a gdzie indziej będzie zygzak. Za każdym razem patrzymy na miejsce i pytamy to miejsce, jaki ma być w tym miejscu dom. Próbujemy wyobrazić sobie, co by w tym miejscu mogło wyrosnąć, tak jak drzewo wyrastające z ­lokalnych ­materiałów i ­lokalnych przesłanek.
Kolejnym etapem są oczywiście trwające w nieskończoność wewnętrzne poszukiwania i rozmowy. Często do ostatniej chwili trwają w naszej pracowni dywagacje. Czy w tym miejscu ma być otwarcie, czy zamknięcie? Proporcje 6:10 czy jakieś inne? Taki rytm czy inny?

rozbudowa Sejmu RP, Warszawa, Al. Na Skarpie, projekt: 2006, realizacja: 2008-2010 

rozbudowa Sejmu RP, Warszawa, Al. Na Skarpie, projekt: 2006, realizacja: 2008–2010

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Myślę, że trafnie pan zdefiniował, że staramy się robić architekturę tła. Muszę jednak przyznać, że jest to różnie odbierane. Na przykład jeden z najbardziej znanych polskich architektów powiedział mi: „Ty to robisz takie agresywne domy, które są opresyjne”. Trochę mnie to zaskoczyło, ale rozumiem, że ktoś może mieć taki punkt widzenia. My świadomie staramy się tego unikać. Mamy jakieś wyobrażenie piękna, ale nie w wymiarze czysto estetycznym, lecz rozumianym jako piękno struktury, piękno materiałów i piękno proporcji. Lubimy, kiedy jedno z drugiego w logiczny sposób wynika i kiedy budynek wydaje się integralną częścią miejsca, w którym powstał. Staramy się, aby dom miał tylko tyle, ile mieć musi, i nic ­więcej. Ale i nie mniej. Dla nas mądry dom jest piękny.


Wojciech Fudala: Kiedy rozmawialiśmy o sukcesach konkursowych, wszystkie dotyczyły tych organizowanych w Warszawie lub w okolicach. Dlaczego pracownia z Lublina skupiła działania na stolicy?

Bolesław Stelmach: Nie skupiamy się wyłącznie na Warszawie, wygraliśmy też chociażby konkursy na Park Naukowo-Technologiczny czy Centrum Spotkania Kultur w Lublinie albo Muzeum Narodowe w Krakowie. W Warszawie tych konkursów jest jednak najwięcej, więc proporcjonalnie to tam częściej wygrywamy. Oczywiście na jeden wygrany konkurs ­przypada parę przegranych.
Muszę też przyznać, że warszawski oddział SARP od zawsze działał niezwykle prężnie w obszarze konkursów. Nierzadko są to międzynarodowe konkursy, w których startują pracownie pokroju David Chipperfield Architects czy Zaha Hadid Architects. Duża w tym zasługa młodych polskich architektów, którzy po ukończeniu studiów trafiają do wielkich zagranicznych biur, zachęcając je do udziału w konkursach w naszym kraju. Znam takie przypadki od Japonii po Finlandię.


Wojciech Fudala: A co tacy zagraniczni architekci sobie myślą, kiedy wstrzymywana jest realizacja obiektów z rozstrzygniętych już konkursów? Mam tu na myśli przebudowę hotelu Cracovia do funkcji Muzeum Designu i Architektury w Krakowie (proj.: Biuro Projektów Lewicki Łatak), a także wasz zwycięski projekt Teatru Polskiej Opery Królewskiej w Warszawie.

Bolesław Stelmach: Są to oczywiście decyzje polityczne. Politycy czy ministrowie mają prawo podejmować decyzje, które są zgodne z prowadzoną przez nich polityką kulturalną. Wybory zadecydowały, że to ta, a nie inna polityka kulturalna będzie realizowana i ja nie mam tu nic do komentowania.
Każdy, kto projektuje budynki użyteczności publicznej, musi się z taką sytuacją liczyć. Podobnie jak musi się liczyć z tym, że z dnia na dzień zabraknie środków na realizację jakiegoś obiektu. Wciąż jesteśmy krajem bardzo niestabilnym z punktu widzenia zamówień publicznych i przeznaczonego na nie budżetu.

Centrum Chopinowskie, Warszawa, ul. Tamka, projekt: 2005, realizacja: 2007-2010

Centrum Chopinowskie, Warszawa, ul. Tamka, projekt: 2005, realizacja: 2007–2010

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.

Przez ostatnie trzydzieści lat wszyscy, którzy wykonywali zamówienia publiczne, byli na z góry straconej pozycji. Zamawiający, reprezentujący instytucję wydającą środki budżetowe w ramach tak zwanej dyscypliny budżetowej, może w każdej chwili architekta czy wykonawcę puścić z torbami. Sądy przyznają wtedy rację właśnie tym instytucjom. Niestety drogi orzecznictwa w dziedzinie zamówień publicznych są takie, że najważniejsze to nie zaszkodzić instytucji, bo w ten sposób nie zaszkodzi się sobie — prawnikom, dyrektorom. A że w konsekwencji jakaś inwestycja nie zostanie zrealizowana, to już w ogóle nikogo nie ­interesuje, bo on za to nie odpowie.


Wojciech Fudala: Często podkreślamy, że konkurs jest przyrzeczeniem publicznym. W praktyce jednak, kiedy zmienia się władza, jedną decyzją można pogrzebać wiele lat pracy poprzedników. Sam startowałem w konkursie na przebudowę hotelu Cracovia, a mój projekt zdobył wyróżnienie. Uważam, że ten konkurs był rewelacyjną inicjatywą i wzorcowym przykładem nadania nowego życia zabytkowi modernizmu. Czy takie rzeczy nie powinny być ponad politycznymi podziałami?

Bolesław Stelmach: Tak, hotel Cracovia to bardzo dobry przykład. Jego realizacja jest w interesie Polski i w interesie pozycji polskiej kultury w Europie i na świecie. Po epoce PRL nie jesteśmy jeszcze nawet w pół drogi, jeżeli chodzi o nasycenie obiektami kultury w porównaniu do krajów Zachodu. Realizacje wielkich obiektów, takich jak Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu [proj.: Kuryłowicz & Associates — przyp. red.] czy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie [proj.: Thomas Phifer and Partners — przyp. red.] to nic innego jak zapełnianie tej bolesnej luki, która istnieje w strukturze społeczno-kulturalnej Polski.
Do nadrobienia wciąż są jednak potworne zaległości. Kiedy ktoś, kto dochodzi do władzy, mówi, że nas na to nie stać, przypominają mi się słowa przypisywane Winstonowi Churchillowi, który na propozycję szukania w obliczu wojny oszczędności w kulturze miał powiedzieć: „Jeżeli tniemy na kulturę, to o co będziemy się bili?”.


Wojciech Fudala: Przeskoczmy na moment do Teatru Polskiej Opery Królewskiej. Pamiętam, jak w 2014 roku do Katowic przyjechał architekt Friedrich Ludewig z pracowni ACME, żeby wygłosić wykład z cyklu Mistrzowie Architektury SARP. Pokazywał wtedy projekt siedziby banku SAB w Lipsku, tuż po wygranym konkursie. Po ogłoszeniu wyników na Teatr Opery Królewskiej, w środowisku pojawiły się głosy, że wasz zwycięski projekt jest kopią tego budynku autorstwa ACME. Czy mógłby się pan do tego odnieść?

Bolesław Stelmach: Projektując Teatr Polskiej Opery Królewskiej, inspirowaliśmy się formą organiczną grzybów i drzew, jeśli chodzi o architekturę, to myśleliśmy o budynku Johnson Wax w Wisconsin, autorstwa Franka Lloyda Wrighta. Przed wygłaszaniem opinii, że nasz projekt jest kopią tego z Lipska, należy zadać sobie pytanie, kto tak naprawdę był pierwszy i kto z jakiej inspiracji korzystał? Niestety większość komentujących osób po prostu nie zna tego nieistniejącego już budynku Wrighta.

Park Muzeum Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli, projekt: 2006-2007, realizacja: 2008-2010

Park Muzeum Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli, projekt: 2006–2007, realizacja: 2008–2010

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Wojciech Fudala: W konkursie jest jeden wygrany i dziesiątki przegranych, więc może to budzić frustrację i różne komentarze. Czy w dzisiejszych czasach zachęcałby pan młodych architektów, żeby brali udział w konkursach?

Bolesław Stelmach: Przede wszystkim zachęcam ich do tego, żeby stali się członkami SARP-u i aktywnie działali. Uważam, że to jedyna droga, aby to niezadowolenie pokoleniowe przekuć w wartość przestrzeni i ­wartość społeczną.
Co do konkursów, jest to moim zdaniem najlepsza droga do uzyskania zlecenia. My jako biuro architektoniczne podążamy tą drogą od samego początku. Wiem jednak, że młodsi koleżanki i koledzy uważają, że to nie ma sensu, bo i tak starsi architekci sami wzajemnie przyznają sobie nagrody w konkursach. Nie zgadzam się z tym. W ostatnich trzech dekadach w wielu konkursach architektonicznych wygrywali młodzi. Wystarczy przypomnieć HS99, WXCA, Mąka Sojka czy Zbyszka Maćkowa. Wszyscy oni zaczynali swoje kariery jako młode zespoły od wygrania konkursów SARP.


Wojciech Fudala: Kiedy i dlaczego pan dołączył do SARP?

Bolesław Stelmach: Dołączyłem w 1980 roku, a więc zaraz po studiach. Zachęcili mnie do tego moi nauczyciele, tacy jak Przemysław Szafer, Witold Cęckiewicz, Witold Korski, Wojciech Kosiński, Jurek Gurawski czy Grażyna Schneider-Skalska. Ci wszyscy architekci, których podziwiałem i dzięki którym jestem w ogóle coś wart w architekturze, byli członkami SARP. Chciałem podążać ich śladem, więc zapisanie się do Stowarzyszenia było dla mnie naturalną drogą.


Wojciech Fudala: Dzisiaj realia są trochę inne. W ubiegłym roku reprezentując SARP Katowice, uczestniczyłem w spotkaniu SARP U40 w Krakowie. Wiele oddziałów SARP nie było tam jednak reprezentowanych przez ani jednego przedstawiciela. Dlaczego dziś młodzi architekci nie są już tak chętni, aby działać w Stowarzyszeniu?

Bolesław Stelmach: Przede wszystkim dlatego, że są zajęci innymi sprawami. Często rozmawiam z młodymi architektami, ponieważ jako nauczyciel akademicki prowadzę dyplomy magisterskie. Podczas swobodnych rozmów pytają: „Po co nam właściwie ten SARP?”. Konkursy to dla nich strata czasu i pieniędzy. Mają inne priorytety. Dzisiaj mamy o wiele więcej możliwości niż w latach 80. czy 90.

Lubelski Park Naukowy, Lublin, ul. Dobrzyńskiego, projekt i realizacja: 2004-2013

Lubelski Park Naukowy, Lublin, ul. Dobrzyńskiego, projekt i realizacja: 2004–2013

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Wojciech Fudala: Co pan na to odpowiada? Po co nam właściwie ten SARP?

Bolesław Stelmach: Jeżeli ktoś krytykuje to, co robimy w SARP-ie, to powinien się do niego zapisać właśnie po to, żeby zmieniać go od środka. SARP potrzebuje młodych ludzi, potrzebuje ich serc, talentów i energii. Pozytywnym przykładem jest tu Oddział Warszawski — od kilku kadencji prowadzony przez młodych architektów, których doświadczenie w zawodzie nie przekracza dziesięciu lat. Dzięki ich zaangażowaniu, moim zdaniem, funkcjonuje najlepiej w Polsce, w tym w obszarze konkursów.


Wojciech Fudala: Chciałbym teraz porozmawiać o Narodowym Instytucie Architektury i Urbanistyki, którego jest pan dyrektorem. Jak doszło do jego powstania?

Bolesław Stelmach: Instytut Architektury istniał już przed II wojną światową i zaraz po wojnie. Dojście do władzy Władysława Gomułki sprawiło jednak, że architekci przestali być potrzebni i w 1948 roku Instytut został zamknięty. Stalinowska ekipa uważała architekturę za środek wpływający na myślenie społeczne i na odbiór władzy. Gdy czytamy wyciągi ze stenogramów Biura Politycznego KC PZPR, widzimy, że Bolesław Bierut był żywotnie zainteresowany architekturą i sam ręcznie nią sterował. Mówił na przykład, jak ma wyglądać rzeźba na placu Konstytucji lub ile ramion mają mieć znajdujące się tam latarnie-kandelabry. O takich rzeczach dyskutowali nie architekci, lecz Biuro Polityczne Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a więc ­urbanistyka i architektura były ważne.
Ale po 1956 roku nastał czas, kiedy obszar architektury przejęły państwowe organizacje budowlane, tak zwane Zjednoczenia. Komuniści u władzy ustalili, że trzeba budować tanie mieszkania, a więc pojawiły się projekty typowe (powtarzalne) i prefabrykacja. Potem, już za rządów Gierka, zakupiono trzydzieści fabryk domów ze Związku Radzieckiego. Architekci zostali włączeni do ciągu technologicznego produkcji mieszkań jako jedna z branż, równorzędnie z konstrukcją czy instalacjami sanitarnymi. Nie było wtedy mowy o wykonywaniu wolnego zawodu architekta.

Centrum Spotkania Kultur - Teatr w Budowie, Lublin, Pl. Teatralny, projekt i realizacja: 2009-2016

Centrum Spotkania Kultur — Teatr w Budowie, Lublin, Pl. Teatralny, projekt i realizacja: 2009–2016

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Architekci przez dziesiątki lat walczyli o zmianę swojego statusu, a jednym z postulatów było utworzenie Instytutu. Po transformacji ustrojowej, na kolejnych zjazdach SARP-u podnoszona była kwestia przywrócenia Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki. W 2013 roku jako delegat środowiska architektów i Przewodniczący Głównej Komisji Urbanistyki i Architektury poszedłem z tym projektem do wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej. Podsekretarzem Stanu w Ministerstwie Infra­struktury był wtedy architekt Janusz Żbik, który oficjalnie poparł moją propozycję. Pani premier powiedziała jednak, że filozofia jej rządu to zmniejszanie udziału państwa w życiu społeczno-gospodarczym i nie po to likwiduje sto instytutów, aby tworzyć kolejny. Kolejne rządy, które nastąpiły ­później, odpowiadały dokładnie tak samo.
Dopiero w 2017 roku, gdy kolejny raz byłem u kolejnego już premiera, zdarzył się cud. Minister Gliński powiedział, że się zgadza i że możemy założyć Instytut. Dostaliśmy etaty, środki finansowe i mogliśmy wynająć siedzibę, mieszczącą się przy ulicy Foksal 4 w Warszawie.


Wojciech Fudala: Jak obecnie funkcjonuje Instytut?

Bolesław Stelmach: Mamy pięć działów i po trzy–cztery etaty w każdym z nich. Jednym z nich jest dział naukowy, który zbiera spuściznę po wybitnych architektach, na przykład po Przemysławie Szaferze, Teresie Zarębskiej czy pracowni Bulanda Mucha. Zajmuje się więc rzeczami, które budują tożsamość ­historii polskiej architektury.
Mamy też dział wystaw prowadzony przez młodego architekta Kacpra Kępińskiego. Ostatnio mieliśmy wystawę Macieja i Stanisławy Nowickich w siedzibie ONZ w Nowym Jorku [por. A&B 04/2024]. Na jej otwarciu pojawiły się tłumy ludzi, w tym Przewodni­czący Zgromadzenia. Tak jest na wszystkich naszych wystawach, no może nie zawsze bywa ­Przewo­dniczący ONZ.

Centrum Hydroterapii Atrium, Nałęczów, ul. Grabowa, projekt: 2003, realizacja: 2003-2004

Centrum Hydroterapii Atrium, Nałęczów, ul. Grabowa, projekt: 2003, realizacja: 2003–2004

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Warto powiedzieć również o dziale wydawniczym, którego książki można nabyć w artystycznych księgarniach, takich jak Bęc Zmiana, czy tych zlokalizowanych w polskich muzeach. Rocznie wydajemy cztery–pięć książek, starając się, by były nie tylko merytoryczne, lecz także pięknie zaprojektowane i wydane, za co często dostają nagrody i wyróżnienia, jak „Archipelag CIAM. Listy Heleny Syrkus”. Polecam ją wszystkim, którzy chcą poznać los polskich modernistów próbujących pomóc władzy komunistycznej w przekształcaniu przestrzeni i robieniu rzeczy akceptowalnych społecznie. W przygotowaniu są też kolejne książki, na przykład „Dzieła Wszystkie Józefa Rykwerta” czy seria „Myśliciele dla architektów”.
Kolejnym, bardzo ważnym działem jest edukacja. Każda z wystaw czy publikacji jest związana z warsztatami czy seminariami. Uczestniczą w nich osoby w różnym wieku: od dzieci w wieku przedszkolnym, aż do uniwersytetów trzeciego wieku. Wszystkie cieszą się ogromną popularnością. Mamy już drugi rocznik absolwentów studiów podyplomowych, przygotowujących tutorów w dziedzinie architektury i urbanistyki. Zapraszam do wizyty na naszej stronie internetowej www.niaiu.pl, żeby zapoznać się z ofertą Instytutu.


Wojciech Fudala: Jakie korzyści czerpią architekci, którzy obecnie działają na rynku, z istnienia NIAiU?

Bolesław Stelmach: Jeżeli ktoś chce świadomie projektować, to musi znać chociażby Rykwerta czy inne publikacje wydane przez NIAiU. Jeszcze w tym roku planujemy wydanie książki prof. Ewy Kuryłowicz „Teoria dla praktyki”. Pojawi się tam całe mnóstwo mądrych rzeczy. Warto spojrzeć na wymiar teoretyczny, który reprezentował prof. Stefan Kuryłowicz, a którego myśl kontynuuje dzisiaj prof. Ewa Kuryłowicz. Ich biuro jest jednym z najważniejszych w Polsce od paru dekad.

Szucha Premium Offices, Warszawa, Al. J. Ch. Szucha, projekt i realizacja: 2013-2017

Szucha Premium Offices, Warszawa, Al. J. Ch. Szucha, projekt i realizacja: 2013–2017

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Będziemy też w miarę możliwości pracować nad monografiami. Obiecuję sobie, że pochylimy się nad pomnikowymi architektami, takimi jak choćby Marek Budzyński, który miał wpływ na całe pokolenie swoje i młodszych kolegów. Jest rozpoznawalny w świecie jako ten, który wyznaczał szlaki proekologicznej architektury, a u nas nie cieszy się takim uznaniem, jak powinien. Siłą rzeczy ci starsi o pokolenie architekci wchodzą w cień zapomnienia. Często potrzeba kilku kolejnych pokoleń, żeby na nowo tych architektów odkryć. A Instytut nie chce czekać, tylko odkrywać tych architektów już teraz.
NIAiU, na wniosek środowiska, jest także inicjatorem zmian legislacyjnych. Udało się wprowadzić w ustawie o zamówieniach publicznych obowiązek wyłaniania w drodze konkursu wszystkich koncepcji i wynikających z nich projektów dla budynków realizowanych ze środków publicznych. Wraz z Izbą Architektów i SARP-em doprowadziliśmy do rekomendacji regulaminów takich konkursów przez Urząd Zamówień Publicznych. Obecnie negocjujemy z kolejnymi rządami minimalizację i uproszczenie procedur oraz wymagań do pozwoleń budowlanych.


Wojciech Fudala: Nie boi się pan, że z powodów politycznych Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki może znów zostać zamknięty?

Bolesław Stelmach: Nie mam na to żadnego wpływu, więc w ogóle o tym nie myślę. Piosenkarz i znakomity poeta, Wojciech Młynarski, mawiał „Róbmy swoje!”. To ­właśnie robimy.


Wojciech Fudala: Jakie są pana zdaniem największe wyzwania, przed którymi stoi polska i światowa architektura?

Bolesław Stelmach: Lubię wracać do cyklu esejów i dyskusji w „Architectural Review”, które zapoczątkował artykuł Petera Buchanana. Mówi on o tym, że stararchitekci to taki ostatni odblask zachodzącego modernistycznego słońca. Teraz, aby uzyskać akceptację społeczną, architekci będą musieli odegrać jakąś rolę dla społeczności, w której ­przyszło im żyć.
Polska architektura zawsze podążała szlakami, które wcześniej były wyznaczone przez zachodnie elity. Tak było i tak, moim zdaniem, pozostanie. Dzisiaj Zachód prowadzi nas do myślenia proekologicznego, ale też myślenia o człowieku jako integralnej, autentycznej jednostce, która zawiera w sobie Boską cząstkę. Architekci mają ten przywilej, że mogą budować dla niego pokój, mieszkanie, dom, osiedle czy miasto. To jest absolutnie wyjątkowa rola, ale też wielka odpowiedzialność.

rozbudowa Sejmu RP Budynek Komisji Sejmowych, Warszawa, ul. Wiejska, projekt: 2013-2015, realizacja: 2016-2018

rozbudowa Sejmu RP Budynek Komisji Sejmowych, Warszawa, ul. Wiejska, projekt: 2013–2015, realizacja: 2016–2018

fot.: Marcin Czechowicz © Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne.


Wojciech Fudala: A kiedy spogląda pan w przeszłość, to z czego jest pan najbardziej dumny?

Bolesław Stelmach: Nie oglądam się za siebie, bo najbardziej dumny jestem z tego, że w pracowni czeka na nas kolejny projekt. Każdy budynek, który w tej chwili rysujemy, jest dla nas projektem najważniejszym, bo tym, który dopiero powstanie. Tam ogniskują się wszystkie nasze marzenia, nasze oczekiwania, nasza wiedza i nasz talent. Nie patrzę w przeszłość, bo wszystko, co najlepsze, jest jeszcze przed nami.

Wojciech Fudala: Dziękuję za rozmowę.


rozmawiał: Wojciech Fudala

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE