Co nam mówi przypadek placu Pięciu Rogów w Warszawie? Że nie odrabiamy pilnych lekcji. Uwolniona od samochodów, udostępniona pieszym i zadrzewiona przestrzeń prezentuje się znacznie lepiej, ale nie cieszy tak, jak można było oczekiwać. A wystarczyło przyjrzeć się podobnym przypadkom gdzie indziej.
Wielkie nadzieje i – jednak – częściowe rozczarowanie. Otwarty oficjalnie we wtorek tzw. plac Pięciu Rogów w Warszawie jest przedmiotem obiekcji. Nie dotyczą one istoty zmian, czyli uwolnienia przestrzeni od samochodów, oddania jej przede wszystkim pieszym oraz obsadzenia dorodnymi drzewami. Ta decyzja jest słuszna i aż dziw, że dopiero teraz zostało ucywilizowane to bardzo ważne śródmiejskie rozwidlenie ulic Brackiej, Kruczej, Szpitalnej i Zgoda na przecięciu z deptakiem w ulicy Chmielnej. Obserwatorów i pierwszych użytkowników boli jednak brak niskiej zieleni. Oczywiście, nie obywa się bez emocjonalnego wzmożenia i epitetu „betonoza”.
polne, ale w lastriko
Plac jest dziś przede wszystkim obszernym skwerem obsadzonym 22 klonami polnymi, które już teraz mierzą dziewięć metrów. Posadzkę wykonano z lastrikowego betonu architektonicznego, są też liczne siedziska oraz mała sadzawka (przypominająca nieco kałużę) – dołożona do projektu na wniosek mieszkańców. Samochody mogą warunkowo przejeżdżać jedynie w ciągu ulic Kruczej i Szpitalnej. Projekt to dzieło Kacpra Ludwiczaka, Michała Kempińskiego i pracowni WXCA. Koncepcja została wyłoniona w konkursie rozstrzygniętym w 2016 roku (zwyciężyła w nim właśnie praca Kacpra Ludwiczaka), odbyły się tez konsultacje społeczne. Opis koncepcji informował:
Charakter wnętrza urbanistycznego kształtowany jest poprzez dobór lapidarnej formy posadzki i malej architektury, a także użycie zieleni wysokiej jako kluczowego elementu kompozycyjnego.
Przemiana placu jest częścią programu Nowe Centrum Warszawy (zwanego też „uśmiechem Warszawy” – od kształtu objętej nim przestrzeni), w ramach którego śródmiejskie place i ulice poddawane są rewaloryzacji i zazielenianiu.
plac Pięciu Rogów — Warszawa, po przebudowie — VII 2022, proj. Kacper Ludwiczak, Michał Kempiński oraz WXCA
widok z Chmielnej, w stronę al. Jerozolimskich, widok z lotu ptaka
fot.: R. Motyl, źródło: UM Warszawa
już nie ściek
Realizacja jest zgodna z wizualizacjami pokazywanymi wcześniej, a jednak w mediach i serwisach społecznościowych dostrzegalna jest silna krytyka skupiająca się na lastrikowej posadzce placu i betonowych siedziskach. Wiele jest głosów potępiających realizację w całości, choć – przecież – sytuacja uległa znacznej poprawie. Komunikacyjny, bezdrzewny ściek został zastąpiony o wiele bardziej przyjazną przestrzenią. Drzewa, już teraz dość okazałe, w przyszłości rozrosną się i dadzą o wiele więcej cienia. W porównaniu ze stanem sprzed przebudowy to zupełnie inna, znacznie przyjaźniejsza i lepsza przestrzeń, która – biorąc pod uwagę kluczowe położenie w centrum – z pewnością się zaludni.
Doceniając zmiany, trudno nie zgodzić się jednocześnie, że niska zieleń i połacie powierzchni biologicznie czynnej nadałyby skwerowi ciekawszą formę. Co zatem poszło nie tak? To chyba dość proste: realizacja nie nadążyła za zmieniającym się bardzo szybko podejściem mieszkańców do zieleni i reakcji na zmiany klimatu. W ostatnich latach silnie wzrosła świadomość dotycząca miejskich wysp ciepła i retencji, a liczne przykłady bezdrzewnych, zabetonowanych lub „ukamienowanych” placów w całej Polsce budzą ostre i uzasadnione reakcje.
plac Pięciu Rogów — Warszawa, po przebudowie — VII 2022, proj. Kacper Ludwiczak, Michał Kempiński oraz WXCA
widok z kierunku północnym, życie na placu po otwarciu
fot.: R. Motyl, źródło: UM Warszawa
zlekceważone przestrogi
Placowi Pięciu Rogów – z jego drzewami – daleko jednak do takiej patologii. Niemniej twórcy projektu i warszawski ratusz nie powinni być zaskoczeni. Gdyby odrobili lekcję z innych równie niejednoznacznych przypadków, plac byłby odbierany znacznie korzystniej. Sytuacja w Warszawie bardzo przypomina to, co wydarzyło się w Poznaniu. Wiosną 2019 roku oddany został tam do użytku pierwszy fragment całkowicie zrewaloryzowanej głównej ulicy śródmieścia — Świętego Marcina (wg konkursowego projektu z 2015 autorstwa Studia ADS). Ulica podporządkowana dotąd samochodom została oddana we władanie pieszym, jezdnie zredukowano do niezbędnego minimum, a na całym odcinku zasadzono ponad sześćdziesiąt drzew. Całkiem dorodne lipy i klony stanęły w trzech rzędach. Przez ostatnie trzy lata znacznie się rozrosły.
Poznaniacy są jednak bardzo umiarkowanie zadowoleni ze zmian. Słowo „betonoza” jest w stałym użyciu. Powód: niemal całkowity brak niskiej zieleni i powierzchni biologicznie czynnej. Oczy przechodniów rejestrują zatem przede wszystkim obszerne połacie betonowej posadzki, która w dodatku łatwo brudzi się i jest trudna do wyczyszczenia (w konkursowej pracy anonsowano kamień, który – niestety – zamieniono na lastriko o umiarkowanej jakości). Podobne zastrzeżenia budzą także odnowione niedawno: plac Kolegiacki (więcej: tutaj) i Rynek Łazarski (więcej: tutaj). W przypadku tego ostatniego udało się jednak – niemal rzutem na taśmę w trakcie budowy – doprojektować sporą połać powierzchni biologicznie czynnej z kilkoma drzewami. Krok wart docenienia, choć są jeszcze na Rynku dwa miejsca, które domagają się podobnego „odbrukowania”.