Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przyciągnęło uwagę i wzbudziło żywą dyskusję, która pokazuje, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia w zakresie edukacji architektonicznej. Uważam, że odbiór nowego budynku często bywa niesprawiedliwy, a opinie krzywdzące. Choć budynek Thomasa Phifera nie aspiruje do rangi arcydzieła światowego, to z pewnością stanowi solidny przykład architektonicznego rzemiosła. Jest doskonałym budynkiem tła — odpowiednio stonowanym, by dobrze wkomponować się w kontekst miejsca.
Co ciekawe, pierwotnie planowany zwycięski projekt konkursowy Christiana Kereza był dość podobny, przynajmniej z zewnątrz. Patrząc na obie propozycje, widzimy pewną spójność w podejściu — zarówno Kerez, jak i Phifer zaczęli oczywiście od dokładnej analizy kontekstu, który w tym przypadku jest bardzo trudny. W końcu projektując w sąsiedztwie Pałacu Kultury, ikony Warszawy dominującej nad otoczeniem, trudno było o inną decyzję, niż stworzenie budynku, który nie będzie się narzucał, raczej uzupełni istniejącą przestrzeń.
mobilny pawilon Muzeum Sztuki Nowoczesnej
© KWK Promes
Sytuacja ta przypomina konkurs na Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie, gdzie mieliśmy do czynienia z podobnym wyzwaniem: sąsiadująca Filharmonia była silnym i wyrazistym obiektem, byliśmy pewni, że szybko stanie się ikoną miasta. Świadomie postanowiliśmy zejść z naszym budynkiem na drugi plan, chowając go pod ziemią, by obiekty nie rywalizowały z sobą. Kerez i Phifer mieli podobne podejście, co moim zdaniem świadczy o dużej klasie tych architektów.
W konkursie, który wygrał Kerez, pojawiło się mnóstwo propozycji o dziwnych, czasem karykaturalnych kształtach, które wyglądałyby śmiesznie obok Pałacu Kultury. Odbyła się wówczas dyskusja, uproszczona, podobna do tej obecnej, na temat tego, jak powinno wyglądać nowe muzeum. Wiele osób (również architektów) domagało się ikony, zaskakującej formy, jak u Franka Gehry’ego. Propozycja Kereza początkowo miała niewielkie poparcie.
Jego koncepcja, choć nie doczekała się realizacji, pozostaje jednak fascynująca. Postawił na wnętrze, którego sklepienia, z charakterystycznymi obłymi formami, nadałyby mu unikalny charakter i stanowiły ciekawą piątą elewację widoczną z górnych pięter Pałacu Kultury.
mobilny pawilon Muzeum Sztuki Nowoczesnej
© KWK Promes
Kiedy w 2010 roku zostaliśmy zaproszeni do zamkniętego konkursu na przenośny pawilon Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zainspirowaliśmy się tymi niezrealizowanymi sklepieniami, przekształciliśmy je na swój sposób. Kerez był wtedy na bardzo interesującym etapie kariery, a jego projekt doskonale to wyrażał. Dziś jest znanym i cenionym architektem, realizującym świetne projekty na całym świecie. Żałuję, że jego muzeum nie powstało w Warszawie.
To jednak nie oznacza, że projekt Phifera jest zły. To solidny budynek, który stwarza odpowiednie warunki do ekspozycji sztuki — a to już bardzo dużo. Znam muzea, w których architektura przytłacza dzieła. Muzeum Phifera jest dla nich idealnym tłem.
Porównałbym Muzeum Sztuki Nowoczesnej do śląskiej Strefy Kultury, czyli zespołu budynków otaczających Spodek. Choć to obiekty trudno zestawialne, pod względem wyrazistości Pałac Kultury w Warszawie przypomina Spodek — również silny formalnie i łatwo zapadający w pamięć. Zamiast próbować prześcignąć ikoniczną sylwetkę hali, wszystkie późniejsze budynki — Muzeum Śląskie [proj.: Riegler Riewe Architekten — przyp. red.], NOSPR [proj.: Konior Studio — przyp. red.] i MCK [proj.: JEMS Architekci — przyp. red.] — zostały zaprojektowane jako „pudełka”, przemyślane pod kątem tła, wzbogacające przestrzeń, lecz nie koncentrujące na sobie uwagi. Gdyby każdy z nich przyjął formę ekspresyjnej rzeźby, powstałaby kakofonia form. Dzięki dobrym architektom, wybranym zresztą w procedurze konkursu, Strefa Kultury jednak się broni i będzie się bronić przez lata.
mobilny pawilon Muzeum Sztuki Nowoczesnej
© KWK Promes
Podobnie jest z warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Choć projekt Kereza z pewnością byłby niezwykły, to możemy się cieszyć, że otrzymaliśmy realizację Thomasa Phifera. Jego muzeum harmonijnie wpisuje się w tkankę miejską i jestem przekonany, że z czasem będzie coraz bardziej doceniane — tak jak wieże World Trade Center, początkowo krytykowane, a z czasem uznane za wręcz niemożliwe do zastąpienia. Czas zapewne zweryfikuje te nie do końca świadome oceny budynków, wydawane bez spojrzenia na szerszy kontekst.
Robert KONIECZNY
więcej: A&B 12/2024 – MIEJSCA TRZECIE,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B