Żyjemy w czasach alarmujących sygnałów. Zmiany klimatu i przekraczanie granic planetarnych nie są już abstrakcyjnymi hasłami, lecz realnym zagrożeniem, które dotyka każdego aspektu naszego życia, w tym architektury krajobrazu. Jako projektanci przestrzeni mamy ogromną odpowiedzialność — nasze decyzje, podobnie jak architektów, przecież materializują się w betonie, stali, plastiku, zużytej energii i przekształconym krajobrazie.
zmiany perspektywy
Musimy zatem zadać sobie fundamentalne pytanie: czy dotychczasowy model działania projektowego, ten bezrefleksyjny i linearny, jest jeszcze do obrony? Stawiam tu tezę, że nie. I dlatego polecam podjąć wyzwanie. Pracuję właśnie nad prototypami rozwiązań, które być może dadzą nieznaczną inspirację. Dziś podzielę się jednym z nich. Projektem Jednego Elementu. Potrzebne jest jednak wprowadzenie.
pomnik projektanta vs. potencjał nieużytku
Tradycyjne podejście do projektowania przestrzeni publicznych często przypomina stawianie sobie pomników. Parki, skwery, place zabaw — realizowane w modelu linearnym — podobnie jak kubatury, pochłaniają ogromne ilości zasobów: betonu, energii na transport i budowę, wody, na etapie utrzymania i konserwacji… To architektura i architektura krajobrazu, mimo zielonej etykiety, przyczyniają się do problemów, z którymi rzekomo walczą. Lubimy je często nazywać dostosowaniem miast do zmian klimatu. Paradoksalnie prawdziwymi sprzymierzeńcami w walce ze zmianami klimatu w miastach często nie są kosztowne, zaprojektowane parki, skwery, ogrody, lecz pogardzane nieużytki. Czyli coś, co niszczymy, żeby wprowadzić zieleń i infrastrukturę.
Anna Karpowicz z Hashtag Ensemble — koncert na flet w „Galerii w Krzakach”
© Fundacja Krajobrazy
Czwarta przyroda, te „chaszcze”, „marnotrawstwo przestrzeni” w oczach wielu planistów, projektantów, samorządowców i deweloperów to w rzeczywistości samowystarczalne ekosystemy, naturalne klimatyzatory, magazyny wody deszczowej, ostoje różnorodności biologicznej i korytarze ekologiczne. To darmowe usługi ekosystemowe, które bezmyślnie niszczymy w imię „zagospodarowania” terenu w systemie projektowania antropocentrycznego, które de facto staje się projektowaniem również przeciw człowiekowi. Mentalnie tkwimy tu nadal w średniowiecznym podziale na „sacrum” (uporządkowane, ludzkie, kontrolowane) i „profanum” (dzikie, chaotyczne, naturalne), a nieużytki są dla nas tym drugim — czymś, co trzeba ujarzmić, „ucywilizować”. Niszcząc je, działamy na własną szkodę: likwidujemy darmowe rozwiązania problemów, które sami generujemy. Wolimy jednak postawić sobie w tym miejscu kolejny pomnik projektanta, a samorządowiec musi przecież gdzieś przeciąć czerwoną wstążkę.
Projekt Jednego Elementu — minimalizm jako klucz?
Czy istnieje alternatywa dla kosztownych i zasobożernych interwencji w przestrzeń publiczną? Czy możemy tworzyć wartościowe miejsca spotkań i rekreacji, działając w zgodzie z zasadami GOZ, minimalizując nasz ślad węglowy i wpływ na środowisko? Odpowiedzią może być Projekt Jednego Elementu. Idea ta zrodziła się z refleksji nad celowością przeładowywania przestrzeni rekreacyjnych masą materiałów, produktów i urządzeń. Czy strefa rekreacji nie mogłaby powstać dzięki wprowadzeniu tylko jednego, starannie przemyślanego elementu, który aktywizuje potencjał danego miejsca, tworzy tak zwane trzecie miejsce w sposób mało inwazyjny i bez zniszczeń, śladów energetycznych, łańcuchów dostaw? Myślę, że to nic skomplikowanego. Umiar i obserwacja miejsca. Wykorzystanie potencjałów i zaprzężenie naszych twórczych umysłów do procesów na poziomie wyobraźni przestrzennej.
jeden z plakatów zapraszających na Koncerty w Krzakach w ramach projektu Miasto Słucha, projekt graficzny: Kamil Filipowski
© Fundacja Krajobrazy
Wyświetlmy sobie przed oczami, jakie procesy inwestycyjne pojawią się w tym miejscu, jakie szkody wprowadzą, co się będzie działo później. Widzą to Państwo? I teraz, dalej siedząc we własnej głowie, przyjrzyjmy się, co tak naprawdę robimy. Czy mamy prawo ten proces przeniesiony w rzeczywistość nazwać tworzeniem? Czy niszczeniem? Uruchamia się wtedy u mnie minimalizm projektowy. Jest jeszcze kilka ciekawych aspektów pracy z umysłem projektanta w kontekście procesu inwestycyjnego, ale to opowieść na inną okazję.
aspekt etyczny korzystania z czwartej przyrody, zarastania i potencjału miejsca
Jak już sobie spaceruję po tych zakamarkach projektowego umysłu, to pojawia się myśl związana z etyką: zagarnianie przestrzeni czwartej przyrody, by wprowadzić tam człowieka z jego aktywnością. Czy mogę tak zrobić? Pozbywam się przekonania, że nie mogę, gdy nagle przed oczami widzę spacerującą po mieście rodzinę Państwa Destrukcyjnych, czyli uśmiechniętej Deweloperki idącej pod rękę z Samorządowcami, którzy prowadzą przed sobą wózek uchwał, w którym wesoło baraszkują koparka, spychacz z lizaczkami z asfaltu oraz betoniarka, której ulał się właśnie betonik. Oni za chwilę zrobią tam betonozę z zieloną greenwashingową papką. Lepiej jest jednak częściowo zachować te tereny w ramach siatki korytarzy ekologicznych i projektowania równoprawnego, a części nadać funkcję użytkową przy minimalnym zaangażowaniu materiałowo-energetycznym. Tak myślę.
Adam Eljasiński z Hashtag Ensemble — koncert na klarnet
© Fundacja Krajobrazy
Galeria w Krzakach, 7 stopni
Przykładem mojego prototypu dla Projektu Jednego Elementu jest zrealizowana przez zespół Krajobrazów trzy lata temu „Galeria w Krzakach”. Projekt powstał na terenie porośniętym przez spontaniczną roślinność — ktoś nazwałby to miejsce klasycznym nieużytkiem miejskim. Zamiast kompleksowego „zagospodarowania”, zdecydowaliśmy się na minimalną interwencję: budowę siedmiu prostych stopni schodów terenowych. Ten jeden element umożliwił wejście do wcześniej niedostępnej przestrzeni. Rezultat przerósł najśmielsze oczekiwania. Te siedem stopni stało się katalizatorem działań kulturalnych. Miało być jedno wydarzenie, a odbyło się w tym miejscu ich już kilkanaście: koncertów, wystaw, spotkań.
Paweł Janas z Hashtag Ensemble — koncert na akordeon
© Fundacja Krajobrazy
Jedynym dodatkowym „zawleczonym” elementem była biodegradowalna, mielona ściółka użyta do wytyczenia ścieżek, co jest w pełni zgodne z zasadami GOZ. Projekt udowodnił, że minimalna, świadoma ingerencja projektanta, wykorzystująca potencjał miejsca (czwartej przyrody), może stworzyć funkcjonalną i atrakcyjną przestrzeń publiczną. To esencja zasad GOZ — Refuse (odrzucenie zbędnej ingerencji), Reduce (ograniczenie materiałów i energii), Reuse (wykorzystanie potencjału istniejącej przestrzeni), Rethink (przemyślenie procesu projektowego). Co ciekawe, to miejsce pobudziło do dalszych inicjatyw. Ważnym aspektem było również to, że w „Galerii w Krzakach” pojawili się ludzie kultury, samorządowcy, urzędnicy, których nigdy nie udałoby się przekonać, by przyszli w takie miejsce. Ten przykład skłonił mnie do rozważań na temat innych funkcji, które można nadać jednym elementem małej architektury.
koncert Julii Romaniuk, piosenkarki i uchodźczyni z Ukrainy
© Fundacja Krajobrazy
jeden element, trzecie miejsce
Co istotne, „Galeria w Krzakach” zaczęła pełnić funkcję trzeciego miejsca, zgodnie z koncepcją Raya Oldenburga opisaną w książce „The Great Good Place”. Oldenburg definiuje trzecie miejsca jako przestrzenie inne niż dom (pierwsze miejsce) i praca (drugie miejsce), które są kluczowe dla życia społecznego, budowania wspólnoty i dobrostanu jednostki [por. A&B 12/2024]. Nasz obiekt, trzeba powiedzieć uczciwie, nie realizuje wszystkich jego założeń, co wcale nie oznacza, że przestrzenie jednego projektowanego elementu nie mogą spełnić wszystkich.
wykład Wojciecha Januszczyka o zmianach klimatu przed koncertem w krzakach
© Fundacja Krajobrazy
Jakie są więc cechy charakterystyczne trzecich miejsc według Oldenburga, które możemy odnaleźć w tej przestrzeni?
- Neutral Ground (neutralny grunt): przestrzeń nieużytku stała się miejscem, gdzie nikt nie jest gospodarzem ani gościem. Ludzie przychodzą i odchodzą swobodnie. Siedem schodów jedynie ułatwiło dostęp, nie narzucając formalnej struktury.\
- Leveler (niwelator różnic): naturalne, nieformalne otoczenie sprzyjało spotkaniom ludzi niezależnie od ich statusu społecznego. Liczyła się chęć bycia razem, a nie zewnętrzne atrybuty. Schody nie tworzyły hierarchii miejsc, a jedynie możliwość bycia.
- Conversation is the Main Activity (rozmowa jako główna aktywność): choć odbywały się tam koncerty i wystawy, przestrzeń ta sprzyjała przede wszystkim swobodnym spotkaniom i rozmowom — esencji trzeciego miejsca.
- A Low Profile (niski profil): projekt celowo był minimalistyczny, bezpretensjonalny, wtapiający się w otoczenie, co jest typowe dla autentycznych trzecich miejsc.
- A Home Away from Home (dom poza domem): dla wielu osób „Galeria” stała się miejscem wytchnienia, spotkań z przyjaciółmi, oferowała psychologiczny komfort i poczucie przynależności.
Jeśli połączymy założenia trzecich miejsc realizowanych z poszanowaniem dla czwartej przyrody, to takie działanie okaże się skutecznym narzędziem do tworzenia bezkosztowych (w utrzymaniu) i niskonakładowych (w budowie) terenów zieleni, które Oldenburg uważa za kluczowe dla zdrowia społeczności. To po pierwsze. A po drugie, co ważniejsze, będziemy dążyć do rzeczywistej równowagi w przestrzeni i przeciwdziałania zmianom klimatu. Wiem, ktoś powie, kropla w morzu. Tak, fakt. Tylko ta kropla drąży skałę.
„Galeria w Krzakach” — wiosenna retencja wody
© Fundacja Krajobrazy
wezwanie do zmian
Doświadczenie „Galerii w Krzakach” pokazuje, że w dobie kryzysu klimatycznego i konieczności wdrażania GOZ musimy radykalnie przewartościować nasze podejście do projektowania przestrzeni publicznych. Zamiast kosztownych, energochłonnych i materiałochłonnych obiektów architektury krajobrazu, często realizowanych kosztem cennych przyrodniczo terenów, możemy postawić na minimalizm Projektu Jednego Elementu. Bo to i ładne, i ekonomiczne przy okazji.
Taka strategia nie tylko wpisuje się w ideę gospodarki cyrkularnej (minimalizacja zużycia zasobów, unikanie odpadów), ma również ogromny potencjał społeczny: umożliwia tworzenie autentycznych, oddolnych i planowych trzecich miejsc — przestrzeni spotkań, rozmów i budowania więzi. Nawet takiego już klasycznego grzebania w telefonie na świeżym powietrzu. To podejście wymaga od nas, architektek i architektów oraz architektek i architektów krajobrazu, pokory i refleksji wobec potęgi umysłu, który, dobrze nakierowany, zdziała cuda. Kreatywność w poszukiwaniu minimalistycznych rozwiązań rozpędzi się sama. Można się pościgać na pomysły, kto mniej i przy okazji bardziej dizajnersko. Oj! Zamarzył mi się konkurs na takie trzecie miejsca albo program aktywizujący dla mieszańców w ramach budżetów obywatelskich czy zielonych budżetów.
wystawa „Ludzie” zrealizowana przez studentów Instytutu Architektury Krajobrazu KUL i Wydziału Artystycznego UMCS
© Fundacja Krajobrazy
Musimy, Panie i Panowie projektanci, spróbować przeciwstawić się presji inwestorów na zagospodarowywanie każdego skrawka ziemi w tradycyjny, linearny sposób. Może właśnie nadszedł czas na pochwałę lenistwa w projektowaniu — na świadome odrzucenie zbędnej ingerencji i ograniczenie środków na rzecz mądrego wykorzystania potencjału miejsca. Być może te siedem stopni w krzakach to nie tylko przykład udanego projektu, ale i symbol nowej drogi dla architektury krajobrazu — drogi bardziej odpowiedzialnej, oszczędnej i bliższej organizmom żyjącym w mieście i jego gospodarzowi, człowiekowi. W końcu, jak przypomina nam Ray Oldenburg, to właśnie w takich nieformalnych, dostępnych miejscach bije serce społeczności.
Wojciech Januszczyk
więcej: A&B 5/2025 – EKOLOGIA,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B