Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

„Zacząłem dostrzegać uroki rozwoju przestrzennego naszego kraju. A to tu ktoś rzucił urok, a to tam...”

20 stycznia '25

Rok 2024, muszę się Państwu przyznać, miło mnie zaskoczył. Zacząłem dostrzegać uroki rozwoju przestrzennego naszego kraju. A to tu ktoś rzucił urok, a to tam. I chociaż przeciętna jakość tego, co się buduje w tym kraju, to jednak dalej uroczysko, to przynajmniej w kategorii rzeczy spektakularnych rywalizacja między zachwytami ujemnymi i dodatnimi stała się bardziej wyrównana.

Zacznę od zachwytów dodatnich. Będzie to oczywiście subiektywne, bo nikt nie jest w stanie być w tym kraju wszędzie naraz, by doświadczyć wszystkiego. Największym efektem wow minionego roku, który w swoim najbliższym gwiezdnym otoczeniu raczej nie ma konkurencji, było otwarcie kładki pieszej nad Wisłą w Warszawie. Rzadko zdarzają się tak niesamowite inwestycje, które jednocześnie dotyczą tak wielu ludzi i tak wiele zmieniają w przestrzeni na plus. Nagle w centrum naszej stolicy wylądowała nowa atrakcyjna przestrzeń publiczna łącząca starą lumpersko-zadziorną Pragę z hipster vege Powiślem za pomocą emocjonalnie wyciszającego spaceru z panoramą warszawskiego Manhattanu w tle. Jeżeli ktoś, kto pamięta ten świat sprzed trzydziestu, czterdziestu lat, wybierze się tam w ładną pogodę, to niewątpliwie poczuje dumę z tego kraju. A to nie tak częste uczucie, dlatego jestem zdania, że spacery po tej kładce powinny być przepisywane na depresję, bo ma właściwości terapeutyczne. Idealny obiekt dla samobójców, aby w ostatniej chwili zmienić zdanie.
Na wyróżnienie zasługuje niewątpliwie rewitalizacja ulicy Chmielnej, element zielonej i pieszej rewolucji w tej części Śródmieścia, która na moje oko zaczęła się od przebudowy placu Pięciu Rogów i dziś widać jej efekty postępujące we wszystkich kierunkach. Co warto w tym kontekście zauważyć i koniecznie pochwalić, to to, że władze Warszawy często realizują te niezwykle pożyteczne inwestycje, które odmieniają wizerunek miasta, na przekór całej masie malkontentów i hejterów, którzy w stolicy dokazują jak w żadnym innym mieście.

Następnym zachwytem dodatnim, który w tym roku przeżyłem, było powstanie osiedla Nowy Port w Bydgoszczy. Mogłoby się wydawać, że to trochę zaskakujący wybór i realizacja, o której pewnie wielu mogło nie słyszeć, podobnie jak o mieście Bydgoszcz, które uważam za najbardziej niedoceniane miasto w tym kraju. Mamy tu jednak do czynienia z urbanistycznym majstersztykiem w kategorii tych nieoszukanych rewitalizacji. Dzięki wielkiemu wysiłkowi intelektualnemu oraz dobrej woli władz i dewelopera udało się wykreować coś absolutnie niesamowitego — zwyczajny, wielofunkcyjny kwartał miejskiej zabudowy. Coś, co urbanistom sto lat temu wychodziło zupełnie bez wysiłku i co potrafili robić jeszcze jako tako komuniści po wojnie, a co dla dzisiejszych budowniczych miast w wolnej Polsce jest zazwyczaj trudem ponad siły. Nie będę ukrywał, że to trochę przykre, że wykreowanie zwykłego, wielofunkcyjnego kwartału zabudowy w centrum miasta w Polsce staje się wyczynem, ale żyjemy w kraju, w którym niestety zniszczyliśmy wszystkie zasady projektowania dobrych miast w ludzkiej skali i oddaliśmy to zadanie projektantom drogowym, instalatorom, strażakom i wielu innym branżom, byle tylko nie zajmowali się tym architekci i urbaniści, którzy się na tym znają. Tym bardziej więc pokazanie, że tworzenie czegoś normalnie jest możliwe, zasługuje na nagłośnienie i oklaski.

Czas przejść do tematów mniej przyjemnych. I tu wybór jest równie prosty jak kładka nad Wisłą. Gdy pomyślę o moim największym zachwycie o odwróconym spinie, to niestety równie jaskrawym przykładem jest Rzeszów i jego najwyższy w tej części Emiratów wieżowiec Buhr al Olszynki. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko wysokim budynkom, a wręcz jestem ich fanem z racji tego, że potrafią imponująco wyglądać i z natury są łaskawe dla matki Ziemi, ale tego typu inwestycje umiejscowione w wątpliwych warunkach, na terenach zalewowych, oklejone parkingozą i powstające na warunkach zabudowy znalezionych w paczce z chipsami wzbudzają nieufność mieszkańców wobec inwestorów i administracji, co przekłada się na coraz większy opór przed dużymi inwestycjami, które mogłyby pchać ten kraj do przodu i przyczyniać się do jego wzrostu gospodarczego. A na to wszystko jeszcze naciągnięte szaty architektoniczne kojarzące się z wizytówką jakiegoś azjatyckiego kraju o wielkich nierównościach społecznych i problemach z łamaniem praw człowieka. Nie da się ukryć, że Rzeszów tym architektonicznym wykonem wyraźnie zaznaczył swoją obecność na mapie tygrysów rejonu Morza Kaspijskiego.

Innym gargantuicznym wykonem architektury w tym roku okazał się hotel Orle Gniazdo w Szczyrku, który zabłysnął tym, że swoją skalą nawiązuje do rozmiarów okolicznych gór, rzucając rękawicę takim znanym kolosom tego kraju jak falowce w Gdańsku czy katowicka Superjednostka. Broni go jedynie fakt, że jest to przebudowa już istniejącego tam wcześniej molocha z czasów komuny, żal jednak, że taką inwestycją utrwala się architektoniczne zanieczyszczenie krajobrazu, zamiast je eliminować.

Szczyrk zresztą nie jest w tym odosobniony, idzie ramię w ramię z Wisłą, w której od lat rozbudowuje się jeszcze gorszy pod względem krajobrazowym kompleks Wisła Mountain Resort, który zasłynął tym, że główny budynek hotelu to pierwszy przykład architektury zaprojektowanej w Minecrafcie.

Przyglądając się inwestycjom, można odnieść wrażenie, że całkowicie utraciliśmy kontrolę nad tym, co się dzieje w polskich górach. Kolejne miejscowości zaczynają z sobą rywalizować na coraz to bardziej absurdalne hotelarskie mamuty krajobrazowe, mosty między górami i gargantuiczne, krzykliwe wieże widokowe. Aby nie utonąć w tym temacie, wspomnę jeszcze tylko o Wałbrzychu i jego zardzewiałej wieży widokowej, która od tego roku góruje nad tym umęczonym miastem i wygląda jak element porzuconej instalacji przemysłowej. W sumie sprytne. Na tle ruin tego miasta można powiedzieć, że się jakoś tam nawet wpisuje, ale wizerunku Wałbrzycha takimi działaniami to my raczej nie poprawimy.

Podążając na północ, warto zajechać do Oborników i rzucić okiem na nowy zamek w Puszczy Noteckiej. Chociaż wierzę, że architekci, którzy go projektowali, mieli świetną zabawę, to jednak jest to przykład inwestycji ponad wszelką miarę godny krytyki, bo pokazuje słabość prawa w tym kraju i ogólnie naszego kraju jako takiego. Ludzie czasem głupiego garażu nie mogą latami wybudować, a ta inwestycja udowadnia w jaskrawy sposób, że jeżeli sypniesz absurdalnymi pieniędzmi i zaprojektujesz coś tak dziwnego, że wprawi to w zdumienie absolutnie wszystkich, to jesteś w stanie sparaliżować działanie organów państwa do tego stopnia, że możesz zlekceważyć decyzje środowiskowe, planowanie przestrzenne, a dokumenty same będą się wypełniać i uzgadniać z wsteczną datą, wszystkie zarzuty w cudowny sposób zaś zdążą się przedawnić lub zostać oddalone z powodów błędów proceduralnych. No ale można dzięki temu powiedzieć, że zamek jest przez to jeszcze bardziej magiczny, gdyż wiedza, jak to wszystko było możliwe, nadal pozostaje tajemna. O architekturze tego czegoś nie ma się co tu rozwodzić. Amatorom Disneylandu będzie się podobać, z daleka fajna dekoracja filmowa, a podejść tak blisko, aby pokazać palcem te wszystkie anachronizmy stylowe, od których bolą zęby, i tak nie można, bo psami kasztelan poszczuje.

Z innych rzeczy, które mnie trochę rozczarowały w ostatnim czasie, muszę jeszcze wspomnieć o dwóch inwestycjach w Warszawie, które dopiero w tym roku miałem okazję zobaczyć, po części właśnie za sprawą warszawskiej kładki na Wiśle, która przybliżyła Pragę wielu ludziom. To Fabryka Wódki KoneserPort Praski. Dwie inwestycje, które wzbudziły zainteresowanie, a które na żywo niestety rozczarowują. Koneser to betonowy wygon pozbawiony wysokiej zieleni, z czego chyba zdano sobie sprawę po czasie, dlatego nawrzucano tam donic z zielenią bez ładu i składu. Ma się wrażenie, że coś nie do końca zadziałało w tej inwestycji. Wywołuje lekkie znużenie. Powtórzona po raz dwudziesty ta sama zgrana melodia trącąca plastikiem, polegająca na rutynowym zderzeniu przybrudzonego nowego z wyszczotkowanym starym w najbardziej banalny sposób, w nadziei, że powstanie coś hipsterskiego. Dla Pragi może to jakiś krok naprzód, ale ogólnie rzecz biorąc to jednak krok wstecz. Port Praski jest o wiele bardziej chaotyczny, nie trzyma równego poziomu, może z powodu różnych inwestorów. Przyznaję, są tam miejsca naprawdę przyzwoite i intrygujące, jak fragment ulicy Józefa Sierakowskiego, ale są też prawdziwe przestrzenne dramaty, jak placodziadoparking przy ulicy Wrzesińskiej czy prawdziwy nowotwór przestrzeni publicznych w postaci zderzenia Portu Praskiego z przestrzenią pomnika Kościuszkowców. Styk obu tych przestrzeni trąci urokiem otwartego złamania nogi, jest wypełniony murami, płotozą oraz graffiti w śmierdzących zaułkach, które prowadzą donikąd.

Podzielę się z wami tylko jeszcze jedną refleksją: czasami nachodzi mnie ta niesforna myśl, że żyjemy w naprawdę najlepszych czasach tego kraju i tylko z zupełnie niewiadomych powodów potrzebujemy psychologów, aby to wszystko zrozumieć.

Paweł Mrozek

więcej: A&B 1/2025 – Drewno w architekturze,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B 

Głos został już oddany

ZAMIESZKANIE - BUDMA 2025
PORTA BY ME – konkurs
Podkręć swoje pomysły
INSPIRACJE